poniedziałek, 4 listopada 2013

Ten ostatni raz ~ Część III

Tak mne zaskoczyła liczba komentarzy, że aż nie wiem, co napisać, jestem w szoku, że ktoś to czyta. O_O Także... napiszę tylko, że bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję i mam cichą nadzieję, że dalej też będzie się Wam podobało! Wiem, że to idiotycznie zbarzmi, ale cieszę się też, że uważacie to opowiadanie za smutne, bo takie miało być... A to znaczy, że mi do tej pory wychodzi... ;__; <333
A przechodząc do rzeczy - część trzecia, mam nadzieję, że tak samo udana jak poprzednie. I przepraszam za długość, ale pod koniec tak dobrze mi się pisało... I wiem, że moje pisanie długo trwało, ale bardzo się staram, żeby trzymać poziom~! I w ogóle widzę, że ktoś głosuje w ankiecie... O ile część osób jestem w stanie zidentyfikować, tak kilka głosów mnie szczerze zaskoczyło, bo chyba czyta to nawet ktoś jeszcze. A jeśli tak, to komentarze mile widziane, ja nie gryzę~ <33 XD
Miłego czytania, jeszcze raz dziękuję za komentarze~ <3


„Budzę się ze snu, w którym nie mam prawa śnić
Każdy dzień zmienia się właśnie tak
Za bardzo, za brutalnie
Uspokój się, moja miłości, zapominanie...
Trwa krócej niż istnienie spadającej gwiazdy na niebie, wiem to”


Taemin siedział skulony na łóżku, wpatrując się w srebrny zegarek. Po raz milionowy w ciągu trzech dni obracał go w palcach. Od tego czasu po raz milionowy atakowały go najróżniejsze myśli. Od tych najbardziej przyziemnych do całkiem abstrakcyjnych. Zastanawiał się, ile mogliby mu dać za tę błyskotkę. Na pewno sporo, nie wiedział jednak, ile dokładnie. Zastanawiał się też, co miał znaczyć napis po wewnętrznej stronie zegarka, kto to So Yeon, co tę osobę łączy z jego Jjongiem. Pomyślał, że to może jego siostra? Na pewno był to ktoś z rodziny. W końcu gdyby kogoś miał, nie spotykałby się z nim na dziki seks. Tak, to było logiczne wyjaśnienie. Ale Lee męczyła też kwestia tego, dlaczego Jonghyun nie wracał po swoją zgubę? Może sądził, że zawieruszył gdzieś swój drogocenny prezent, zapominając, że położył go na szafce, czy może nie chciał u nikogo wywoływać niepotrzebnych podejrzeń? A może po prostu cały tydzień był zawalony pracą czy czymś podobnym, w ogóle nie pamiętając o tak mało istotnej rzeczy jak to, co Taemin trzymał w rękach…

- I co, będzie tak teraz zachowywał się jak zombie przez ten zegarek? – odezwał się w końcu Onew, który siedział po turecku na podłodze i bawił się z ciągle bezimiennym kociakiem, który aktualnie był już czysty i najedzony, niestety nadal bardzo chudy.
- Jakie zombie… - westchnął zamyślony Minnie, odrywając w końcu wzrok od przedmiotu i przenosząc spojrzenie na zwierzaka. – A ty byś nie miał żadnych wątpliwości?
- Ja bym go sprzedał – stwierdził natychmiast blondyn, tym razem drapiąc zadowolonego kota za białym uchem. – No, ale ja nikogo nie kocham… - Ostatnie słowa chłopaka zabrzmiały nadzwyczaj sarkastycznie.
- Nie musisz by taki wredny – mruknął cicho Minnie, robiąc obrażoną minę. – Pamyeol.*
- Co? – Jinki spojrzał zdziwiony na swojego przyjaciela, przy okazji przestając pieścić kota.
- Pamyeol, imię dla niego – odparł spokojnie brunet, odkładając zegarek na łóżko, by po chwili siedzieć obok zwierzaka i Onew. – Pasuje idealnie, nie sądzisz?
- Sądzę – uśmiechnął się szeroko Jinki, z powrotem z uwielbieniem wpatrując się w mruczącego futrzaka. – Pamyeol… Ładnie, naprawdę. Tylko skąd ten pomysł? – Chłopak znów zerknął swoim bystrym wzrokiem na młodszego kolegę.
- Patrz, jak on wygląda, siedem nieszczęść i w ogóle nie wiadomo co. No, a poza tym zgubą jest, a my go znaleźliśmy – wzruszył ramionami Lee i wziął kociaka na ręce, szczerząc się do niego. – Podoba ci się, co?
- Na pewno mu się podoba, skoro nie miauczy i się nie rzuca – zaśmiał się Onew, sadowiąc się wygodniej na podłodze, by mieć lepszy widok na obu współlokatorów. – Pamyeol…
- Pamyeol, idziemy spać? – zaszczebiotał Taemin, tak jakby nagle bardziej zadowolony z życia ze względu na to, że wymyślił imię kotu. – Idziemy.

