Trochę się męczyłam z tym rozdziałem, ale chyba było warto. Pominę to, że sprawdzając go, miałam wrażenie, że pisał to jakiś analfabeta... Serio, tylu błędów to ja dawno na oczy nie widziałam. xD Mam nadzieję, że wszystkie wyeliminowałam, chociaż jak się walczy z taką ilością i z taką różnorodnością, to różnie bywa. xD Tak czy siak, znów rozdział jest kilometrowy, za co przepraszam. xD Ale tym razem jest już cała piątka SHINee, więc mam nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie. ^^
Ogólnie ten rozdział dedykuję Reiko, mojemu osobistemu Trollowi, argument: bo Onew~ <3 XD
I nie mogę zapomnieć o Dziinie, która ma dziś urodziny~! Wszystkiego najlepszego, Kochana, mam nadzieję, że Ci się spodoba, specjalnie dla Ciebie się spieszyłam ze wstawieniem~! :*
„Nieustający deszcz, nieustający dźwięk, nieustające rany
Nieustająca miłość, nieustająca piosenka…
Nie potrafię już tego zatrzymać
Nie potrafię tego uchwycić”
Nieustająca miłość, nieustająca piosenka…
Nie potrafię już tego zatrzymać
Nie potrafię tego uchwycić”
Po konfrontacji z blondynem o kocich oczach Minho cały czas o rozmyślał o tym wydarzeniu. Czemu musiał trafić na tego chłopaka? I czemu odnosił dziwne wrażenie, że tamten jest w stanie wprowadzić w życie wszelkie groźby dotyczące tego, że go zdobędzie? Wydawało mu się, że wbrew pozorom tajemniczy chłopak może być niebezpieczny. Chociaż trochę niezręcznie myślało mu się w taki sposób o osobie, która była znacznie mniejsza i słabsza od niego, i na dobrą sprawę mógł ją rozłożyć na łopatki. Ale nie chciał. Tamten był tak cwany, że jeszcze obróciłby to przeciw Minho.
Choi przestał już przejmować się tym, że w głowie ma absolutny bałagan, prawdziwe wysypisko śmieci. Na tym wysypisku znajdowało się naprawdę wszystko – od rzeczy niewielkich, poprzez te ogromne i najbardziej szkodliwe. Brunet nie potrafił tego uporządkować, powyrzucać z umysłu i dać sobie spokój. Zresztą, nawet kiedy już myślał, by coś z tym zrobić, nagle nawarstwiały się kolejne odpady. A on, zniechęcony takim obrotem spraw, machał na to ręką, czekając, aż wszystko po prostu runie i będzie święty spokój. Obojętność z każdym dniem wzrastała, a logiczne myślenie coraz bardziej kulało.
Choi uświadomił sobie któregoś dnia, że popadł w depresję. Praktycznie każdy objaw o tym świadczył: był nieludzko przemęczony, mimo to nie mógł spać; bez przerwy miał zły humor i nic go nie cieszyło; wszystko powoli zaczynało go po prostu nie obchodzić, tak naprawdę tylko Minsoo trzymał go jeszcze w jakichkolwiek ryzach zdrowego rozsądku; nie umiał na niczym się skoncentrować, a podejmowanie nawet błahej decyzji było dla niego nie lada wyzwaniem, czym samego siebie zadziwiał, ponieważ z tą czynnością nigdy nie miał problemów; nie miał apetytu, chudł, może nie dużo, ale to i tak było podejrzane, biorąc pod uwagę, że czasem nie jadł cały dzień i nawet mu to nie przeszkadzało. Chyba jednak najważniejszym aspektem tych objawów były myśli samobójcze. Jeszcze nie dwadzieścia cztery godziny na dobę, jednak kilka razy już zdążył rozważać swój sposób śmierci. Mimo to, nie było z nim jeszcze tak źle, ponieważ gdy tylko przyłapywał się na takich myślach, to dawał sobie mentalny policzek. Podświadomie wcale nie chciał się zabić. Jeszcze nie.
Do głowy wpadło mu kilka sposobów na odstresowanie się. Tym sposobem zaczął zawalać studia i staż, więc wszyscy się go czepiali, a on odpowiadał tylko zdawkowym „Mhm, mhm”. Wiedział, że ten rok i tak kompletnie spaprze, więc nie chciało mu się nawet starać. Chciał za to się napić. Napić i wygadać, czyli zrobić coś, na co chyba nigdy w życiu do tej pory nie miał ochoty. Problem polegał na tym, że nie miał nikogo, z kim mógłby zrealizować ten plan. Dopiero po jakimś czasie uświadomił sobie, że przecież „zaprzyjaźnił się” z dwoma męskimi prostytutkami. Cóż, im dłużej nad tym myślał, tym bardziej utwierdzał się w tym, że oni i tak są lepsi od niego, ponieważ nie mieli na rękach niczyjej krwi.
Minho ślęczał nad łóżkiem Minsoo, udając, że nie słyszy kaszlu matki. Od ostatniego incydentu wolał omijać ją szerokim łukiem, by przypadkiem nie zrobić czegoś głupiego. Dlatego kiedy napatrzył się na brata, upewniając się, że śpi, wyszedł z jego pokoju, założył buty i kurtkę, po czym po cichu wyszedł z mieszkania. Pierwszy raz od bardzo dawna mógł spokojnie przespać kilka godzin, jednak już nie potrafił. Cierpiał na bezsenność i każda minuta w łóżku wydawała mu się godzinną męczarnią. W związku z tym doszedł do wniosku, że może się upić. Skoro nigdy tego nie robił, powinno szybko pójść. A przynajmniej miał taką nadzieję. Miał też nadzieję, że jego nowi przyjaciele przywitają go z otwartymi ramionami. O ile nie będą z klientami.
Zakupił w sklepie całodobowym najtańszy i najmocniejszy alkohol, jaki znalazł. Biorąc rekomendację pewnego pijaczyny spod sklepu, że to daje w łeb, Minho podniesiony na duchu zaczął iść przed siebie. Zastanawiał się, jak zareagują Taemin i Onew, widząc u niego mocne postanowienie upicia się. Poza tym prześladowała go nieprzyjemna myśl, że ktoś go śledzi, ale zwalił to na swoją paranoję.
W końcu stanął przed odpowiednimi drzwiami, po drodze mało nie spadając ze schodów, jednak był jeszcze na tyle rozgarnięty, żeby uratować się od upadku. Zastanawiał się, czy ma pukać, czy wejść, a może zrobić coś jeszcze innego. Pierwszy raz wpadł do nich, ot tak, na odwiedziny, ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli. Czuł się dziwnie i niezręcznie, sam już nie wiedział, czy to przez sam fakt stania przed ich mieszkaniem, czy może dręczyło go coś innego…
Siedział na schodach ponad godzinę, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zatopił się w swoich rozmyślaniach na temat tego, po ilu łykach się upije. Stało się to nader fascynujące, kiedy tak siedział i wpatrywał się w swoje trampki. Nagle wzdrygnął się i zrobił wielkie oczy, kiedy poczuł na kolanie czyjąś dłoń. W przypływie paniki pomyślał, że znów przyszedł go molestować tamten wariat. Na szczęście to był tylko Onew, który uśmiechał się do niego prawie jak kochająca i zatroskana matka. Choi w duchu stwierdził, że potrzeba tylko zlikwidować mu z twarzy paskudną bliznę, nałożyć różowy fartuch i głowa domu jak znalazł.
