poniedziałek, 28 października 2013

Ten ostatni raz ~ Część II

W końcu skończyłam ten rozdział... Strasznie długo go pisałam, bo kiedy miałam wenę, musiałam przerywać, bo uczelnia, i takie tam. I w ogóle długo pisany, bo długi wyszedł jak nie wiem co... Rozdział-gigant (będziesz miała dużo do czytania, Reiko >D). No, i związku z tym nie wiem, kiedy następny, bo zapewne znów będę pisała długo (wiem, powtarzam się). XD
Levi~ Jak się cieszę, że Ci się podoba. ;_; Jesteś drugą (albo trzecią? XD) osobą, która to czyta i bardzo, bardzo mi miło! Mam więc nadzieję, że Cię nie rozczaruję i nadal Ci się będzie podobać. A co do OnTae/JongTae? No to JongTae już jest, nie przewiduję innego parignu z Taeminem. A Jonghyun tutaj nawet mnie wkurza, lol. XD
Koniec gadania, teraz gigantyczna część~ <3



„Pamiętasz tę noc, gdy gwiazdy tak jasno świeciły?
Pamiętasz ten dzień, gdy krople deszczu tak pospiesznie spadały?
Dla mnie to już jedynie wspomnienia
Gdybyś nadal był obok mnie
Na pewno znów odliczałbyś czas

Na zawsze chcę zapamiętać ten dzień, w którym stałem się odważny
Nieustannie wracając do znajomych miejsc, które Cię ogrzewały
Nagle poczułem wdzięczność za to, że żyję
Na zawsze chcę zapamiętać dzień, w którym się uśmiechnąłeś
Dzięki temu na pewno bym nie cierpiał
Powiedziałem sobie i ciągle powtarzam, że chcę być szczęśliwy”



To był ten dzień, kiedy odwiedzał go Jonghyun.

Może dlatego cały dzień chodził w dziwnym transie, przez co klienci powtarzali mu, że jest dziś bardziej tajemniczy niż zazwyczaj. Po raz enty nie pojmował tych ludzi. Naprawdę wyglądał na kogoś tajemniczego? Nie wydawało mu się. Jednak z drugiej strony cieszył się, że jego ekscytacja, fascynacja i niecierpliwość są określane tym niepozornym słowem, a prawdziwe emocje pozostawały nieodgadnione… Może było to dość dziwne, ale pomimo tego, że rozbierał się przed każdym, robiąc wiele niemoralnych rzeczy dalekich od intymności, chciał przynajmniej, żeby jego uczucia zostały dla niego. Albo właściwie resztki jakichś głębszych ludzkich odczuć względem drugiego człowieka. On mógł być całkiem nagi, ale nie jego myśli i emocje. Nie – to była jedyna słuszna odpowiedź oraz możliwość jednocześnie.

Tego jednego dnia w tygodniu sądził, że złapał szczęście za ogon i naprawdę nie ma co narzekać na życie. W końcu inni mieli gorzej niż Taemin, który przecież miał dach nad głową, jednego przyjaciela, cel i pracę. Chociaż co do tego ostatniego, był pewny, że nikt mu tego nie zazdrości i w większości przypadków normalny człowiek wybrałby bezrobocie. Szkoda tylko, że Lee nie mógł podjąć takiego wyboru, tylko trochę inny – albo zacznie być grzeczny, albo wyląduje martwy na dnie rzeki Han. Ta wizja jakimś trafem go nie pociągała, wręcz przeciwnie, dlatego wybór był oczywisty. Życie.

Jego myśli nie miały formy użalania się nad sobą. Bardziej formę melancholijnego przypominania sobie, jakie decyzje powziął – dlaczego takie, a nie inne. Sam nie wiedział, na co mu to, a raczej wiedział, że to bez sensu. Jednak czymś musiał zabić inne, gorsze i ciemniejsze myśli. I nie uważał się tutaj za kogoś wyjątkowego. Zakładał, że większość z nich snuło takie teorie, by przynajmniej na chwilę oderwać się od rzeczywistości.

W „Dazzling Sun” nie było ich wielu – raptem sześciu chłopaków i cztery dziewczyny. Wszystkim im po drodze coś nie wyszło, potknęli się i wylądowali z głuchym tąpnięciem w tej zepsutej dzielnicy. Niby byli tacy sami, ale jednak zupełnie różni – nikt tutaj raczej wolał się ze swoim „kolegą z pracy” bliżej nie zadawać. Dla własnego bezpieczeństwa i prywatności, o ile można było w takim kontekście mówić o prywatności. W każdym razie każdy z nich wolał żyć ze sobą na pewien dystans, ba, nawet nie na pewien, tylko na dystans ogromny, uniemożliwiający dłuższą wymianę zdań niż samo przywitanie i zapytanie o pogodę. Wszystkim to odpowiadało, więc zdziwienie budził tylko Onew oraz Taemin. Razem. Wcale nie przeszkadzało im to, że uważani są za parę. W ogóle nie obchodziło ich, co o nich mówią, bo mówili dość wiele. Cóż, zdarza się.

Najbardziej filozoficzne rozmyślania dopadały go podczas stosunku, jakiegokolwiek, z kimkolwiek. Teraz właśnie klęczał między nogami jakiegoś chłopaka o jasnych włosach, zapewne niewiele starszego od niego. Ssał go energicznie, przy okazji zamykając oczy i skupiając umysł na czymś zupełnie innym. Tym razem dumał nad tym, dlaczego to miejsce, w którym pracował, nazywa się tak bezsensownie – oślepiające słońce. Co to w ogóle za nazwa? Pomijał już fakt, że skoro nazwa była angielska – której de facto nikt nie potrafił dobrze wymówić, więc i tak mówiono po koreańsku – to na początku powinno sobie grzecznie spoczywać „The”. Akurat angielski lubił i trochę go znał, więc przynajmniej tyle mógł wywnioskować. Co jednak nie zmieniało faktu, że samo miano było kompletnie durne i tandetne, nic poza tym. Chociaż po dłuższym zastanowieniu doszedł do wniosku, że do burdelu pasuje taka szmira.