Razem ze zwierzakiem podniósł się z podłogi, otrzepując tylnią część ubrania, chyba już z przyzwyczajenia. Co jak co, ale zniszczona podłoga ich mieszkania zawsze świeciła czystością, bo co można robić na kilku metrach kwadratowych… Pomijając już fakt, że te kilka metrów kwadratowych sprzątało się w dokładnie kilka minut. Uroki małego lokum.

Tak czy inaczej, Lee z Pamyeolem usiadł na łóżku, cały czas go głaszcząc. W końcu niezdarnie, jedną ręką, odgarnął pomarańczowy koc i wsunął się pod niego. Malucha położył na środku, a sam odwrócił się w stronę okna, które umiejscowione było przy łóżku, tym samym odwracając się tyłem do Onew. Jednak nie potrwało to długo, ponieważ po dłuższej chwili blondyn też podniósł się z ciemnych paneli, by po kilku sekundach znaleźć się obok Taemina, od strony ściany, głową mało nie zaliczając bliskiego spotkania z drewnianym parapetem. Jinki nigdy nie należał do osób najbardziej zwinnych i ogarniętych, gdy chodziło o zwykłe poruszanie się. Brunet pokręcił głową, cicho się śmiejąc, dłonią bez przerwy głaszcząc kota.

- Będzie spał z nami? – zapytał głupio starszy z nich, szczelnie okrywając się kocem, a przynajmniej na tyle szczelnie, na ile umożliwiał mu to Pamyeol, rozwalający się między nimi.
- Przecież zawsze śpi – stwierdził oczywistym tonem Lee, też wsuwając się pod przykrycie. Chciał już podrapać futrzaka za uchem, kiedy ten zerwał się – na ile pozwalały mu trzy nogi – z miejsca i zaczął się bawić błyskotką, leżącą gdzieś przy kolanach Taemina. – Zostaw to! – Chłopak podniósł się raptownie i wyrwał własność Jonghyuna z łapek zwierzaka, na co ten natychmiast chciał podążyć za ręką swojego opiekuna, próbując dosięgnąć zabawki.

- Skoro już to badziewie wziąłeś i się z tym męczysz, to dałbyś mu się pobawić – rzucił z rozbawieniem blondyn, obserwując uważnie tę scenę i przy okazji spotykając się z oburzonym spojrzeniem Taemina. – No co? Niech ktoś pożytek z tego ma.
- Odczep się – burknął Minnie, z powrotem przytulając głowę do małej poduszki. – To Jonghyuna. Nie można tego ruszać, nikt nie może… Po prostu nie. – W tym momencie chłopak zamknął oczy, mając wrażenie, że teraz w jego spojrzeniu jest jeszcze więcej obłędu niż zazwyczaj, kiedy wspominał o Jonghyunie.
- To może po prostu załóż ten zegarek i po sprawie, wtedy Pamyeol nic mu nie zrobi – westchnął z rezygnacją Onew i biorąc przykład z przyjaciela, zamknął oczy, wygodniej układając się do snu. – Dobranoc.
- Dobranoc.

Taemin nie otwierał oczu, udając, że rzeczywiście chce mu się spać i taki miał zamiar – odpłynąć do krainy snu. Nawet skory do zabawy kociak zaczął się myć, by po chwili zwinąć się w kulkę i po prostu zasnąć. Za to Lee podniósł się i zgasił światło, znów wygodnie układając się pod kocem. Nie zamykał już jednak oczu, bo wiedział, że nie zaśnie. I był za to na siebie bardzo zły, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że przespać noc we własnym mieszkaniu było czymś niesamowicie rzadkim i powinien to najzwyczajniej w świecie wykorzystać. Ale co on mógł poradzić na to, że kiedy tylko przyłożył rozczochraną głowę do poduszki, zaczął roztrząsać wszystko po kolei, zatapiając się w pseudofilozoficznych myślach na temat swojego życia oraz charakteru…