- Coś się stało? – zapytał zaciekawiony Taemin, wyglądając zza Jinkiego.
- Nie, nic – odparł z wyraźną ulgą brunet i podniósł się ze schodka. – Macie czas?
- No jakiś tam mamy – zaśmiał się blondyn. – A co?
- Chcę się upić – powiedział szczerze Minho, a obaj Lee spojrzeli dziwnie po sobie, a potem Onew się zaśmiał, po czym po prostu pociągnął go za rękę do malutkiego mieszkania. Po chwili byli już w środku, a przywitało ich radosne miauczenie.
- On przytył – stwierdził odkrywczo Minho, kiedy czarnobiały futrzak zaczął kręcić się koło jego nóg. Choi chciał czy nie, uśmiechnął się lekko i wziął go na ręce, przez co Pamyeol praktycznie od razu zaczął mruczeć.
- No raczej, teraz jest już zdrowy, ma lepsze jedzenie i w ogóle – ucieszył się nagle rozentuzjazmowany Minnie, wpatrując się w kota. – Czemu się chcesz upić? – zapytał, spoglądając na bruneta. Jednak Minho nic nie odpowiedział, zresztą zauważył, jak Onew lekko szturcha swojego przyjaciela i obdarza wymownym spojrzeniem.
Tak więc Choi nie odpowiedział. Siedzieli tak w ciszy dobre kilkanaście minut. Minho zajmował się zwierzakiem, niezwykle skorym do zabawy pomimo trzech łap, a dwaj Lee przyglądali się Pamyeolowi i jego weterynarzowi. W końcu jednak brunet wziął do ręki alkohol i podstawił go pod nosy swoich znajomych, jednak obaj zgodnie pokręcili głowami na znak, że nie mają ochoty na picie i że ma upijać się sam, oni go popilnują. Żaden przy tym nie odezwał się ani słowem. Po kolejnych kilku minutach Choi odkręcił butelkę i pociągnął z niej zdrowy łyk. Skrzywił się przy tym, mając wrażenie, że za moment te procenty wypalą mu gardło i już nigdy nic nie powie. Dlatego napił się po chwili drugi raz, a następnie trzeci. Było dokładnie tak, jak mówił jego dawny kolega – pierwszy łyk jest obrzydliwy, drugi już tylko wykrzywia, a po trzecim wchodzi jak woda.
Praktycznie natychmiast Minho stracił poczucie czasu. Po trzecim razie przestał liczyć, ile już wypił i w jakich odstępach. Czując następujące znużenie, relaks i to, że złe myśli oraz depresja od niego odpływają, miał ochotę na wiele rzeczy na raz, wzajemnie się wykluczające. Chciał spać, ale z drugiej strony miał ochotę się śmiać. Chciał się położyć, jednak chciał też iść na jakiś spacer. Nie chciało mu się niczego słuchać, mimo to miał ochotę gadać i gadać.
- Wiecie, że zabiłem człowieka? – powiedział, tym samym przerywając bardzo długą ciszę, jaka panowała między nimi. Taemin i Onew spojrzeli po sobie, po czym znów na niego. – Skopałem go… na śmierć… rozumiecie? Ja, student medycyny… - dodał i znów się zaśmiał, by następnie się napić.
Tym razem już nie było cicho. Minho, na początku śmiejąc się cicho, a raczej chichocząc, teraz śmiał się do rozpuku, jakby opowiedział jakiś przedni żart. Jednak najwyraźniej nie rozbawił jego kolegów, którzy mieli zmartwione miny. Nie przerażone, zaskoczone czy zdegustowane, czyli takie, jakie by miało większość osób, a zmartwione, jakby martwili się stanem Minho, a nie tym, że jest mordercą.
- Zabiłem go – powtórzył Choi i ciężko westchnął, wpatrując się pustym wzrokiem przed siebie. – Kazali mi, więc go skopałem… inaczej zabiliby mnie… Co za bezsens! Czy on musiał wyskakiwać na ciebie z nożem? – zapytał ze smutkiem, przenosząc wzrok na twarz Jinkiego, konkretnie na podłużną szramę. – W ogóle czemu na ciebie?... Akurat ty to… tak tu nie pasujesz… - powiedział, a przez nadmiar alkoholu zaczął się już kiwać na wszystkie strony. – W ogóle… to nie dość, że jestem mordercą, to jeszcze chciałem matkę zabić… ale tej jędzy się należy… mało mi brata nie zabiła, głupia…
- Masz brata? – zaciekawił się Taemin i tylko spuścił głowę, czując na sobie surowy wzrok starszego Lee.
- Mam – wyszczerzył się Choi, chyba już zapominając, że przed sekundą rozpaczał nad swoją zbrodnią. – Ma dziesięć lat. Jest grzeczny i zdolny, ma dobre oceny… Bardzo lubi grać w baseball. Jak miałem jeszcze jakikolwiek czas, to z nim grałem. Ale teraz to nawet wstydzę się spojrzeć mu w oczy. No wiecie, taki niewinny dzieciak, taki aniołek i ja, który ma krew na rękach… Współczuję mu, tym bardziej, że mnie tak kocha, czuję to…
Tym razem Taemin się nie odezwał, Onew też nie. Obaj wpatrywali się w bruneta, który spuścił głowę, nie wiadomo było jednak, czy przez smutek, czy po prostu od nadmiaru alkoholu, przez który nie dawał rady już trzymać się prosto. Minho opróżnił już prawie całą butelkę, więc nic dziwnego, że był w takim stanie. Nie zmieniało to jednak faktu, że chłopak na tę chwilę wyglądał fatalnie, i to tylko po części przez procenty. Po kolejnych kilku minutach zaczął płakać.
- Jestem beznadziejny… naprawdę powinienem umrzeć… dlaczego to zrobiłem, dlaczego… dlaczego ja tu w ogóle przyszedłem… co mnie podkusiło… - szlochał, wpadając w coraz większy płacz. – Powinienem przepaść… Zamiast tego człowieka to ja powinienem leżeć w rowie… nie powinno mnie tu być… zmarnowałem życie swoje i Minsoo… ma brata mordercę… mordercę, rozumiecie? Jestem dnem, zasługuję na to, co najgorsze…
Praktycznie w kółko powtarzał ten sam monolog, zapętlając swoje własne słowa. Najwyraźniej urwał mu się film. Obaj Lee wiedzieli, że tego najwyraźniej potrzebował, więc mu nie przerywali, w ogóle nie ruszali się z miejsca. Cierpliwie słuchali jego żali pełnych rozpaczy i lamentowania nad losem jego oraz młodszego brata. Nie mieli sumienia mu przerywać. Ból i rozgoryczenie wylewało się praktycznie z każdej części jego ciała i głosu. Obaj odnosili to samo wrażenie – jakby czytali sobie w myślach – że Minho od jakiegoś czasu musiał być chodzącym nieszczęściem. Gdy tak nad tym dumali, Choi, wstrząsany płaczem, zasnął niespokojnym snem, co chwila mrucząc coś pod nosem.