Gdy klient szarpnął go za włosy, w tym samym momencie poczuł w ustach słoność. Przełknął wszystko i natychmiast poczuł chęć napicia się zwykłej wody, by ten smak zniknął. Ale nie mógł tego zrobić, więc został w takiej pozycji, próbując przywołać na twarz przyjemniejszą miną niż tę aktualną. Zdążył w ostatniej chwili, ponieważ szatyn pociągnął go mocno za włosy i zaczął patrzeć obłędnym wzrokiem na Taemina. Lee od razu stwierdził, że tego, czego ten chłopak potrzebuje, to nie seks, tylko narkotyki. Tego mu jednak nie mógł dać. A nawet jakby mógł, nie chciałby.

Pięć minut później klient wyszedł, a Lee wsuwał do kieszeni swoich ciasnych spodni kilka banknotów. Usiadł na łóżku, by po chwili się na nim położyć z uśmiechem, który zaczął błąkać się po jego twarzy, i który stawał się z każdą sekundą coraz szerszy. Było to wynikiem dzisiejszej nocy, która dopiero nadchodziła. Taemin nie mógł się doczekać. Nie pamiętał już, od kiedy odliczał czas do tej jednej nocy w tygodniu, która pozwalała mu na nieśmiałą pewność, że jednak żyje całym sobą. Żałował jedynie, że to uczucie jest ulotne i znika nad ranem, kiedy Jonghyun bije go po twarzy. Nagle położył dłoń na swoim lewym policzku, na którym najczęściej czuł uderzenie. Nagle też poczuł przypływ melancholii.

Błąkał się od łóżka do łazienki, w tę i z powrotem, przyjmując klientów, myślami błądząc zupełnie gdzie indziej. Nie mógł się dziś skupić na swojej robocie, dlaczego częściej niż zwykle ciągano go za jego ciemne włosy. Nie potrafił się jednak tym przejmować. W głowie miał już tylko Jonghyuna, jego głos, który tak lubił, a który tak rzadko słyszał. Bardzo tego potrzebował. Bardzo tego pragnął. I do tego dążył. Wiedział, że bez skutku, chociaż mała część jego podświadomości uporczywie powtarzała mu, że kiedyś zbierze owoce swojej syzyfowej pracy. Skoro jednak była syzyfowa, to czasami odnosił wrażenie, że zostanie w tym obrzydliwym miejscu na zawsze.

Powoli zbliżał się wieczór. Taemin chciał wykorzystać tę krótką chwilę, w której nikt nie miał ochoty go przelecieć, na spacer. Choć w praktyce ta „krótka chwila” wcale taka krótka nie była. W końcu jego następnym klientem był Jonghyun, miał trochę czasu na ochłonięcie, na ogarnięcie swojego umysłu, który już powoli zaczął wariować pod wpływem wizji dzisiejszej nocy. Minnie już od dłuższego czasu rozmyślał, dlaczego taki ktoś jak Kim w ogóle pokazuje się w takim miejscu. I przede wszystkim czemu tak słono płaci za jego ciało. On już przestał w tym upatrywać zwykłego przypadku i faktu, że może po prostu mu się spodobał. On podświadomie czuł, że to coś więcej, ale nie obchodziło go, czy to uczucie powoli rozkwitające w blondynie, o którym sam jeszcze nie wiedział; czy może przysłowiowa nić przeznaczenia, która ich w tym podłym miejscu połączyła. Nie interesowało go, jak to wszystko zostało zaplanowane przez los. Sądził, że nie ma potrzeby zagłębiać się w cały labirynt przeznaczenia.

Był październik. Zazwyczaj o tej porze roku słońce w tych okolicach tak nie przygrzewało, przez co trzeba było zakładać coś ciepłego na siebie. Cały ten teren był zabudowany, wszędzie stał jakiś budynek, wszystkie raczej niezbyt do siebie zachęcające. Może właśnie dlatego promienie słoneczne i cieplejsze powietrze nie za często tutaj docierało. To miało jednak swoje plusy, ponieważ w lato nie panowały tutaj upały, tylko przyjemne ciepło. Za to zimą czy jesienią zaczynało już robić się dość chłodno. Dlatego Taemin z szerokim uśmiechem obserwował niebo, które tym razem było jasne i bezchmurne, a słońce ogrzewało jego bladą twarz.

Chłopak żałował jedynie, że nie rosło tutaj więcej drzew, oprócz kilku, niedużych. Bardzo lubił spadające jesienią liście, które mieniły się różnymi kolorami. Pamiętał, jak w sierocińcu, kiedy panowała taka pogoda, siadał sobie na jednej z pomazanych ławek i patrzył, jak z wielkiego dębu, stojącego naprzeciw ośrodka, opada różnobarwne listowie. Tego mu tutaj brakowało. Brakowało mu tego spokoju, który ten deszcz liści ze sobą niósł. Teoretycznie z tych drzewek rosnących tutaj też opadały liście, jednak to już nie było to samo. To nie był ten wielki, stary dąb, który reprezentował sobą długowieczność i swoją historię. Zresztą, w tej dzielnicy żadna rzecz ani żaden człowiek nie reprezentował sobą nic oprócz wartości materialnej. W jakiś osobliwy sposób ta oczywistość wydała mu się bardzo smutna.

Jak zwykle, idąc ulicą, zwracał na siebie uwagę. Za to on sam starał się nie rozglądać na boki, co jednak było trudne, zważywszy na to, że chciał znaleźć Onew. Był pewny, że blondyn na pewno nie odszedł daleko i zapewne siedział pod jednym z tych niewielkich i brzydkich drzew, o których Taemin myślał. Miał też nadzieję, że jego przyjaciel był sam, bo niestety czasem ktoś lubił się do niego przyczepić. Właściwie to do nich obu…

W tym momencie właśnie ktoś złapał go za ramię. Taemin powoli odwrócił głowę, sam nie wiedział po co. Za to wiedział, że powinien tylko wyszarpać swoje ramię z uścisku i nadal iść przed siebie, ponieważ na pewno nie zaczepił go nikt sympatyczny. Lee zaczął przyglądać się niskiej brunetce, która miała ciemne oczy pełne szaleństwa. Widział, że dziewczyna jest bardzo głodna. I nie chodziło tutaj o jedzenie. Dlatego pokręcił tylko głową, obdarzając ją stanowczym spojrzeniem, wiedząc, że tylko to może poskutkować, by ta dała mu spokój. Wyrwał też swoje przedramię z jej – i tak niezwykle lekkiego – uścisku. Brunetka tylko się zachwiała, a Taemin był pewny, że spowodowało to jej osłabienie oraz głód narkotyku. Żal mu było takich ludzi – nie odnaleźli szczęścia w swoim życiu, więc szukali życia zastępczego na ciągłych prochach. Wiedział, że jeśli ktoś jest tutaj w takim stanie, to czeka go tylko jedno. A raczej nie czeka już go nic. Dlatego tylko odwrócił głowę, bo nie miał jej nic do zaoferowania, oprócz współczucia.