Właśnie w tej chwili myślał o tym, a raczej chciał czy po cichu marzył, by być jak Onew. Wtedy na pewno żaden Kim Jonghyun, o którym de facto nie wiedział absolutnie nic - oprócz tego, jak się nazywa i że coś go łączy z jakąś So Yeon – nie zamąciłby mu w głowie, w której i tak panował dość spory bałagan. W gruncie rzeczy przyzwyczaił się do tego, nawet mu się jakoś z tym wszystkim egzystowało na tym świecie, w tej dzielnicy, ale czasem myślał, że miło by było, gdyby dało się zresetować umysł. I odnosił wrażenie, że właśnie Jinki potrafił czynić cuda ze swoim mózgiem. Nie wyglądał na kogoś przybitego swoim losem; kogoś, kto niezwykle cierpi będąc z dnia na dzień wykorzystywanym. Teoretycznie wszyscy zachowywali się normalnie, zwyczajnie, nie wyglądając na pogrzebanych w depresji swoją dolą, ale mimo to, to właśnie Jinki wybijał się spomiędzy całej tej gromady. Chociaż Minnie śmiał sądzić, że to właśnie jego przyjaciel najwięcej przeszedł. Może rzeczywiście w powiedzeniu, że co cię nie zabije, to cię wzmocni, tkwiło ziarnko prawdy. Problem polegał na tym, że w zdecydowanej większości przypadków zdrowe ziarnka nigdy nie przeistaczały się w coś lepszego, tylko przestawały istnieć, kompletnie zapomniane. W tej zdecydowanej większości przypadków zostawały zepchnięte i na ich miejscu wyrastało coś zepsutego, złego, nudnego, zblazowanego. Na szczęście istniały jeszcze takie osobliwości jak Onew. On na pewno nie wliczał się w to zapomniane ziarnko. Był raczej kwiatem w pełni swojego rozkwitu, rosnącym na jakimś pustkowiu, gdzie za mocno padało.

Dlatego Taemin chciał być jak swój własny przyjaciel. Niezłomny mimo burz. Chciałby być sobą mimo wszystko, chciałby tak umieć. Ale nie potrafił. Ciągle się uczył od Jinkiego, mimo to chyba bezskutecznie, ponieważ nadal marzył o tym, by się zmienić. A na logikę rzecz biorąc, gdyby osiągnął zamierzony cel, teraz mógłby spokojnie śnić o przyjemnych aspektach życia, nie dumając nad tym, jak żałosny był oraz jest. I pewnie będzie. Niby nic. Każdy czasem bywał żałosny, każdy czasem pragnął tego, by stać się kimś innym, lepszym, bardziej odpornym na całe wszechobecne zło. Taemin również.

Nadal nie zamykał oczu, bojąc się, że jeśli to zrobi, to jego świadomość podryfuje w kierunku Jjonga, a wtedy nie miałby już najmniejszych szans na zaśnięcie. Chociaż na dobrą sprawę teraz też o nim myślał. To naprawdę było dziwne. I takie niepokojące. O czym by nie rozważał, w każdym jego rozważaniu tkwiła choćby cząstka ukochanego. Nawet w czymś tak banalnym jak pragnienie zostania kimś innym, pojawiał się jego obraz. Przygnębiająca prawda, do której zdążył się przyzwyczaić. A przynajmniej tak uważał. Zaledwie czasami nachodziły go ponure myśli, a tak… A tak było dobrze i całkiem, całkiem normalnie.

Zupełnie stracił rachubę czasu i rzeczywistości, kiedy zatopił się w całej swojej kontemplacji. W końcu zasnął, jak zwykle nic mu się nie śniło. Mógł być przynajmniej dumny ze swojego twardego snu. Zawsze coś. Za to kiedy się obudził, do pokoju już nieśmiało zaglądały pierwsze promienie słoneczne. Zapowiadał się naprawdę ładny dzień jak na tę porę roku. Minnie, prawie z zamkniętymi oczami, spojrzał w okno i tylko skrzywił się, chowając się cały pod kocem. Najprawdopodobniej w ciągu kilku kolejnych minut zasnąłby swoim kamiennym snem, gdyby nie kichanie. I to nie kichanie Onew. Drażniący dźwięk dochodził gdzieś z okolic podłogi, dokładnie z okolic drzwi. Na początku brunet za wszelką cenę chciał zignorować ten dźwięk, zakopując się po uszy w i tak już zmiętoszonym przykryciu, lecz kichanie wcale nie ustawał, trwając z dobrą minutę. W końcu zdenerwowany Lee zerwał się z łóżka. Tak się zerwał, że tylnią częścią ciała wylądował na podłodze, przeklinając cały świat pod nosem. I tak jak się spodziewał, Jinki tylko przekręcił się na drugi bok, nie budząc się ani na sekundę. Młodszy Lee zrobił krzywą minę i ziewnął potężnie, nieprzytomnym wzrokiem zerkając na zezowatego Pamyeola, który najwyraźniej chciał się umyć, lecz ciągłe kichanie mu to utrudniało. Chłopak z miną cierpiętnika doczołgał się do kota i go pogłaskał. Futrzak zmienił swoją pozycję pod wpływem pieszczoty, co skończyło się tym, że kichnął prosto w twarz swojego opiekuna. Taemin tylko uniósł obie brwi, zamrugawszy kilkakrotnie oczami, by się przypadkiem nie zirytować na zwierzaka.