- Cholera, muszę iść – burknął nagle Minnie, spoglądając na swój zegarek z czułością.
- To idź, ja z nim zostanę – odpowiedział tylko Onew, przyglądając się śpiącemu Minho.
- No, ale… - zaczął niepewnie jego przyjaciel, patrząc to na jednego, to na drugiego, aż wzrok zatrzymał na blondynie.
- Myślisz, że teraz mnie ktoś chce? – zaśmiał się Lee i wskazał na swój policzek. – Znaczy, wiadomo, że się tacy znajdują, ale chyba dziś nie mają czasu. Na szczęście.
- No tak… - opowiedział niepewnie Taemin i pogłaskał śpiącego obok Minho Pamyeola, po czym się podniósł i westchnął. – Może to i lepiej. Jeszcze coś by sobie zrobił.
- Właśnie – przytaknął mu Onew i uśmiechnął się do niego, po czym Minnie wyszedł, jakby ten uśmiech był na to przyzwoleniem.
Choi miotał się we śnie z kilka godzin, a Jinki czuwał nad nim niczym anioł stróż. Nie musiał tego robić, ale chciał. Bardzo dobrze znał uczucie rozpaczy, zagubienia i chęci skończenia z samym sobą. Wbrew pozorom nie zawsze miał takie „radosne” podejście do życia. W sumie dość przewrotnie zyskał je, kiedy zaczęło mu być wszystko jedno. Przed utratą wszystkiego był zwykłym nastolatkiem, niczym niewyróżniającym się z tłumu. Po utracie wszystkiego stał się oazą pozytywnej energii, a przynajmniej tak twierdzili inni. Nie wiedział, dlaczego ludzie to tak odbierali. On po prostu starał się sobie wmówić, że wszystko jest w porządku, wymazując z głowy potworne obrazy, które miesiącami męczyły go w krwawych koszmarach. Nawet teraz czasem je miewał, ale i wybudzać się z nich nauczył – w końcu trening czyni mistrza. Poza tym nie był już sam, więc było łatwiej. Miał Taemina, który przypominał mu młodszego brata, i tak go traktował. Teraz jeszcze dostał w prezencie uroczego kota i studenta medycyny z poważną depresją. Jakkolwiek głupio to nie brzmiało, nawet w jego własnych uszach, było dobrze. No, może oprócz faktu, że student miał depresję.
*
Minho było niedobrze. Dlatego więc nie otwierał oczu, mając nadzieję, że w ten sposób dolegliwość szybciej przejdzie. Cóż, nie wiedział, na ile to jest skutek zamkniętych oczu, a na ile po prostu spokojnego leżenia, ale po jakimś czasie zrobiło mu się lepiej i już nie chciał lecieć do łazienki. Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu, stwierdzając, że nie jest u siebie. Po chwili wzrokiem napotkał Onew, który cały czas mu się przyglądał. W pewnym sensie Choi poczuł się skrępowany takim spojrzeniem, ale po chwili przypomniał sobie swoje upicie. I o dziwo, nagle doszedł do wniosku, że chyba wolałby nie pamiętać…
Co go podkusiło, żeby im się zwierzać? Nikt nigdy miał się o tym nie dowiedzieć. Tymczasem o jego morderstwie wiedziały dwie osoby, które znał tak średnio. A przynajmniej tak stwierdził, kiedy zaczął się nad tym głębiej zastanawiać. W ogóle tego nie rozumiał, ale przynajmniej już wiedział, czym grozi upijanie się – za długim językiem i wygadaniem swoich wszystkich, nawet najbardziej mrocznych tajemnic. Ogarnął go strach, że któryś z nich przypadkiem się wygada, a on wpadnie w kłopoty, tym samym zostawiając Minsoo na pastwę losu. Przeraził się nie na żarty, czując, że powoli ogarnia go panika i chęć ucieczki z tego miejsca. Z drugiej strony aż za dobrze wiedział, że oni nie mieli się komu wygadać… Nie było w jego myśleniu logiki. Najwyraźniej miał kaca. I przez alkohol, i kaca moralnego…
- Na moich oczach zabili moich rodziców i młodszego brata – odezwał się nagle Jinki, tym samym brutalnie ucinając gonitwę myśli Minho. Ten wybałuszył na niego oczy, automatycznie zapominając o jakimś tam kacu i swoim morderstwie.
- Co? – burknął i uniósł się do pozycji scedzającej, patrząc podejrzliwie na Onew, jednocześnie czując rosnące zdziwienie.
- No to – westchnął smutno Lee i podkulił pod siebie nogi, po czym objął je ramionami. – Miałem szesnaście lat i właśnie wróciliśmy z wakacji. Byliśmy w Japonii, zwiedzaliśmy Tokio… Potem nawet Hokkaido. Wróciliśmy po tygodniu. Weszliśmy do domu i zaczęliśmy się rozpakowywać. Wtedy wpadli jacyś mężczyźni… Zaczęli szarpać ojca, gadać, że ma długi, że jest winny dużo pieniędzy, że ma to wszystko natychmiast spłacić… Ja i mój brat schowaliśmy się w szafie, ale nic to nam nie dało. Zaczęli bić rodziców, a my na to wszystko patrzyliśmy. Widziałem, jak ich kopali, bili, słyszałem wszystkie wyzwiska… W końcu… w końcu… - Tutaj głos Onew lekko się załamał, jakby chciał płakać. Jednak nie popłakał się, jedynie zamknął oczy i głęboko oddychał, jakby chciał przełknąć rozpacz, która go nagle dopadła. W końcu spojrzał na bruneta, całkiem spokojny, wyglądający na zadowolonego z życia. – Jeden z nich poderżnął tacie gardło. Krew lała się strumieniami… W tamtym momencie zakryłem bratu oczy. Zaczął szlochać, a ja nie potrafiłem go nijak uspokoić… Potem patrzyłem, jak dobierają się do mojej matki… I wiem, że to zabrzmi okrutnie, ale teraz wiem, że to dobrze, że jednak w końcu i jej poderżnęli gardło. Nie mógłbym patrzeć, jak… robią jej coś… tak bardzo złego i ohydnego. Dobrze, że nie musiała cierpieć… - Te słowa wypowiadał już prawie szeptem, a Minho czuł się wstrząśnięty.
- Mów dalej – rzucił nagle, chyba sam będąc zaskoczony swoimi słowami. Nagły ból głowy, brzucha, wyrzuty sumienia oraz inne odczucia zniknęły, zdjęte przez szok i poruszenie, jakie go ogarnęło.