Minnie szedł dalej, nie oglądając się za siebie i mając nadzieję, że dziewczyna za nim nie idzie. Nie słyszał jednak żadnych kroków, dlatego stwierdził, że chyba jednak znalazła sobie inną, być może bardziej pomocną, ofiarę. Westchnął tylko na tę myśl, kiedy jego oczom ukazał się jedyny skrawek zieleni – aktualnie raczej różnych kolorów – w tej nieszczęsnej dzielnicy. I tak jak oczekiwał, na zgniłozielonej trawie siedział przysypiający Lee z lekko uchylonymi ustami. Taemin zaśmiał się cicho na ten widok i podszedł do niego, po czym powalił się obok chłopaka, przy okazji szturchając go w ramię. Jinki wręcz podskoczył ze strachu, wydobywając z siebie przy okazji jakiś mało składny dźwięk. Rozejrzał się zdezorientowanym wzrokiem po okolicy, jakby jego mózg jeszcze nie skojarzył, że osoba, której wypatrywał, jest tuż obok. Uśmiechnął się i ziewnął.

- Że cię tu przywiało… - odezwał się w końcu, przy okazji wzdychając ciężko i wyjmując z kieszeni gumę do żucia, w której chwilę grzebał, aż podstawił paczkę pod nos bruneta. – Chcesz?
- No chcę – odparł krótko i się poczęstował, po czym przez kilka sekund wpatrywał się w zaspane oblicze swojego przyjaciela. – A w ogóle, co cię tak dziwi, że tu przyszedłem? Zawsze cię szukam, jak mam chwilę wolnego.
- Nie, nie zawsze – odparł niemalże od razu Onew i swoje bystre spojrzenie przeniósł na chłopaka. – Nie w te dni.
- Jak to, w te dni? – zdziwił się Taemin, marszcząc brwi i robiąc dziwną minę. – Chodzi ci o Jonghyuna?
- No, tak. Wtedy snujesz się, jakbyś po prostu się naćpał. Taką dziwną minę masz i rozbiegane oczka, a jak się do ciebie mówi, to w ogóle nie słuchasz. To znaczy w ogóle wtedy nie pamiętasz o moim istnieniu, no ale – zaśmiał się cicho, podkulając nogi i obejmując je ramionami.
- Co ty gadasz… Normalnie się zachowuję. Wyolbrzymiasz. Poza tym… Co w tym dziwnego, że się cieszę na spotkanie z nim? – zapytał trochę niepewnie, wzrok wbijając w niebo nad sobą.
- Dla mnie to jest bardzo dziwne – stwierdził natychmiast Onew, tym razem już się nie śmiejąc ani nawet uśmiechając. – Kiedy mi o nim opowiadasz, mam wrażenie, że gadasz mi o jakimś bóstwie. A z twoim słów wynika, że ten dupek traktuje cię jak zwykłą szmatę. – Jinki w tym momencie spojrzał na Lee, oczekując jakiegoś krzyku czy buntu przeciw jego ostrym słowom, ale nic takiego się nie wydarzyło.
- Wiem – westchnął tylko Minnie, a jego twarz wyraźnie sposępniała. – No, ale ja go kocham. – To stwierdzenie było tak beztroskie, jak gdyby Lee Taemin był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Nie kochasz go… Nie wmawiaj sobie takich rzeczy. Tutaj nie istnieje taki luksus jak miłość, zapomnij i ogarnij się – odpowiedział szorstko Jinki, chociaż wiedział, że nawet najbardziej brutalne przemowy nie pomogą na chorobę Taemina.
- Kocham! Po prostu… on też mnie pokocha, zobaczysz, przynajmniej to w moim życiu musi się dobrze skończyć – odpowiedział pewnym tonem chłopak, chociaż w głębi serca czuł, że wcale tak być nie musi, jednak mocno pragnął w to wierzyć.

Nawet jeśli blondyn miał zamiar dalej wbijać do głowy Lee fakt, że to żadna wielka miłość, to nie było mu to dane. Obaj nagle usłyszeli szelest liści gdzieś za sobą i jak na komendę obaj odwrócili się w stronę hałasu. Bardziej niż sam dźwięk, przestraszyło ich, że wcale nikt tam nie stał ani nie szedł, nie leżał ani nie klęczał. To było dziwne. I naprawdę nieprzyjemne dla nich obu. Obaj Lee spojrzeli na siebie z lekkim zdezorientowaniem oraz przestrachem. Oczywiście to Minnie pierwszy podniósł się z trawy, jako niby ten odważniejszy, choć w praktyce był po prostu tym bardziej ciekawskim i w gorącej wodzie kąpanym. Tak czy inaczej zaczął skradać się w kierunku tajemniczego odgłosu. Nagle brunet się wzdrygnął, bo do szelestu liści dołączył dziwny pisk. Wytrzeszczył szeroko oczy, gdy przed sobą ujrzał kota.

Na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech od ucha do ucha. Zawsze chciał mieć jakieś zwierzątko, najbardziej właśnie kociaka, lecz oczywiście nigdy nie było mu to dane. Teraz miał przed sobą małego, chudego, wystraszonego kota, prawie całkowicie zakopanego w opadłych, kolorowych liściach. Jego duże, wyłupiaste oczy o szaroniebieskiej barwie, trochę zezowate, błądziły z przestrachem po całym otoczeniu. Sierść miał czarnobiałą, łaciatą, dodatkowo bardzo brudną, ubłoconą. Widać było, że maluch długo błąkał się, to tu, to tam. Miał też mały, różowy nos i długie, jasne wąsy. Nie był piękny. Na pewno takiego kota nie chciałaby żadna rodzina, która szukała sympatycznego i słodkiego pupila. Jednak Taemin bardzo, bardzo go chciał. Już wystawiał do niego ręce, powoli się do niego przysuwając, a kot chyba mu zaufał, ponieważ zaczął do niego iść, miaucząc przeraźliwie. Nagle uśmiech chłopaka zszedł z twarzy, a zastąpił go ponury wyraz wyrażający smutek oraz zgryzotę. Kot nie miał tylniej nogi i niezdarnie kuśtykał, potęgując obraz nędzy i rozpaczy, jaki sobą przedstawiał. Lee nigdy nie płakał. Teraz tylko głośno przełykał ślinę, czując swoje mocno zaciśnięte zęby, byleby tylko nie uronić łzy.