- Pamyeol… - westchnął cicho i przysunął do siebie kota, uważnie na niego patrząc. – Po pierwsze, obudziłeś mnie… Po drugie, coś ty, przeziębiłeś się? – Maluch spojrzał na niego i znów kichnął, po czym po prostu zaczął lizać swoją lewą łapę. – Super…

Minnie czuł tylko, że nadal chce mu się spać. Wstał jednak z podłogi, drapiąc się po brzuchu. Rozejrzał się nieprzytomnie po pomieszczeniu i zrobił duży krok przed siebie, dzięki czemu znalazł się w małej kuchni. Sięgnął po brązową miseczkę zwierzaka i nasypał tam karmy dla kotów, której w misce pewnie nie było już od jakiegoś czasu. Postawił ją na swoim miejscu, a Pamyeol natychmiast do niej przykuśtykał i zaczął zachłannie jeść. Najwyraźniej nadal bał się, że Taemin zabierze mu jedzenie, przez co znów będzie głodował. Chłopak tylko westchnął rozczulony tą myślą, a do białej miski nalał świeżego mleka, które przed chwilą wyjął z lodówki. Gdy z powrotem je wstawił, uśmiechnął się do kociaka i chwilę pobawił się jego ogonem. Rozbijając sobie kolano, udało mu się dotrzeć do łóżka, wślizgując się pod koc. Nie miał jednak siły ani ochoty na wyklinanie nieszczęsnej szafki, o którą obił nogę. O tej porze w ogóle jeszcze nie myślał, jego szare komórki były wyłączone i wcale nie potrzebowały się włączać. Dlatego kiedy chłopak ułożył się wygodnie, prawie natychmiast zasnął.

*

Nadszedł ten szczęśliwy, i jednocześnie tragikomiczny dzień, kiedy Taemin spotykał się ze swoją obsesyjną miłością. Gdyby jeszcze wyciąć określenie „obsesyjną”, gdyby zmienić miejsce i okoliczności, a najlepiej do tego zmienić jeszcze porę roku na lato, a Jonghyuna na jakąś piękną, czułą i dobrze usytuowaną dziewczynę. Tak, wtedy Minnie wiódłby niemalże idealne życie… Nie, wtedy na pewno wiódłby idealny żywot, aczkolwiek żałował, że to tylko nierealne marzenie. No cóż, tak czy inaczej, musiał żyć dalej, niezależnie od tego, czy był dziwką czy nie.

W każdym razie za wcześniejszą radą Jinkiego, założył zegarek na lewy nadgarstek. Sądził, że zrobił źle, jednak nie miał ochoty ani czasu się tym przejmować, ponieważ bardziej skupiał się na tym, by przypadkiem suteren albo jakiś namolny klient nie przejął się taką drogą ozdobą, którą miał na sobie. Sam nie wiedział, po co ryzykował, nosząc go, lecz czuł, że dzięki temu w jakiś osobliwy sposób jest bliżej z Jjongiem. Chociaż momentami drażniło go kpiące spojrzenie Onew… Świetnie go rozumiał, ale wolałby, by jego jedyny przyjaciel co krok nie udowadniał mu, jak nisko upadł.

Za każdym razem pilnował, by zegarek nie rzucał się w oczy, zakładając na niego szeroką, zieloną frotkę, którą kiedyś „ukradł” Lee, oczywiście za jego zgodą. W tym jednak momencie schował frotkę do kieszeni brązowej bluzy, którą zdjął i rzucił gdzieś w kąt pokoju. Teraz miał na sobie tylko czarne, obcisłe spodnie i tak samo obcisłą czerwoną koszulkę, mając nadzieję, że to mu w czymkolwiek pomoże – w tym przypadku chyba tylko w tym, żeby Jjong szybciej pozbył się z niego ubrań, w których – notabene - czuł się niekomfortowo. Na szczęście kiedy do pokoju wkroczył jak zawsze napalony Jonghyun, od razu zaczął dobierać się do Taemina, chyba nawet nie pamiętając, że kiedyś na ręku nosił zegarek. Zdziwiło to bruneta, jednak nie miał zamiaru komentować tego zachowania, ponieważ jego umysłem oraz całym ciałem rządziło już zupełnie coś innego. Jęknął cicho, gdy Kim ściągnął prędko jego spodnie. Potem tylko usiadł na łóżku, rozpinając niezdarnie swój rozporek, patrząc wyczekująco i władczo na Lee. Przez głowę Taemina przemknęła myśl, że blondyn musiał być dziś wyjątkowo rozpalony oraz spragniony… Uśmiechnął się przebiegle i uklęknął między nogami swojego kochanka, by po chwili poczuć we włosach silną dłoń, która boleśnie odsunęła jego twarz od krocza przed sobą. Syknął z bólu, zdziwiony nagłą, krótką torturą. Spojrzał z oburzeniem na blondyna, wpatrującego się w niego intensywnie.