- Zabili ich oboje… A my dwaj siedzieliśmy w tej szafie. On płakał, ja nie mogłem, tak bardzo się przeraziłem… Usłyszeli nas. Chciałem go obronić… chciałem, tak bardzo chciałem… Ale chyba był za mały, by na coś im się przydać. Zastrzelili go. Na moich oczach. Widziałem śmierć mojej rodziny, a ja żyję nadal – powiedział beznamiętnym tonem, wypranym z emocji. Choi zastanawiał się, czy bardziej wstrząsnęła nim ta historia, czy to, że Onew mógł być aż tak bardzo nieszczęśliwy…
- Przykro mi – wydusił z siebie brunet. Od razu też stwierdził, że mógł sobie darować tę tanią odzywkę. Jednak musiał coś powiedzieć… cokolwiek. To było zbyt przerażające, by pozostawić to bez słowa.
- Mnie też – odparł cicho Jinki po dłuższym milczeniu. – Ja trafiłem tutaj… Od trupów nie mogli dostać pieniędzy, więc ja byłem ich zdobyczą – dodał, a Minho naprawdę nie chciał wiedzieć, co mu kazali tutaj robić. – Praktycznie od razu wrzucili mnie do jakiegoś pokoju. Nie wiedziałem, co mnie tak czeka, myślałem, że też mnie zabiją. Do tej pory sądzę, że tak byłoby lepiej – powiedział chłodnym tonem.
- Chyba… nie… - wyjęczał Choi, po czym przygryzł boleśnie dolną wargę. Nie miał zamiaru kończyć swojego pytania.
- Tak, na szczęście niewiele z tego pamiętam. Potem mnie naćpali i kolejnych kilka dni miałem wyjęte z życia… Nie pamiętam, co ze mną robili. I naprawdę się z tego cieszę – szepnął Jinki, chowając twarz w dłoniach. Wydawał się być całkiem spokojny, lecz Minho wiedział, że to tylko pozory.
Zapadło milczenie. Teraz to Onew wpatrywał się gdzieś przed siebie, a Choi patrzył na niego. Wolał się nie głowić, co w tym momencie czuł Lee, kiedy te wszystkie złe wspomnienia wróciły. Naprawdę było mu przykro i na wnioski po prostu nie było go stać, ponieważ ta opowieść za mocno w niego uderzyła, by zebrać myśli w sensowną całość. Niby on miał ciężko, jednak gdy pomyślał o tym, że Onew był nastolatkiem i spotkała go taka trauma, to aż przechodziły go dreszcze. Do tej pory naprawdę nie sądził, że taki horror może zdarzyć się w rzeczywistości. Zrobiło mu się głupio, że sam załamywał się jak idiota, skoro załamać się miał prawo Jinki. Ale nie, nie załamał się, tylko pokonał rozpacz. Albo wmówił sobie optymizm. Minho też tak chciał.
- Muszę iść – odezwał się nagle Lee i podniósł się z podłogi, po czym zniknął w łazience. Choi tymczasem zebrał się w sobie, stwierdzając, że na razie wystarczy czarnej melancholii i wróci do niej, kiedy trafi do mieszkania. Gdy tylko o tym pomyślał i zebrał się do kupy, z łazienki wyszedł Jinki. – Chodźmy.
Żaden się już nie odezwał, ponieważ nie było takiej potrzeby. Tak było im obu wygodnie. Tą nocą przełamali jakąś barierę, która odgraniczała ich od pierwszego spotkania. A przynajmniej tak czuł Minho. Wcześniej traktował Onew z dystansem, odnosząc wrażenie, że pochodzą z dwóch różnych światów i najlepiej by było, jeśli żaden z nich nie ingerowałby w cudzy. Jednak miał tę świadomość, że Lee zupełnie inaczej do tego podchodzi, tak jakby nigdy żadnych granic nie było, a z drugim człowiekiem można się zaprzyjaźnić tak po prostu. Minho nie do końca to pojmował, ale imponowało mu takie podejście. I to pomimo tak wielkiego nieszczęścia… Sądził, że normalny człowiek nie dałby rady tego przeżyć, a co dopiero osoba, która nie ma nikogo, nie ma nic, tylko cztery burdelowe ściany i klientów.
Rozstali się przy drzwiach „Dazzling Sun”. Jakiś tam ochroniarz dziwnie spojrzał na Minho, ale ten nie miał siły przejmować się jakimś kretynem, który najpewniej zadźgałby go przy pierwszej lepszej okazji z powodu kaprysu. Szedł przed siebie, zamyślony. Myślał przede wszystkim o Onew, chociaż nieprzyjemny posmak w gardle, suchość w ustach i dziwne kręcenie w żołądku trochę mu to utrudniało. Utrudniało mu też wrażenie, że ktoś go śledzi. Jednak był przekonany, że to tylko i wyłącznie wrażenie. Tylko, i nic więcej. Zdał sobie sprawę, że to nie wytwór jego wyobraźni, kiedy coś ciężkiego zwaliło mu się na plecy i przygwoździło go do ziemi.
- W końcu stamtąd wylazłeś – powiedział ktoś, kto na nim siedział i opierał ręce na jego łopatkach. Minho od razu poznał ten głos i śmiech, który sekundę później się rozległ. – Głupio było tam wpadać i cię wyciągać.
- Czekałeś na mnie całą noc?... – zapytał z przestrachem Choi, który przekręcił lekko głowę i spojrzał przelotnie na twarz blondyna. – Zejdź ze mnie.
- Tak, czekałem. I nie, nie zejdę – zaszczebiotał chłopak, który po chwili po prostu położył się na swojej ofierze, i zaczął chuchać na jego policzek. Raczej nie zdawał sobie sprawy z tego, że ich pozycja jest co najmniej komiczna.
- Zejdź… leżę na betonie. No zejdź ze mnie – wycedził przez zęby brunet, któremu przez swoje zmęczenie wydawało się, że ta chudzina waży tonę. Poza tym leżenie na brzuchu na zimnej i mokrej powierzchni wcale nie należało do najprzyjemniejszych doznań. – Złaź!
- Nie, bo jak zejdę, to mi uciekniesz i znów mnie nie przelecisz – powiedział mu na ucho blondyn, cały czas się ciesząc nie wiadomo z czego, by nagle zrobić obrażoną minę. – Nawet nie zapytałeś, jak mam na imię.
- Nie obchodzi mnie to, zejdź ze mnie.
- Jestem Ki Bum, ale ty możesz do mnie mówić Key.
- Powiedziałem, zejdź ze mnie, bo za siebie nie ręczę…
- A co mi zrobisz?
- Połamię ci nogi.
- Wolałbym co innego…
- Złaź ze mnie!
Key znów się zaśmiał i tylko rękami mocno docisnął jego ramiona do chodnika. Jednak Choi nie miał zamiaru już być spokojnym. Z całej siły odepchnął się rękami od ziemi, przy okazji zwalając z siebie zaskoczonego jego działaniem blondyna. Minho lekko przekręcił się w bok i szybko wstał, a jego prześladowca wylądował w kałuży, siarczyście przeklinając pod nosem. Spojrzał z oburzeniem na Minho, który zaczął otrzepywać spodnie, chociaż nic mu to nie dawało.