- Ktoś go pewnie tutaj wywalił, jak się okazało, że jest kaleką – powiedział cicho Onew, który znalazł się przy Minnie i uważnie obserwował przestraszone oraz zaniedbane zwierzę. – Weźmy go.
- Mhm – Taemin nieznacznie pokiwał głową, ponieważ sensowniejsza odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. Chciał tego kota jeszcze bardziej niż przed chwilą. Chciał mu dać trochę miłości.

Brunet naprawdę chciał delikatnie wziąć kota w ręce, ale miał wrażenie, że jeśli go dotknie, to wyrządzi mu jedynie większą krzywdę. Intensywnie wpatrywał się w malucha, który nieufnie podszedł do Jinkiego. Zastanawiał się, co ludzie mają w sercach i głowach, skoro krzywdzą takie bezbronne istoty. Przygryzł mocno swoją wargę, kiedy Lee ujął żałośnie płaczącego malucha i go do siebie przytulił. Momentalnie zwierzak się uspokoił, a Onew uśmiechnął, głaszcząc go delikatnie po grzbiecie. Chyba obaj nie wiedzieli, co mają powiedzieć. Zresztą, słowa nie były ważne. Dlatego blondyn podniósł się z kucek i powoli zaczął iść w kierunku ich „mieszkania”.

Na dobrą sprawę ciężko było nazwać to mieszkaniem. Ich ciasne cztery kąty umiejscowione były blisko ich miejsca pracy, praktycznie obok, zresztą jak pozostałych pracowników. Przynajmniej o tyle mieli dobrze, że nie musieli martwić się o dach nad głową, jak na przykład ci, którzy spędzali noce na ulicy. I na pewno te noce do najprzyjemniejszych nie należały, kiedy mógł ich brać kto chciał i kiedy chciał… Straszna wizja. Nawet jak na tę dzielnicę.

Kiedy doszli do niewielkiego, niezbyt ciekawie wyglądającego budynku, kociak był już wyraźnie spokojniejszy i nie trząsł się jak osika. Minnie uchylił przed Onew obdrapane, brązowe drzwi, by po chwili wspinać się po dawno niesprzątanych schodach. Gdy znaleźli się na drugim piętrze, młodszy z nich otworzył ciemne drzwi, tym razem wyglądające całkiem przyzwoicie. Znalazłszy się wewnątrz ciasnego lokum, Jinki postawił na podłodze zwierzaka, po czym delikatnie pogłaskał go po głowie. Maluch już nie miauczał z przerażenia, tylko swoim zezowatym, ciekawskim wzrokiem zaczął omiatać całe pomieszczenie.

Mieszkanie naprawdę było malutkie, więc zwierzak nie miał za wiele do zwiedzania. Przeszedł przez wąską kuchnię, gdzie praktycznie nie stało prawie nic, oprócz dwóch szafek, malej lodówki, zlewu i kuchenki. Przeszedł do pokoju pomalowanego na jasną zieleń, gdzie miejsca starczyło tylko na jedno łóżko, nawet sporą szafę i nieduży stół, przy którym stały dwa drewniane krzesła i niewielka szafka na książki oraz inne przedmioty. Maluch kuśtykał po całej przestrzeni, dokładnie badając nowy i nieznany teren, wyraźnie zadowolony z tego, że nie musi już błądzić wśród liści. W końcu niezgrabnie powalił się na środku pokoju, najprawdopodobniej zmęczony chodzeniem na trzech łapkach. Zamiaukał cicho, spoglądając na swoich nowych opiekunów.

- Chyba jest głodny… - stwierdził odkrywczo Onew, podchodząc do niego i drapiąc za uchem, na co zwierzak zareagował cichym pomrukiem przyjemności.
- No… pewnie i głodny… ale my nic nie mamy do jedzenia… oprócz zupek w proszku… - westchnął z krzywą miną Minnie, z uwielbieniem przyglądając się nowemu lokatorowi. – I musimy mu wymyślić imię…
- Imieniem zajmiemy się później, teraz trzeba go nakarmić – stwierdził stanowczo blondyn i zaczął przeszukiwać każdą szafkę i półkę w poszukiwaniu czegoś zjadliwego dla kota.
- Ale my nic nie mamy… - powtórzył tępo brunet, który usiadł po turecku na podłodze i zastąpił swojego przyjaciela w pieszczeniu malucha, któremu chyba bardzo przypadli obaj panowie do gustu, a już na pewno ciepły kąt do spania.
- No i co? Mamy! – ucieszył się nagle Jinki, który jednym susem wskoczył do pokoju, trzymając w ręku papierową torebkę. – Dwa dni temu ją kupiłem, zapomniałem…
- Daj mi to – rzucił nagle Taemin, wyrywając i przy okazji rozrywając mały pakunek, z którego wypadła na wykładzinę słodka bułka. – No, ale koty lubią takie rzeczy? – Zapytał z powątpiewaniem w głosie, ale widząc, że kot podniósł się szybko i niezdarnie stanął na trzech łapkach, chwiejąc się, chłopak tylko się zaśmiał i zaczął kruszyć drożdżówkę.
- No widzisz, je, głodny jest - odezwał się po kilku krótkich chwilach Onew, patrząc, jak zwierzę ze smakiem zajada swój – zapewne – pierwszy posiłek od kilku dni. – Ale jest taki chudy…
- No, ale go dokarmimy, to przytyje – wyszczerzył się Taemin, z zachwytem karmiąc ich małego przyjaciela, jakby to była najlepsza zabawa na świecie. – I w ogóle trzeba go wykąpać… Przykro mi, mały, ale jesteś brudny jak nie wiem co… No i nazwać też cię trzeba…
- Nie mam dziś weny na wymyślanie ładnych imion… - rzucił filozoficznym tonem Jinki, obserwując kota i Taemina, jednak po chwili wzrok skupił na chłopaku. – Wiesz, ja nic nie mówię, ale…
- Wiem – przerwał mu Lee, robiąc posępną minę, lecz zaraz znów się uśmiechnął. – Nakarmię go, ogarnę się i sobie pójdę. A ty?
- Ja pewnie pójdę zaraz po tobie, tylko zrobię mu z mojego starego, wyliniałego swetra spanie - westchnął blondyn.