- Czemu masz go na ręku? – zapytał cicho, rozeźlony wzrok przenosząc z oblicza Taemina na jego nadgarstek.
- Bo jestem drogi i takie błyskotki do mnie pasują. Jakiś problem? – Lee samego zdziwiły te harde słowa, wypowiedziane prosto w twarz Jjonga. Nigdy nie posądzałby się o to, że na - dobrą sprawę - będzie miał ochotę sprowokować wielką kłótnię i wściekłość ukochanego. Cóż, widocznie obsesyjne uczucia potrafią obudzić w człowieku gorszą naturę.
- Jeden, niewielki – odparł po chwili intensywnego namysłu blondyn, już wyraźnie mniej zły, za to bardziej zaskoczony odpowiedzią, jaką usłyszał. Znów szarpnął go za włosy, chyba jeszcze mocniej niż poprzednio, co Minnie skomentował stłumionym stękiem. – Oddaj mi go.
- A co, jeśli chcę go sobie zatrzymać? – zapytał natychmiast Lee, patrząc Jonghyunowi prosto w oczy, co chyba tylko bardziej rozjuszało starszego z nich. – I kto to So Yeon?

W tej sekundzie uścisk na głowie Lee zelżał, ponieważ najwyraźniej szok wywołany jego ostatnimi słowami sprawił, że Jjong na chwilę zapomniał, kim jest Taemin. A Taemin ledwo powstrzymywał triumfalny uśmiech, który usilnie chciał wpełznąć na jego twarz, i tak zapewne wyrażającą już niezbyt szlachetne i niewinne emocje. Na szczęście zanim brunet poddał się wielkiej chęci głośnego roześmiania się, znów poczuł, jak Jjong zbliża jego twarz do pobudzonej już męskości. Chłopak pomyślał, że takie zachowanie musiało podniecić jego klienta… Nie miał jednak czasu na analizę sytuacji, bo po chwili poczuł już w ustach Jonghyuna.

I takim sposobem nie dowiedział się, kto to So Yeon. I odniósł niepokojące wrażenie, że już się nie dowie, a ciekawość zeżre go od środka… Teraz jednak nie chciał skupiać się na nieszczęsnym imieniu, chcąc dostarczyć jak największej przyjemności swojej miłości, co mu chyba szło dobrze, zważając na wyraz twarzy i reakcję ciała kochanka. Nie miał pojęcia, kim jest tajemnicza dziewczyna, ale przynajmniej był pewny, że na pewno nie obciąga lepiej od niego.

Noc trwała. Jak każda inna. Niczym nie różniła się od poprzednich. Kilka pozycji, dużo jęków, więcej niż dwa orgazmy. Lee czasem dopadały ponure myśli, że tylko tyle ich łączy. Że tak naprawdę on sam, jako Taemin poza tym pokojem, nie miał nic do zaoferowania. Nie był wybitnie mądry czy inteligentny, nie miał wykształcenia, nie pochodził z dobrej rodziny, nie znał większości zasad savoir vivre, nie otaczał się wianuszkiem wspaniałych przyjaciół, sam nie był wspaniały, miał niewiele zalet, był porywczy, nie umiał trzymać języka za zębami, czasem gadał bzdury, wydzierał się niepotrzebnie na swojego jedynego przyjaciela, obrażał się jak dziecko, miewał chwile zbędnej zadumy, zachowywał się niepoważnie, śmiał się w nieodpowiednich momentach, niepotrzebnie ironizował, za bardzo się przejmował błahostkami, za mało tym, że był nikim, kochał mocno niewłaściwą osobę, nie umiał sobie z tym wszystkim poradzić. A najgorsze w tym wszystkim, że było mu już wszystko jedno. A jedyna troska to właśnie taka, że nie miał nic do zaoferowania oprócz swojego ciała. I serca. Serce jeszcze posiadał.

Za to rankiem zdarzyło się coś dziwnego. Albo raczej lekko zaskakującego, i to raczej w pozytywnym sensie, a przynajmniej tak pomyślał sobie Minnie. Jjong nie spał. A przecież zawsze zasypiał jak zabity, gdy tylko skończyli łóżkowe zabawy. Nie tym razem. Może gdyby nie władczy wzrok blondyna i wyczuwalne napięcie między nimi, Lee by się ucieszył, że w końcu to Jonghyun podziwiał go, a nie odwrotnie. Poranne ułudy bywały bardzo złośliwe, tak jak ta.

- Oddaj ten zegarek.
- Nie.
- Oddawaj go po dobroci.
- Ani mi się śni.
- Oddawaj go, do kurwy nędzy, jest mój!
- Zostawiłeś go i ja go noszę, więc jest mój.