- Czy ty wiesz, kretynie, ile te rurki kosztowały?! – krzyknął do niego Key, również podnosząc się z ulicy, po czym zaczął wskazywać na swoje białe spodnie, które aktualnie były w łaty. – I chyba nie sądzisz, że dam ci spokój!
- Wiesz, ile mnie obchodzą twoje spodnie? – prychnął już wyraźnie zirytowany brunet. – Daj mi spokój!
- Nie dam! – odkrzyknął natychmiast Key i tupnął nogą, rozbryzgując brudną wodę na wszystkie strony. – Nie dam, nie dam, nie dam!
- A rób sobie, co chcesz – westchnął po chwili zrezygnowany Choi, a następnie odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem zaczął iść przed siebie. A za nim jego dręczyciel.
- Czemu robisz takie problemy? Jestem obrzydliwie bogaty, chcesz, to mogę być nawet twoim sponsorem. O matko, kim chcesz mogę być! Ja chcę tylko ciebie i będę cię miał! Więc się lepiej zgódź po dobroci – powiedział szybko Ki Bum wyrównując kroku z obiektem swoich westchnień. – W ogóle może i mnie nie znasz, ale chyba się zorientowałeś, że ja nie odpuszczam, co?
Z kolei Choi szedł i go słuchał, zastanawiając się, czy ten człowiek przypadkiem nie urwał się z choinki. Nigdy w życiu nie spotkał na swojej drodze kogoś, kto tak bardzo by go irytował, komu tak bardzo chciałby przyłożyć, komu tak bardzo chciał uświadomić, żeby się trzymał od niego z daleka. Najwyraźniej jednak Key był takim ewenementem natury, któremu nie dało się przemówić do rozsądku… W związku z tym, Minho nie wiedział, co ma zrobić, by ten znalazł sobie coś ciekawszego do roboty niż chodzenie za nim. Nie za bardzo zastanawiając się nad tym, co robi, zatrzymał się raptownie, złapał Ki Buma za ramię, przyciągnął do siebie i spojrzał w twarz.
- No więc na mnie lecisz, tak? – podekscytował się natychmiast Key, chcąc już położyć dłoń na jego brzuchu, ale Minho złapał za jego nadgarstek i go od siebie odsunął. – No hej!
- Żadne hej! – warknął groźnie Choi, nie spuszczając z niego oczu. – Skoro jesteś taki bogaty i wszystko możesz mieć, to może faktycznie mnie kupisz? Załatw mi świetne mieszkanie, spełnij każdą zachciankę mojego młodszego brata, zapewnij mojej matce fachową opiekę medyczną, najlepiej w jakiejś prywatnej klinice, gdzie nie będę musiał jej oglądać. A do tego niańkę mojemu bratu, żeby miał się nim kto opiekować, kiedy ja jestem na uczelni. I poproszę jeszcze samochód i świetną pracę po studiach! – Ostatnie słowa Choi prawie wykrzyczał. Poniosły go nerwy i natychmiast pożałował tego, co powiedział.
- Dobrze – uśmiechnął się słodko Ki Bum, a złość Minho zamieniła się w szok. – Tak jak powiedziałem, będę twoim sponsorem. Ty masz być za to moją łóżkową zabawką.
Choi zamrugał kilkakrotnie powiekami. W niczym mu to nie pomogło. Wpatrywał się w szeroko uśmiechającego się blondyna, jakby ten właśnie zaproponował mu jakiś bardzo intratny interes, ewentualnie powiedział komplement z głębi serca. Przez chwilę zdawało mu się, że może to jakiś sen na jawie, albo raczej koszmar. Pomyślał, że to wina alkoholu, że przez niego ma jakieś halucynacje. Zresztą, twarz Ki Buma w tym momencie wydawała mu się i tak zbyt idealna, żeby mogła być ludzka. Potrząsnął głową, stwierdzając, że wariuje.
- Zgadzam się – odpowiedział nieswoim głosem Minho, a po chwili jego sponsor już ciągnął go za rękę, śmiejąc się przy tym jak wariat.
*
Taemin siedział na łóżku, wpatrując się w brudne okno. Myślał o wszystkim po kolei. Najpierw o wyznaniu Minho, który niespodziewanie się przed nimi otworzył. Lee doszedł do wniosku, że musiał się czuć bardzo samotny, skoro przyszedł do nich. Było mu go szkoda, ale z drugiej strony trudno mu było pojąć aż taką rozpacz. Sądził, że tamten człowiek i tak nie zasługiwał na życie, więc sam sobie był winny, a Minho nie powinien za dużo o tym myśleć, bo w końcu zwariuje. Domyślał się, że pozbawienie kogoś życia to szok, w końcu ludzie tak nie robią, lecz nie wydawało mu się, by na tamtego drania ktoś czekał… Gdyby potrafił, pomógłby w jakiś sposób Minho, ale wiedział, że nie umie, poza tym odnosił wrażenie, że tamten i tak więcej niż samego wysłuchania nie potrzebował.
Przez to pomyślał również o Onew, o swoim przyjacielu. Przyjaciel. Do tej pory nie wiedział, jakim cudem w takim miejscu go znalazł, ale podobno niemożliwe nie istnieje. Cieszył się z tego, że go po prostu miał. To przy nim pierwszy raz w życiu poczuł, że jednak jest coś wart i że da się żyć, jeśli jest przy tobie druga osoba, która się o ciebie troszczy. Taemin zyskał brata, którego nie oddałby za żadne skarby świata. Nawet za Jonghyuna.
Jonghyun był kimś, kogo miał, ale kto jednak był nieosiągalny. Bardzo długo Minnie miał nadzieję, że skoro posiadł ciało, kiedyś posiądzie też umysł, a oni dwaj będą kochać się aż do grobowej deski. Niestety, wszystko wskazywało na to, że się trochę przeliczył, a Jjong był, jest i będzie tylko jednym z jego klientów. Smucił go ten fakt, lecz zdawał sobie sprawę, że to nic nie da, i że powinien zacząć powoli leczyć się z miłości. Czy z czegokolwiek, co czuł do Kima. Wbrew swoim staraniom, niestety mało mu z tego wychodziło i nie wiedział, co ma z tym niechcianym fantem zrobić. A sam Jonghyun mu niczego nie ułatwiał, bo niestety, ale Minnie nie był głupi i zauważył, że ten miota się w tę i we w tę. Wiedział, że być może któregoś dnia Jjong już tu nie przyjdzie. I być może nigdy go już nie zobaczy. Bolało.
Jednak najwyraźniej to nie miał być ten dzień. Z zamyślenia wyrwało Taemina pojawienie się w pokoju właśnie blondyna. Lee doskonale czuł to napięcie, które ostatnio zrodziło się między nimi. Dlatego tym razem nie chciał przeciągać struny. Od razu podszedł do Kima, chcąc wziąć się do roboty. W tym też momencie zdarzyło się coś dziwnego, coś, co wcześniej nie miało miejsca.