Żaden z nich już się nie odezwał. Obaj obserwowali swojego nowego współlokatora, który bardzo zachłannie połykał małe kawałeczki bułki, prawie ich nie gryząc. Przez nieszczelne okna słychać było jedynie odgłos ludzi krzyczących gdzieś w oddali, a w pomieszczeniu od czasu do czasu kichnięcie zwierzaka. To był dość groteskowy widok – kot bez tylniej łapy, chudy, brudny, ze smakiem i radością w oczach jedzącego z ręki Minnie. Po chwili ciszy i nawału myśli, Taemin doszedł jednak do wniosku, że nie ma tu nic z groteski – jest za to wiele ze smutnej i szarej rzeczywiści, gdzie takie słaby istoty jak ten kot giną. Czasem tylko spotyka kogoś takiego łut szczęścia i może żyć dalej. Dokładnie tak jak ten kot.

Gdy brunet nakarmił połową bułki kociaka, pogłaskał go czule po głowie i uśmiechnął się do niego, co mruczek przyjął z wielkim zadowoleniem. Lee podniósł się z podłogi, po czym otrzepał spodnie i jeszcze raz zerknął na zwierzę oraz Onew, który znów zaczął go głaskać. Niechętnie, ale Minnie faktycznie podreptał do łazienki, gdzie ogarnął się, sam nie wiedząc po co. Chociaż tak naprawdę wiedział to tak dobrze, że chciał to wyprzeć z umysłu.

*

Dotarł dziwnie szybko do pokoju, w którym mieli się spotkać. Fakt, od siebie tutaj miał dosłownie dwa kroki, ale mimo wszystko odnosił wrażenie, że nawet nie pamięta, jak się tutaj znalazł. Do głowy przyszła mu wyświechtana fraza, że przywiała go tu siła miłości. Aż zaśmiał się na tę absurdalną myśl. Tak czy inaczej, siedział na łóżku, podkulając nogi i wpatrując się w tę brudną ścianę, którą nie tak dawno temu, bo dzisiaj, był tak niezmiernie zafascynowany. Po raz kolejny rozważał kolory tutaj panujące i nagle wywnioskował, że tym razem wolałby jakiś jasny wystrój. Tapetę, pościel, lampę, małą szafkę… By to wszystko było delikatniejsze. Tak jak jego aktualny stan. Wyciągnął szczupłe dłonie przed siebie i przyjrzał się im. Lekko drżały, zresztą tak jak całe jego ciało. Uświadomił sobie, że powodem był klient, którego kroki słyszał po schodach.

Raptownie odwrócił głowę w stronę tak samo ciemnych drzwi jak reszta pomieszczenia. Przełknął głośno ślinę, starając się przybrać jak najbardziej obojętny wyraz twarzy, chociaż wiedział doskonale, że nie wyjdzie mu to tak, jakby sobie tego życzył. W każdym razie usiłował zachowywać się normalnie i nie rzucić się na Jonghyuna, który właśnie stanął w progu. Taemin nienawidził, kiedy ten zakładał przylegającą do jego torsu koszulę, ponieważ wtedy jego trzeźwe myślenie gdzieś uciekało, a on przestawał logicznie rozumować. Przez chwilę nawet zapomniał, jak się oddycha. Poczuł się chory.

Kim Jonghyun, tradycyjnie, najpierw zatrzasnął za sobą drzwi, by potem zdjąć z lewej ręki srebrny, wyglądający na drogi, zegarek. Lee czasami zastanawiał się, ile mógłby zarobić na tym przedmiocie, gdyby komuś go sprzedał, akurat w tej dzielnicy nie brakowało chętnych na takie kosztowne drobiazgi. Szybko jednak zapominał o tego typu rozważaniach i koncentrował się na nadgarstku zdobionym przez ten zegarek. Tak czy inaczej, teraz Minnie obserwował, jak Jjong odpina jeden guzik przy samej szyi i bierze głęboki, pełen wytchnienia, oddech. Jakby to pomieszczenie dawało mu w końcu możliwość zaczerpnięcia świeżego powietrza… Gdy tymczasem Taemin dusił się od pożądania. To zdecydowanie nie było sprawiedliwe…

Kolejną czynnością było wymowne spojrzenie. Na początku blondyn się nie odzywał ani słowem, dosadnie dając do zrozumienia, po co się tutaj zjawił. Właściwie Minnie nie pojmował, czemu jest taki chłodny. Zdawało się, że najpierw musiał sobie ulżyć, by wykrzesać z siebie jakikolwiek wyraz. Taemin świetnie zdawał sobie sprawę, że nie ma co wymagać takiego komfortu, jak chociażby odrobina czułości. Ale on chciał to czuć, wmawiać sobie, że to też forma jakiegoś głębszego uniesienia…

Usiadł na łóżku, lekko się odchylając i podpierając rękami. Rozchylił nieco uda, czekając na działania Taemina. Chłopak nie miał zamiaru męczyć ani jego, ani tym bardziej siebie, więc od razu uklęknął między nogami swojego ukochanego Jjonga, z nieukrywanym zachwytem lustrując całą jego sylwetkę. W końcu jego wzrok pełen pragnienia spoczął na szyi blondyna. Palcami powoli zaczął rozpinać jego białą koszulę, spojrzeniem badając każdy kolejny fragment ciała. Gdy jego drążące dłonie skończyły wykonywać tę przyjemną czynność, przejechał palcami od jego ładnie wyrzeźbionego brzucha, aż do obojczyków. W drugą stronę pokonał dokładnie tę samą trasę, by po kilku sekundach spocząć na rozporku, który szybko rozpiął. W końcu miał w tym niebywałą wprawę…

Z ust Jonghyuna wydobyło się głośne westchnienie, będące oznaką podniecenia. Taeminowi sprawiało ogromną przyjemność to, jak na niego działał. Uśmiechnął się pod nosem, uważnie obserwując swojego kochanka, by po chwili dość brutalnie zsunąć z niego dżinsowe spodnie wraz z bokserkami. Na jego twarzy pojawił się szerszy uśmiech na widok pobudzonej męskości. Jego prawa dłoń powędrowała na to czułe miejsce, muskając je subtelnie. Kim jęknął i spojrzał władczo na Taemina. Chyba tym razem inaczej zaplanował noc, ponieważ nie wyciągnął rąk, by ciągnąć go za włosy. W jakiś dziwny sposób ucieszyło to chłopaka. Czuł, że może to jest maleńki kroczek do tego, by Jjong stał się bardziej jego, mniej obcy, mniej chłodny. W tym momencie nie marzył o niczym więcej.