Gdyby nie zauważył, że Jjong porządnie się zdenerwował, zaśmiałby się. Ta sytuacja była groteskowa. Jonghyun wściekł się na Taemina, chociaż nie miał powodu – w końcu nikt nie kazał mu zapominać zegarka. A Taemin był jaki był, nie miał zamiaru marnować okazji, skoro mogła do niego należeć chociaż jakaś materialna część ukochanego. To było niezwykle samolubne oraz naiwne, jednak na razie musiało wystarczyć. Widząc jednak, że Kima opanowała porządna złość, Minnie poczuł, że jest to wprost proporcjonalne do niego samego, i sam za moment, chyba pierwszy raz w życiu, wpadnie w szał.

- Dawaj mi to – rzucił po dłuższej ciszy Jonghyun, chwytając boleśnie za nadgarstek Lee i brutalnie go wykręcając, przy okazji siłując się ze srebrnym paskiem, próbując go odpiąć.
- Nie! Zostaw to! – wydarł się wściekły Minnie, wyrywając się z mocnego uścisku swojego klienta, co mu nie wychodziło, wręcz przeciwnie, czuł w przedramieniu coraz większy ból. - Ten zegarek jest mój!
- Żaden, kurwa, twój – powiedział przez zaciśnięte zęby Jonghyun, z całej siły uderzając go w prawy policzek, na co brunet tylko się skrzywił, mimo to nie miał zamiaru się poddawać, jakby to była walka na śmierć i życie.
- Bij mnie, jak chcesz, a ja ci go nie oddam, prędzej rozwalę! – warknął buntowniczo, nadal starając się wyrwać z uścisku, co przepłacał wzrastającym cierpieniem oraz złością.

Szarpali się tak dobre kilka minut. Żaden z nich nie chciał ustąpić ani odrobinkę, jakby rzeczywiście ich życie zależało od tej błyskotki. Przez umysł rozgorączkowanego Taemina przebiegła osobliwa myśl, że musiał to być niezwykle groteskowy widok – dwóch młodych mężczyzn szamotało się w czerwonej pościeli, zupełnie nago, tak naprawdę zupełnie po nic. Minnie nie wytrzymał. Zaśmiał się głośno, gdy wyobraził sobie tę scenę z perspektywy osoby trzeciej, chociaż zdecydowanie nie powinno być mu do śmiechu. Jednak najwyraźniej zaskoczyło to Jonghyuna, na twarzy którego pojawiło się nieme zaskoczenie reakcją chłopaka. Taemin, porażony swoją własną bystrością w tym momencie, wykorzystał jego zdziwienie, zaskoczywszy z łóżka, obejmując prawą dłonią swój nadgarstek, na którym znajdował się srebrny przedmiot. Bez namysłu, w lekkim amoku, rozpiął porysowany zegarek i chwycił w obie ręce, co wyglądało tak, jakby chciał go rozerwać na dwie części.

- Nie rób tego… - powiedział cicho i nadzwyczaj spokojnie Jjong, a Lee odniósł wrażenie, że jeśli teraz podda się jego słodkiemu głosowi, przepadnie na zawsze. – Proszę…
- Zrobię to – oznajmił od razu, czym zaskoczył chyba nawet sam siebie, mocniej chwytając zegarkową bransoletkę. – Zepsuję go tak, że nie będziesz mógł naprawić!
- O co ci chodzi? – krzyknął Kim, który chyba poczuł, że stracił kontrolę na sytuacją, a słodki i uległy Taemin przeistoczył się w podłą kreaturę. – Muszę odzyskać ten zegarek. Chyba nie chcesz, żebym miał przez ciebie kłopoty?...
- Nie – rzucił szybko Minnie, mając ochotę przytulić go do siebie, poczuć jego ciepło, udawać, ze wszystko jest jak należy. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić, ale nie wiedział, co ma odpowiedzieć. – Oddam ci go, jeśli obiecasz, że mi kupisz, też z wygrawerowanym napisem… Nie. Oddam ci go dopiero, kiedy taki zegarek od ciebie dostanę, z napisem „Od Jonghyuna dla Taemina. Kocham cię”.

Na twarzy Jjonga, po raz kolejny tego wczesnego poranka, odmalowało się zdumienie. Za to gdyby Minnie nie był sobą, tylko kimś innym, też poczułby lekki szok. Nie miał pojęcia, skąd wziął ten pomysł, jak w ogóle znalazł się w jego głowie… Po kilku sekundach jednak doszedł do wniosku, że na chwilę stał się geniuszem. Cóż, teraz już nim nie był, ale wystarczyła ta krótka chwilka.

- Dobrze – odparł po długim namyśle Jonghyun, chyba sam nie będąc pewnym swoich słów. – Za tydzień dostaniesz taki zegarek. Do tego czasu… Nie może się nic stać z tym.