Jjong złapał Taemina za tę rękę, która wędrowała już do jego rozporka. Odsunął ją od swojego krocza. Trzymając go, zaprowadził go do łóżka, na którym go posadził. Sam usiadł obok i patrzył przed siebie, chyba nie wiedząc, co teraz powiedzieć albo zrobić. Tymczasem Minnie wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami, czując, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Właśnie tak wyobrażał sobie ten piękny moment, gdy jego Jjong w końcu zdaje sobie sprawę, że go kocha i chce mu wyznać miłość. A potem stąd uciekają i żyją długo i szczęśliwie…
- Nie powinno mnie tu być – powiedział prawie szeptem Kim. Za to Taemin prawie spadł z łóżka, słysząc to romantyczne wyznanie. Chyba coś tutaj było nie tak. – Ale jestem.
- No jesteś… Dlaczego? – zapytał cicho Lee, odnosząc wrażenie, że jeśli powie to na głos, stanie się coś złego.
- Nie wiem. Może ty mi powiesz?
Jjong spojrzał prosto w oczy bruneta. Taemin bardzo chciał uciec od jego wzroku, lecz nie potrafił. Czekał na to od bardzo dawna, choć nie miał pewności, czy to akurat to, o czym myślał… Ale bardzo chciał w to wierzyć. W każdym razie skoro już nadarzyła się okazja, by sprawy potoczyły się po jego myśli, zdecydowanie postanowił wykorzystać ten dar od losu.
- Bo mnie kochasz – odparł po dłuższej chwili chłopak, wkładając w swój ton całą pewność siebie, jaką posiadał.
- Nie wiem – odpowiedział mu Kim i westchnął. – Gdybym wiedział… byłoby prościej.
- Ale mnie kochasz! – rzucił rozpaczliwie młodszy, po czym po prostu usiadł mu na kolanach, a ręce zarzucił na szyję. – Inaczej by cię tu nie było. Inaczej byś jej nie zdradzał. No, ja cię kocham na pewno bardziej niż ktokolwiek inny.
- Ale tam mam wszystko i nie muszę się o nic martwić. I mogę to ratować, mam jeszcze szansę.
- Ale tam nie ma mnie! – krzyknął zirytowany jego argumentami Lee. – Gdybym ci nie był potrzebny bardziej niż to wszystko, co tam masz, to byś tutaj do mnie nie przychodził!
Nawet jeśli blondyn chciał coś odpowiedzieć, to Taemin już mu na to nie pozwolił Wpił swoje usta w jego, namiętnie go całując. Już dawno temu zapomniał o tym, że swoich klientów całować się nie powinno… Lecz dla niego Kim Jonghyun był czymś znacznie więcej - miłością i obsesją. A może tylko tym pierwszym, a może tylko tym drugim… Nie wiedział, to nie było istotne. Liczyło się, że chyba on zaczął w końcu przeglądać na oczy, otworzył się, powiedział coś. Nie złożył żadnej ważnej deklaracji czy przysięgi, nie powiedział, że go kocha, nie obiecał, że wszystko dla niego zostawi, jednak jak na początek nie było źle. Teraz Minnie miał szansę na to, by przechylić szalę na swoją stronę. Doszedł do wniosku, że najlepiej zacząć od początku, czyli od łóżka.
*
W środku nocy Jonghyun się obudził. Rzadko zdarzało się, by tutaj zasypiał, ale dzisiaj w ich spotkaniu było coś wyjątkowego. Oczywiście sam nie wiedział co, chociaż powoli się domyślał… W końcu długo nad tym wszystkim się głowił, zastanawiając się, co jest dla niego ważniejsze, i czy w ogóle Taemin był dla niego ważny…
Na pewno ważna nie była So Yeon, chociaż powinna być… Jednak bardzo dobrze sobie zdawał sprawę, że nic dla niego nie znaczyła. Teoretycznie spędził z nią dość sporo czasu, próbując sobie wmówić miłość czy jakiekolwiek inne uczucie, ale coś mu w tej sferze nie wyszło. Nie chciał z nią być, nie chciał się męczyć. Nie brał już nawet pod uwagę świetnej pracy czy świetlanej przyszłości, na życie mógł sobie zarobić inaczej, tyle by potrafił. Zresztą, to chyba była najwyższa pora, by się usamodzielnić, dosłownie, a nie liczyć na bogatą narzeczoną. Na dobrą sprawę ostatnio się na niego złościła i najwyraźniej czegoś domyślała, więc tym bardziej powinien zakończyć ten związek, z korzyścią dla nich obojga, ponieważ nie sądził, by i ona go jakoś wielce kochała. Bezsens.
Przekręcił się trochę w lewo i spojrzał na śpiącą twarz Taemina. Patrząc na nią, miał w głowie jeden wielki mętlik i nic poza tym. Przez ten bałagan ciężko mu było ocenić, czy udaje mu się być jeszcze obojętnym. Niedawno miał pewność, że nikt nigdy nie wzbudzi w nim żadnych uczuć oprócz pożądania, ale teraz zaczynało się to zmieniać… Wpatrywał się w chłopaka przed sobą, myśląc o tym, jakie uczucia w nim wzbudzał. Bo wzbudzał, i to nie byle jakie… Chyba.
To niezdecydowanie i jego zaczęło denerwować. Nigdy nie uważał się za osobę, która ma problem z podejmowaniem decyzji, zazwyczaj był konkretny. Zresztą sądził, że wahanie nie jest dobrym rozwiązaniem, utrudniało życie i niczemu nie sprzyjało. Właśnie dlatego wydawało mu się, że powinien w końcu podjąć decyzję. Nie wiedział jeszcze, czy ma podążyć za głosem serca czy rozumu. Jednak w przypływie tej chwili podążył za tym pierwszym, w związku z czym zanim się zorientował, całował już bruneta. Długo i czule, jakby chciał zawrzeć w tym pocałunku to, czego nie potrafił ująć słowami…
Tej nocy coś się zmieniło.
*
Onew siedział na łóżku, wpatrując się w brudne okno. Westchnął ciężko, przypominając sobie wyznanie Minho. Sam nie zabił człowieka i wolał nie zastanawiać się, jakie teraz tamten nosił brzemię. Mimo to Jinki nie potrafił patrzeć na to w podobny sposób co Choi. I to nie dlatego, że to on nie był sprawcą, po prostu wydawało mu się, że tutaj, w takim miejscu, czasem takie okrutne rzeczy się zdarzały, trzeba było nauczyć się z tym żyć. Miał tę świadomość, że dla niektórych to trudne, zwłaszcza kiedy nie mają styczności z tak podłym półświatkiem jak ten. Właśnie z uwagi na to, chciał jakoś pomóc swojemu nowemu znajomemu. Lubił pomagać, lecz nie miał ku temu wielu okazji, właściwie żadnej… Zastanawiał się, co mógłby dla niego zrobić i doszedł do wniosku, że powinien się otworzyć, co też uczynił. Miał nadzieję, że ta szczerość między nimi dodała mu jakiejkolwiek otuchy, upewni w tym, że chociaż on i Taemin byli marginesem społeczeństwa, to może na nich liczyć. Gdzieś tam podświadomie czuł, że chyba mu się udało, przynajmniej trochę.