Prawie się zaśmiał z radości, widząc rozkosz na twarzy ukochanego. Pamiętał też o tym, że nie może za długo pogrywać sobie z jego rozochoceniem. Dlatego wreszcie objął go całą ręką i zaczął nią wykonywać powolne ruchy, które z każdą sekundą stawały się coraz bardziej energiczne. Adekwatnie do ruchów dłoni, Jonghyun wydawał z siebie głośniejsze jęki przyjemności. Tymczasem Minnie zastanawiał się, ciągle wpatrując się w jego oblicze, czy naprawdę powinno mu się to wszystko tak podobać, sprawiać satysfakcję i rozkosz samą w sobie, że przynajmniej tak może go posiadać. Odpowiedź był bardzo prosta, jednak brunet nie miał najmniejszego zamiaru walczyć o to, by stała się inna. Kochał to, kochał blondyna przed sobą, kochał te chwile. To mu uświadamiało, że miłość to jednak chore uczucie.

Namiętne pieszczoty nie potrwały długo. I to nie Lee je przerwał, tylko zniecierpliwiony klient. A że klient jego panem, nawet nie zaprotestował, kiedy ten mocno złapał go za włosy. Bolało go, jednak nie wydał z siebie najmniejszego odgłosu. Nie odrywając oczu od jego twarzy, pozwolił mu pociągnąć się tak, że przed ustami miał jego członka. Kierowany chyba już zawodowym odruchem wziął go do ust, co Kim skwitował przeciągłym jękiem.

Po wszystkim Minnie oblizał wargi, nadal przed nim klęcząc i jak znudzone dziecko przypatrywał się ciężko oddychającemu Jonghyunowi. Bardzo chciał go teraz pocałować, chociaż przecież nie powinien, takie były zasady. Jednak tej nocy górę wzięło pożądanie i tęsknota za tymi miękkimi ustami. Bezczelnie więc wepchał się na kolana blondyna, co chyba trochę go zdziwiło, jednak nie protestował. Taemin natychmiast wpił się zachłannie w jego wargi, a jego język zaczął intensywnie pieścić podniebienie kochanka. Brunet całował się wiele razy w życiu, jednak żaden pocałunek nie równał się z tym. Cudownym, utęsknionym, niepowtarzalnym.

Potem już wszystko działo się szybko. Minnie ściągnął z siebie ubranie, następnie z Jonghyuna, brutalny pocałunek, znów ciągnięcie za włosy, obaj znaleźli się na dywanie, Kim go odwrócił do siebie tyłem, wszedł, słychać było tylko krótki krzyk bólu, który później przerodził się w jęki ekstazy. A potem obaj leżeli na podłodze, Taemin przykryty Jonghyunem, który owiewał jego szyję gorącym oddechem. Brunet wyobrażał sobie, że tak już będzie zawsze, że ten słodki ciężar należy do niego. Tak nie było.

Tak jak zawsze, cała noc była wyczerpująca, a Lee mocno bolała tylnia część ciała, ale nie miał zamiaru narzekać. To raczej było przyjemne, biorąc pod uwagę, że spotka go dopiero za tydzień. Każda bliskość mu odpowiadała, byleby tylko ona istniała w jakiś cudowny sposób. Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego mu na tym tak zależy, dlaczego kocha jednego z klientów, dlaczego chce go w sobie rozkochać, dlaczego obdarzył go jakimkolwiek uczuciem, dlaczego chce żyć u jego boku. Pytanie „Dlaczego?” w takich okolicznościach pojawiało się nader często. Mimo to nie potrzebował odpowiedzi, będąc w łóżku z Jonghyunem, rozkoszując się jego widokiem.

Obolały, leżał obok niego, podziwiając nagą sylwetkę. W pokoju panowało gorąco, więc blondyna nie okrywał koc, a Lee mógł bezkarnie się tym nacieszyć. Kim spał, z głową lekko przekrzywioną w jego stronę. Jego klatka piersiowa unosiła się spokojnie, do tego rytmu dostosował się Minnie. W końcu, po całonocnych cichych zachwytach, kiedy to nie zmrużył oczu ani na chwilę, odważył się wyciągnąć rękę w kierunku Jjonga. Jego palce zaczęły czule gładzić jeden jego policzek oraz usta. Chciał po prostu czuć na swojej skórze jego skórę, nic więcej…

Kim otworzył oczy, nieprzytomnym wzrokiem rozglądając się po pokoju. Jego spojrzenie spoczęło na zapatrzonym w niego Taeminie, który lekko się uśmiechnął, chyba tylko po to, by go rozdrażnić. Blondyn cicho prychnął i ziewnął, odwracając się do niego plecami. Podniósł się do pozycji siedzącej i się przeciągnął. Lee po prostu przejechał dłonią po jego plecach, po chwili dopiero zdając sobie sprawę z tego, co zrobił. Kim odwrócił się do niego i spojrzał na niego z pogardą, ale mimo to nie zaszczycił go ani słowem.

- Nie idź jeszcze… - odezwał się nieśmiało Minnie, patrząc ze smutkiem, jak blondyn zaczyna się niespiesznie ubierać.
- Weź, zamknij się, daj mi spokój – warknął tylko rozeźlony, naciągając na siebie spodnie.
- Przecież ci ze mną dobrze… - stwierdził buntowniczo Lee, robiąc oburzoną minę. – Inaczej nie spędzałbyś całej nocy na pieprzeniu mnie.
- Zamknij się – westchnął blondyn, zapinając rozporek i rozglądając się w poszukiwaniu koszuli. – Ty chyba musisz bez przerwy robić coś z ustami, jak nie obciągać, to gadać…
- Chyba ci to pasuje… - prychnął tylko chłopak, schodząc niezgrabnie z łóżka i przytulając się do jego pleców, na co tamten zareagował natychmiast, brutalnie go od siebie odpychając. – No co, nie chcesz porannego obciągania? – zapytał sarkastycznie brunet, podnosząc się z podłogi i klękając, przy okazji wpatrując się w Jonghyuna.
- Nie chcę, zepsułeś nastrój.