Nie powiedział nic więcej. Na prędce się ubrał, poprawił na sobie ubranie, na odchodnym obdarzając Taemina wzrokiem pełnym pretensji. Ale dziwnym trafem wizja, że jego miłość wściekła się na niego i najwyraźniej miała ochotę go zamordować, wydawała mu się odległa. Teraz czuł wzrastającą szybko euforię, że dostanie od niego prezent! Że dostanie coś, cokolwiek, od niego, od tego, którego kochał, obdarzył obsesją i wszystkim, co miał! Nie liczył się sposób czy okoliczności otrzymania podarunku. Liczyło się, że w ogóle coś otrzyma. Pierwszy raz. Pierwszy raz Jjong coś mu ofiaruje… Wspaniałe uczucie.

Miał tylko nadzieję, że Jonghyun nie rzuca słów na wiatr. Inaczej…

*

Chociaż jeszcze rano dzień zapowiadał się na ładny oraz ciepły, co potwierdzały nawet wszelkie telewizyjne prognozy, koniec końców po południu się rozpadało. Na początku siąpiła lekka mżawka, by potem deszcz lał się jak z cebra. Zastanawiał się, jak w taką pogodę wróci do domu. Z uczelni do niego miał około trzech kilometrów. Miał też kilka połączeń autobusowych, więc teoretycznie droga na osiedle nie powinna sprawić mu problemu. Jednak wbił sobie do głowy, już dawno temu, że musi oszczędzać, nawet jeśli tylko prawie nic nie warte kilkadziesiąt won. Dla niego warte aż za dużo. Musiał tego pilnować i nie dopuszczać chwili słabości. A że był zwykłym studentem, to takie zdarzały mu się nader często. Właśnie w tej chwili, patrząc przez okno uniwersytetu, zmagał się z jedną z nich. Musiał szybko wracać, piechotą. Jednak nie chciał, nie w tę ulewę.

Westchnął ciężko, chyba pierwszy raz od dawna przeklinając w myślach, że wcześniej skończyły się zajęcia. Po chwili jednak przeklinał się już za coś kompletnie innego – za to, że w ogóle tak pomyślał. Nie mógł być egoistą, nie w takiej sytuacji. Najpierw Minsoo, potem mama, a na końcu mógł wziąć pod uwagę samego siebie. Ktoś mu kiedyś powiedział, że można marzyć o byciu kimś konkretnym, dążąc do tego, ale czasem kompletnie nie wiąże się to z tym, kim być się powinno. Tym sposobem Minho jakieś dziesięć lat temu przestał marzyć o zostaniu aktorem, by stać się opiekunem domu, który ma dobrze płatny zawód. Nie zawsze dostawało się od życia to, czego się chciało… Za dużo czasu minęło, by był w stanie jeszcze tego żałować.

Jak na złość nie wziął ze sobą parasolki, a przecież matka uczyła go, że przezorny zawsze ubezpieczony. Ze złości przygryzł dolną wargę, wyrzucając sobie głupotę. Mógł tylko tyle, bo chciał czy nie, musiał ruszyć w drogę. Poprawił granatowy plecak na prawym ramieniu i wyszedł na zewnątrz. Przynajmniej nie panował ogólny jesienny chłód. Spojrzał w niebo, zastanawiając się, czy może za moment deszcz nie ustąpi, ale ciemne chmury na niebie zaprzeczały jego nadziejom. Skrzywił się, ale szybkim krokiem ruszył przed siebie, przy okazji mijając zdziwionych jego decyzją ludzi, stojących pod niewielkim dachem uniwersytetu.

Praktycznie skakał po kałużach, byle jak najszybciej znaleźć się w ciepłych, i przede wszystkim suchych, czterech kątach. Pod blokiem zjawił się w ciągu piętnastu minut. Mógł to zawdzięczać jedynie swojej kondycji, która była mu po prostu potrzebna. Po następnych dwóch minutach otwierał już drzwi, a gdy tylko to zrobił, poczuł, jak ktoś się do niego przytula i oplata drobne ramiona wokół jego talii. Zaśmiał się głośno. To była taka miła tradycja, która zawsze go uspokajała i upewniała go w działaniach.

- Hyung! Dziś nie idziesz do pracy, prawda? – zapytał chłopczyk, wznosząc wielkie, ciemne oczy na swojego brata. – Dziś odrobisz ze mną lekcje, prawda?
- Niestety, mały, za godzinę wychodzę – uśmiechnął się blado Choi, targając go po i tak rozczochranych włosach. – Jadłeś obiad?
- Jadłem – odparł krótko. – Ale nie pozmywałem, chciałem z tobą. Mama śpi – Minsoo zdał krótką relację, robiąc ponurą minę i odsuwając się od hyunga.
- To dobrze, że śpi. A jadła coś? Brała leki? Przypilnowałeś jej? – dopytwał spokojnie Minho, zrzucając z siebie mokre ciuchy, które opadały na kremową podłogę.
- Tak, tak i tak – zaśmiał się dziesięciolatek, idąc do pokoju, który dzielił ze starszym bratem.