Siedział tak, aż w końcu przyłożył dłoń do twarzy, do swojego lewego policzka, żeby się podeprzeć. Pod palcami poczuł chropowatą strukturę, bardzo nieprzyjemną w dotyku. Skrzywił się, kiedy dotknął swojej blizny, która zapewne miała pozostać mu na zawsze. Z jednej strony było mu to kompletnie obojętne, i tak nigdy nie uważał się za kogoś atrakcyjnego. Zresztą, naprawdę sądził, że może dzięki temu będzie miał mniej klientów, albo przynajmniej jakichś niewymagających…
Z drugiej zaś strony teraz jeszcze bardziej nienawidził swojej twarzy. Nigdy nie lubił na nią patrzeć, zawsze kojarzyła mu się tylko z tym, że on przeżył, a jego rodzina nie. Czasami, kiedy w nocy nie mógł spać, te wszystkie myśli nie dawały mu spokoju i wprawiały w depresyjny nastrój. Nie lubił nocy. Wszystko było dla niego takie mroczne i przykre. Chwilami nawet odnosił wrażenie, że znów spotka tych, którzy go skrzywdzili, że od nowa będzie musiał przeżywać ten koszmar, że po raz kolejny nie będzie mógł nic zrobić. Nienawidził się za to, że jego rodzice oraz brat stracili życie, a on nadal je miał. Nic nieznaczące, bezwartościowe, nikomu niepotrzebne.
Nie znosił też siedzieć sam w pustym pokoju, czekając na klientów, bo też w głowie kłębiło mu się od drażniących myśli, które psuły mu humor. Wiedział jednak doskonale, że nie powinien im ulegać. Bardzo się więc starał nic po sobie nie pokazywać. Faktycznie, nauczył się już po tylu latach ukrywać smutek i nienawiść do samego siebie. Chwilami też naprawdę wierzył w to, że nie jest źle, że jest dobrze, że najgorsze za nim i że trzeba się cieszyć tym, co ma, a miał dużo – przyjaciół. Taemina, Pamyeola… może Minho? W każdym razie bardzo by chciał, ponieważ wbrew wszystkiemu lubił towarzystwo. Marzył sobie nawet, że gdyby jego los był trochę inny, to pracowałby w jakiejś szkole, banku, może zostałby lekarzem, psychologiem czy instruktorem czegokolwiek.
Jego marzenia, myśli i wszystko po kolei zostały przerwane przed otwarcie i zamknięcie drzwi. Niechętnie oderwał mętny wzrok od okna i spojrzał na osobę, która przyszła. Był pewny, że to ktoś, kogo zna, w końcu przez tę szramę nikt już się nim za bardzo nie interesował. Zdziwił się jednak, kiedy ujrzał przed sobą kogoś, kogo nie znał… Wpatrywał się w niego dobrą chwilę, coś sobie uświadamiając. Po pierwsze – znał go z widzenia. Nie raz widział go tutaj i za każdym razem stwierdzał, że jest dziwny. Tylko siedział i obserwował, przede wszystkim jego. Dla Onew było to niezręczne, czuć czyjś wzrok na sobie i nie bardzo wiedzieć dlaczego. Jeszcze bardziej zaczęło go to irytować, kiedy zyskał wątpliwą ozdobę na twarzy. Nie lubił, gdy ktoś na nią patrzył, chciał się wtedy czymś zakryć albo uciec. Niestety z ciekawskimi spojrzeniami nie mógł nic zrobić oprócz ignorowania ich. Ale ten mężczyzna był wyjątkowo dziwny. Tym bardziej, że teraz stał jak słup soli i mu się przyglądał. I to było to „po drugie” – zamiast wziąć to, po co tu przyszedł, stał i się nie odzywał. Onew poczuł się nieswojo.
- Mam się rozebrać? – zapytał po długiej, niezręczniej ciszy Lee, uciekając wzrokiem gdzieś w kąt pokoju.
- Nie – odparł miękkim głosem brunet, nie spuszczając z niego wzroku. Jinki nie wiedział, co ma powiedzieć, i zanim coś wymyślił, ten podszedł do niego i usiadł obok na łóżku. – Jak masz na imię? – zapytał nagle, dłonie kładąc na pościeli i zachowując się tak, jakby to Lee był jego klientem.
- Onew… - odparł cicho blondyn, podejrzliwie patrząc na nieznajomego. Odnosił wrażenie, że albo się tu zgubił i sam nie wie, co tutaj robi, albo był jakimś zboczeńcem, który zaraz każe mu zakładać lateks.
- Tak… ale to chyba jakiś pseudonim, prawda? – zaśmiał się mężczyzna. – A tak naprawdę?
- A co cię to interesuje? – odpowiedział pytaniem na pytanie Lee, zastanawiając się, o co mu chodzi, upatrując w nim nagle różnych podejrzanych cech.
- Po prostu chciałbym wiedzieć… - odparł, a po chwili westchnął. – Ja jestem Hyung Soo. I nie musisz się mnie bać.
Rzekomy Hyung Soo uśmiechnął się promiennie, tak że praktycznie nie było widać mu oczu. Onew dałby mu maksymalnie trzydzieści lat, co go trochę zaskoczyło, bo średnia wieku klientów była wyższa, nie licząc jakichś wyjątków typu Jonghyun, którego znał z opowieści Taemina. W każdym razie Jinki zdążył zauważyć, że jest tego samego wzrostu co on, ale zdecydowanie jest lepiej ubrany niż Lee. Onew nawet po ładnym zapachu perfum wywnioskował, że ten ktoś musi być bogaty. Tak czy inaczej, nie zmieniało to faktu, że mężczyzna nadal był podejrzany.
- Jinki – odparł po dłuższym czasie Lee, nie odrywając od niego oczu, jakby czekając na jakiś jeden fałszywy ruch, który dałby mu pretekst do ucieczki. – A po co ci ta wiedza? – dodał już bardziej hardo.
- Po prostu chciałem wiedzieć, jak mam cię nazywać… - Brunet znów się zaśmiał, a Onew czuł się coraz mniej pewnie. – Bardzo ładnie – uśmiechnął się czarująco, uważnie na niego patrząc.
Onew czuł się jak dzikie zwierzę uwięzione w klatce. Nie rozumiał jego zachowania, naprawdę było dziwne. Czuł się przez nie zaniepokojony i nie bardzo wiedział, co ma z tym zrobić. Hyung Soo raczej nie wydawał się zwolennikiem sado-maso czy innych perwersji, ale mimo wszystko wydawał się dziwny. Cały czas przyglądał się Jinkiemu, nie spuszczając z niego ciemnych oczu, jakby chciał odgadnąć wszystkie jego myśli. Jednak po kilku chwilach przesunął swój wzrok na jego policzek, a Lee automatycznie przyłożył do niego swoją rękę, żeby nie patrzył na bliznę. Nie znosił, kiedy ktoś tak bezczelnie się jej przyglądał. Nikt nie miał do tego prawa.