Taemin przygryzł mocno dolną wargę, nie spuszczając oczu z ubierającego się Jjonga. Tak naprawdę taka odpowiedź nie była niczym nowym, ale drażniła go tak samo jak zawsze. Dlatego po prostu wstał na równe nogi i podszedł do blondyna, ciągnąc go za ramię w stronę łóżka. Umysł Kima chyba nie był jeszcze na tyle przytomny, by zareagować na działania upartego bruneta, który usiadł na nim, gdy ten powalił się na pościel. Minnie zaśmiał się, ale tylko mentalnie, ponieważ jego twarz nie wyrażała za wiele emocji, właściwie żadnych, wyrażały je natomiast oczy. Te nieszczęsne, duże oczy, które wyjawiały każdy, nawet najmniejszy, zamiar. Znów odniósł wrażenie, że ma nad nim całkowitą władzę, że nim rządzi, że posiada go całego. Niestety, wiedział, że w tym momencie to tylko takie spotęgowane atmosferą wrażenie…

- Ja pierdolę, nie mam czasu, złaź ze mnie! – ryknął Kim, nie wiadomo jednak, czy bardziej zły przez samo zachowanie Taemina, czy może przez to, że faktycznie nie ma czasu i nie może dać się ponieść żądzy. Jakakolwiek odpowiedź nie była, westchnął ciężko, jakby z żalem i zepchnął z siebie chłopaka, by po chwili złapać za jego włosy i kilkakrotnie uderzyć go w twarz z otwartej ręki. Spojrzał na beznamiętną minę chłopaka. Oblizał wargi, by nagle kopnąć go w brzuch. Jak na jego możliwości, kopniak nie należał do tych najmocniejszych, które Lee już nie raz czuł. Służył chyba tylko po to, by go od siebie odsunąć.

Minnie w tym momencie uświadomił sobie, że dzisiejsza walka to walka przegrana. Złapał się za obolałe policzki, przez chwilę zastanawiając się, czy będą ślady. Miał nadzieję, że nie. Obserwował, jak Jjong do końca się ubiera, zapinając pogniecioną koszulę, która całą noc spoczywała zmięta na podłodze. Spoglądał z uwagą, jak zakłada eleganckie buty, sznurując je, a potem wygładzając na sobie spodnie, w których przecież tak świetnie wyglądał. Lee znał cały ten rytuał na pamięć, oglądał go od ponad roku, zawsze co tydzień. Zawsze tak samo oczarowany najmniejszym gestem. Zawsze tak samo gorzko zdając sobie sprawę, że to nie powinno się dziać. Że to nie miłość. Że to obsesja, niemająca racji bytu. Że to jego osobista tragedia, na którą nie wiadomo, co poradzić… W takich chwilach naprawdę chciał stąd uciec i zapomnieć. Jednak uciec nie mógł, a na zapominanie było już za późno…

Przyglądał się, jak blondyn grzebie w swoim czarnym skórzanym portfelu, nie żałując pieniędzy na swoją dobrą dziwkę, jak czasem zdarzało mu się powiedzieć. Taemina to nie raziło, wręcz przeciwnie – bardziej skupiał się na przymiotniku „dobra” niż na tym drugim określeniu. Nie, to zdecydowanie nie było normalne.

Rzucił w niego banknotami, by po raz enty złapać go za ciemne włosy. Spojrzał na jego bladą twarz z pogardą, wymieszaną z dziwnym rodzajem pożądania, którym raczej obdarza się przedmioty, a nie żywych ludzi. Mimo to, Minnie uśmiechnął się i złożył na ustach Jjonga najbardziej czuły pocałunek, na jaki było go stać. Tak jak się spodziewał, ten natychmiast zamienił go w dziki i długi, czyli taki, żeby im obu starczył na kolejnych siedem dni rozłąki. Po chwili Taemin poczuł w ustach swoją krew i chłód, spowodowany tym, że blondyn się od niego odsunął. Wyszedł z pokoju jak gdyby nigdy nic, zostawiając chłopaka pogrążonego w mentalnej rozsypce.

Ta psychiczna bezwładność trwała kilka minut, po których brunet wrócił do szarej codzienności. Wstał z podłogi, byle jak się ubrał, delikatnie dotykając swoich spierzchniętych i obolałych warg. Przełknął ślinę, w której nadal czuł metaliczny posmak krwi. Wiedział, że niedługo musi tutaj wrócić, ale ten krótki czas, który miał dla siebie, chciał wykorzystać na spotkaniu z Onew i kotem. Albo samym kotem, bo nie wiedział, co teraz robi jego przyjaciel.

Chciał już wyjść, ale coś przykuło jego uwagę. Delikatny błysk na małej szafce. Spojrzał uważnie w to miejsce i ujrzał zegarek Jonghyuna. Pierwszy raz zdarzyło mu się go zapomnieć. Taemin poczuł, jak puls mu przyspiesza, chociaż sam nie wiedział czemu - Kim po prostu zapomniał zegarka… Zegarka, który był obrzydliwie drogi. Zegarka, który mógł sprzedać, zarobić, nie wiadomo po co, chyba dla własnej satysfakcji, tym samym wymierzając prztyczka w nos Jjongowi…

Nagle szeroko się uśmiechnął, niczym niewinne dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. Ujął ostrożnie przedmiot i zaczął mu się przyglądać. Obracał go w rękach, patrząc na niego z błyskiem w oczach. Naprawdę piękna rzecz. Będzie musiał go oddać Jonghyunowi. Po co? Chyba miał nadzieję, że dzięki temu zyska sobie trochę więcej jego sympatii albo jakiegokolwiek uczucia…

- Od So Yeon dla Jonghyuna. Kocham cię – przeczytał na głos, kiedy zerknął na wewnętrzną stronę zegarka.

Zamrugał kilkakrotnie. Poczuł nieznośny uścisk w sercu i nagłą falę gorąca. Nie odrywał wzroku od wygrawerowanego napisu. Odtwarzał sobie te słowa w głowie, jakby chcąc nauczyć się ich na pamięć, chociaż już je znał. Opadł na łóżko, mając wrażenie, że ktoś sobie z niego kiepsko zażartował. A potem, raptownie i okrutnie, uświadomił sobie coś oczywistego.

Że jego Jjong nigdy nie będzie należał do niego.


5 komentarzy:

  1. Kotek... ;( ;( ;( Mały, biedny kotek... ;( ;( Po prostu.... ;(
    Dobrze, że go przygarnęli, bo to normalnie... ehh... No, ale teraz będzie ich trzech. A Onew i Taemin będą mieli nowego przyjaciela ;) A kociak jest po prostu <3333333333333333

    I miłość Taemina...
    To takie smutne. Nawet jeśli to chora miłość, nawet jeśli to nie jest normalne kochać swojego klienta, to przecież nie ma w tym nic złego... On po prostu chciałby kogoś mieć, chciałby mieć Kima...
    Jonghyun za to jest totalnym palantem. Jak ja go nie lubię. Po prostu żenada. Co za dupek... Normalnie to jego ktoś pobić powinien! Po prostu...
    Biedny Taemim, moje biedne Maleństwo... :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww, Awww, Levi się jara , bo wspomniałaś o niej przed notką *.*
    Aish, Jonghyun niech ogarnie dupę i leci do Taemina, bo lepszej partii w mieście (ani na świecie, notabene) nie znajdzie! Lee umie i gadać i obciągać, więc Kim na pewno by się z nim nie nudził.
    Tak sobie myślę, co ja bym zrobiła na miejscu Tae, z tym zegarkiem. Cóż, jestem dość wrażliwa i jak ktoś mnie zrani, zamykam się w sobie na kilka dni. Co nie znaczy, że prędzej czy później się nie odegram. Ja bym właśnie tak zrobiła. Sprzedała zegarek i nawet bym się nie zastanawiała, dodatkowo widząc napis tej/tego (soraski, nie wiem ;-;) So Yean. Chociaż nasz młody dobrze myśli, może przez to się zbliży do Jonga? Oby, bo jak nie, to wyrwę dinozaurowi genitalia i nie będzie miał czym posuwać Taemina. Oj, wybacz tak wulgarny język, ale ja tak mam, kiedy się ekscytuję...
    Co do kota - mój ma 1 listopada urodziny, więc wątek z kotkiem jak najbardziej. Tylko, że mój jest rozpieszczonym przez życie rodowodowym, grubym, wrednym i w ogóle nie przytulalskim kotem. Tyle przegrać.
    Szczerze mówiąc, przyjaźń OnTae jest śliczna <3 Kocham ich wątek .
    Hwaiting! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej. Przeczytałam. OMG. Łeb mi pęka, serduszko mnie boli... ;; Skomentuję porządnie w weekend, bo teraz jestem na komórce i nic dobrego by z tego nie wyszło. Ale... łał.
    Łał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, ten ff jest taki smutny... Stworzyłaś w nim świat, w którym praktycznie nie ma nic dobrego, gdzie się człowiek obejrzy, to wszędzie tylko źle albo i gorzej, nawet jak spojrzy się we własną przeszłość...Po prostu masakra, aż się czytelnikowi smutno robi od samego czytania...

    A jednak nawet w takim zepsutym świecie wciąż jest miejsce na iskierkę wiary i nadziei, i po prostu podziwiam tu Taemina za to, że ma odwagę kochać, mimo że tak beznadziejnie, ale jednak mimo wszystko. Większość ludzi zdusiłaby to uczucie w zarodku, a on je pielęgnuje i to jest w sumie piękne, tak na swój sposób. Plus też jego przyjaźń z Onew jest też takim światełkiem w tym opku, strasznie podoba mi się ten wątek ogólnie, a teraz jeszcze mają kociaka to już w ogóle <33 Zwłaszcza że tez niedawno mieliśmy kociaka chorego, też znajdę, ale niestety nie udało się go uratować, więc mam nadzieję, że przynajmniej tutaj ten wątek potoczy się dobrze ;)))

    Za to Jonghyuna to tyko pobić tutaj, tylko tak porządnie, co za dupek, porażka. W sumie ciekawa jestem, jak się potoczy akcja tym zegarkiem, bo to się chyba musi jakoś rozwinąć. Tylko podejrzewam, że niekoniecznie dobrze, jeszcze za wcześnie na szczęśliwe zakończenie.

    Więc ten no, pisz, pisz...Czekamy na cd ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiciuś~~~~~~~ O ile nie dziwi mnie fakt, że ze wszystkich zwierząt na ziemi musieli znaleźć kota, o tyle dziwi mnie fakt, że tak bardzo się na tej scenie znalezienia go wzruszyłam... Nie, że nie lubię kotków, co to, to nie , ale no... to było takie słodkie i smutne... I ten kotek był taki biedniusi... (mam wrażenie, że nadużywam w komentarzach do tego ff słów biedny, smutny itp... ale cóż... nie moja wina, że większość jest tu biedna, a wszystko jest tutaj smutne)

    I w ogóle nagle jest mi szkoda nie tylko Taemina (i Onew, ale jego ogólnie jest mi mniej szkoda, bo go mniej w tym opowiadaniu, więc mniej o nim myślę xD), ale również osoby, która w sumie osobiście nie pojawiła się w tym ff, to jest So Yeon. Obojętnie czy jest to jego dziewczyna, żona, siostra, przyjaciółka czy nawet matka, prawda jest taka, że gdybym się dowiedziała, że nie wiem, na przykład mój przyjaciel chodzi regularnie do burdelu, to byłoby mi strasznie za niego wstyd, nie mówiąc już o tym, że poważnie musiałabym przemyśleć czy dalej się z takim kimś przyjaźnić (i raczej wynik byłby negatywny)... Bo jakbym była żoną/dziewczyną to już nie wspominam nawet o tym... W każdym razie współczuję tej dziewczynie i to bardzo, bardzo, obojętnie co ją nie łączy z Jonghyunem...
    I ciekawe jak teraz na tą wiadomość zareaguje Taemin. Będzie miał tydzień by to wszystko przemyśleć... Może się odkocha?

    A tak wracając jeszcze na koniec do początku, to dowaliłaś z tym, że przed "Dazzling Sun" powinno być "the", no naprawdę ;p To już się chyba nazywa zboczenie zawodowe ;p (nie żebym ja nie zmarszczyła brwi widząc tą nazwę bez "the", no ale xDD)

    OdpowiedzUsuń