Onew, czując wzrastające oburzenie, chciał już coś powiedzieć, odezwać się i go wywalić z pokoju, mówiąc, że ten chciał go pobić. Jednak zanim wydusił z siebie choć słowo, ten delikatnie przejechał palcem po jego twarzy, wywołując u niego tym samym dziwne dreszcze na całym ciele. Po chwili Hyung Soo przyłożył swoją dłoń do jego lewego policzka, do paskudnej szramy, dokładnie badając jej strukturę. Wpatrywał się w niego błyszczącymi oczami z dość osobliwą miną. Jinkiego sparaliżował jego dotyk, sam nie wiedział czemu i jakim cudem wydawało mu się miłe. Otrząsnął się z szoku i po raz kolejny miał zamiar coś powiedzieć, i po raz kolejny mu się nie udało.
- Zakochałem się w tobie – szepnął brunet, wpatrując się w oczy Onew i z czułością gładząc jego policzek. – Jesteś zjawiskowy.
- Zjawiskowy? – powtórzył po nim głupio Jinki. Nigdy wcześniej nie czuł się tak zmieszany, zaskoczony, dziwnie podekscytowany. Mimowolnie jednak przyłożył swoją dłoń do jego, i lekko docisnął ją do swojego policzka, stwierdzając, że ma bardzo miękką skórę. – Z-zakochałeś się?...
- Tak – zaśmiał się radośnie. – Miłość od pierwszego wejrzenia.
- Dlatego czasem tak na mnie patrzyłeś? – dopytał zszokowany Onew.
- Tak. Jesteś cudowny… cały. Nawet ta blizna…
Jinki zastanawiał się, czy to jeszcze rzeczywistość, czy już sen. Nigdy nie spodziewałby się tutaj takiego wyznania. Miłosnego. Ktoś mu powiedział, że się w nim zakochał… Największy problem polegał na tym, że Jinki poczuł motyle w brzuchu, co było co najmniej zaskakujące i jego zdaniem nie na miejscu. Żaden klient nie powinien zakochiwać się w nim, a on w żadnym kliencie. Było to jednak trudne, skoro jego dotyk wydawał mu się taki łagodny, uspokajający, czuły… Westchnął rozmarzony, zapominając o tym, gdzie jest i co ma robić. Bez zastanowienia zbliżył usta do ust mężczyzny i go pocałował, chociaż wiedział, że nie powinien… Oderwał się od niego i przestraszony spojrzał na jego twarz, która cały czas się uśmiechała.
- Przepraszam – mruknął cicho zarumieniony Lee, spuszczając wzrok, zastanawiając się nad tym, co teraz.
- Za co? – zapytał zaskoczony Hyung Soo, jakby wyrwany z jakiegoś transu, po czym nagle sam go pocałował, krótko i delikatnie. A potem drugi i trzeci raz, czwarty i piąty…
A potem kolejny, i kolejny, i tak całą noc…
Ehh... biedny Minho, niech on się lepiej nie dołuje, bo to do niczego go nie doprowadzi. Poza tym chyba zyskał przyjaciół, więc nie jest źle ;p
OdpowiedzUsuńA Key jest bezbłędny <33333 I nie wiem, czemu go Minho nie chce, ale w sumie dobrze, że się zgodził... Może chociaż w jakimś sensie się coś u niego polepszy xDD W ogóle MinKey <3333333333333
A Jonghyun... jaki on jest głupi... ja mam nadzieje, że ta noc zmieniał coś na lepsze i że do tego debila dotarło, że kocha Taemina xDD No bo jak można go nie kochać? xD Taemin jest cudowny <333
I Onew... moje biedne, kochane Maleństwo... ;( ;( ;( To wszystko musiało być dla niego straszne... ;( Aż bym go przytuliła ;p No, ale... zjawił się niejaki Hyung Soo... I to jest cudowne! <3333 I zakochał się od pierwszego wejrzenia w Onew xD Ja mu się wcale nie dziwę, bo Onew jest <3333333333333333333333333333333333333333 Hyung Soo wie, co dobre xDD I w ogóle... Ach i och... <3333333333333
No i jest dedykacja dla mnie, bo Onew <3333333333333333333333333333
(moje komentarze są coraz bardziej twórcze... ;p)
Cieszę się, że dzięki mnie ten rozdział pojawił się już dzisiaj xDD Można powiedzieć, że fakt, że urodziłam się... dawno, dawno temu, stał się Twoją motywacją do napisania tego rozdziału, co naprawdę napawa mnie radością. Nie żebym miała wpływ na moje urodziny ;p
OdpowiedzUsuńAnyway, zacznę dzisiaj od komentowania końcówki i zastrzegam sobie, że nie możesz zepsuć historii Onew z Hyung Soo xD Po prostu nie możesz i już! Onew już wystarczająco się wyczerpał, niech chociaż ma bajkową historię miłosną... Może sceneria nie najciekawsza, ale się nie narzeka i się bierze co dają xDD
Cieszę się, że Jonghyun powoli sobie uświadamia niektóre fakty :) Wprawdzie nie wyobrażam sobie jego radzącego sobie w tym opowiadaniu bez zastrzyku finansowego od swojej dziewczyny, ale zobaczymy co wymyślisz (mam nadzieję, że wkrótce xD)
I MinKey... Coś chyba Minho nie spodziewał się, że Key się zgodzi na jego warunki. Mam wrażenie, że w momencie w którym skończyłaś nadal sobie nie uświadomił w co się wpakował ;p A być zabawką w ręcach Key... hoho, będzie ciekawie ;p
Jsnjhghjbjgjbg *-* Proszę, pisz następny rozdział. To tak wciąga, że nawet komentarzy nie mogłam pisać, bo musiałam czytać dalej XD
OdpowiedzUsuńJonghyun nareszcie się obudził -.- Czy to było takie trudno do zrozumienia, że kocha Tae? Cii,.. wiem, że dla niego było XD
Key i Minho są przesłodcy ^o^ I niech Minho myśli bardziej pozytywnie :c Bo mi się go szkoda robi.
Onew, mój Onew.. Fndfjdjjgjgfvjj jak można! Biedny policzek. Dobrze, że znalazł sobie miłość <3
Ogólnie rozdział pełny miłości i o to chodzi ^O^ Nie wnikaj.
Pisałam już, że kocham tą historię, twój styl pisania i ciebie?
Czekam na następne i życzę dużo weny ~
Kocham. Kocham. Kocham. Z niecierpliwością czekam na kolejną część, to jest piękne! Uzależniłam się od tego opowiadania, życzę weny i mam nadzieję, że w najbliższym czasie ukaże się kolejna część :)
OdpowiedzUsuń