Brunet nie mógł opanować uśmiechu, jaki wywoływał u niego Minsoo. Bardzo go kochał i cieszył się, że jest taki grzeczny, przy czym chyba chłopiec nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zachowaniem odciążał swojego hyunga, który czasami nie znajdywał chwili na sen. Cieszył się też, że ich chora matka spała i miał święty spokój. Cóż, kochał rodzinę, chociaż od czasu do czasu wydawało mu się, że miłość do rodzicielki sobie wmawia… Tak to bywało, gdy miało się za dużo na głowie, a nie miało się czasu na odpoczynek. Wariował. Wariował, ale jednocześnie cechował go zdrowy rozsądek, aż za dużo zdrowego rozsądku.

Gdy tylko mokre ciuchy rozwiesił w łazience, w samych bokserkach powędrował do pokoju się ubrać. Kiedy to zrobił, stwierdzając przy okazji, że wygląda jak człowiek, od razu udał się do kuchni i zabrał się za zrobienie czegoś do jedzenia. Nie mógł zostawić ich głodujących, a przecież dziesięciolatek obiadu czy kolacji nie ugotuje. Zresztą, on nawet by na to nie pozwolił. To było dziecko. Miał się bawić, odrabiać prace domowe, grać z kolegami w piłkę i tyle. Nie mógł dopuścić do tego, by Minsoo się martwił… Chociaż i tak się martwił, Minho to czuł. Bolała go ta świadomość… Ale starał się, starał się najbardziej, jak potrafił, by to zmienić.

Gdy przygotował ryż z warzywami, resztę czasu wykorzystał na pomoc w pracy domowej brata. Potem, chociaż bardzo nie chciał, musiał wyjść do pracy. Pracował w sklepie całodobowym, w dość nieciekawej dzielnicy. Na dobrą sprawę tę robotę dostał tylko dlatego, że był wysoki oraz dobrze zbudowany, co kierownik uznał za podstawę w staniu przy jego kasie. Potem Minho przekonał się na własnej skórze, że mężczyzna nie przesadzał. Co kilka dni wpadali tam podejrzani osobnicy, którzy zazwyczaj chcieli wynieść coś ze sklepu albo sprowokować biednego studenta. Całe szczęście dla niego, że kiedy tylko stawał obok nich, tracili rezon, widząc jego posturę. Jednakże zdarzało się, że Choi musiał działać i wziąć sprawy w swoje ręce, dosłownie i w przenośni. Jego szef śmiał się, że jest superbohaterem, skoro przetrwał u niego aż rok. Całe szczęście dla obu, że dogadywali się, a Minho nie miał zamiaru rezygnować z posady.

Drugą jego – już mniej oficjalną – profesją było udzielanie korepetycji. Z biologii, chemii, fizyki – czyli najgorszych przedmiotów, jakie istniały. A przynajmniej według większości jego uczniów. Dzięki temu, że te przedmioty należały do tych ścisłych, trudniejszych, brał niezłe sumy za godzinę czy dwie tłumaczenia, o co tutaj w ogóle chodzi. Podsumowując jego życie zawodowe – zarabiał całkiem nieźle jak na pilnego studenta trzeciego roku medycyny. Niestety, na rodzinne potrzeby nadal za mało.

Dlatego podczas siedzenia w sklepie, przy akompaniamencie cichej radiowej muzyki, zaczął intensywnie zastanawiać się, jak poprawić trudną sytuację. W końcu wszystko kosztowało, on był jedynym żywicielem rodziny, a Minsoo trzeba było ubrać oraz nakarmić. Trzeba też było wydawać spore sumy na matczyne leki i nieplanowane pobyty w szpitalu. Choi cieszył się, że jest na medycynie, przynajmniej wiedział, jak się nią opiekować. Chociaż skoro bywał w mieszkaniu kilkadziesiąt minut w ciągu dwudziestu czterech godzin, nie powinien myśleć o tym, jak o opiece… W ogóle nie lubił i nie powinien myśleć o nieprzyjemnych rzeczach.

Nagle przypomniał sobie, że przecież rozmawiał dzisiaj z kolegą studiującym fizjoterapię na drugim roku. Od niego dowiedział się, że istnieje miejsce, w którym płacili naprawdę dużo, a Choi naprawdę był potrzebujący. Dowiedział się też, że zarabiałby z pięć razy więcej niż aktualnie. Jeśli odważyłby się. Dodatkową informacją było to, że musiałby udać się do dzielnicy o najgorszej reputacji w Seulu. I musiałby być przygotowany na wszystko… Łącznie z tym, że nie wracałby do domu. Choi wolał się nawet nie zastanawiać, skąd jego kumpel to wiedział. Z drugiej strony, bruneta zaczęło niepokoić coś zupełnie innego – mianowicie fakt, że poważnie zastanawia się nad zaryzykowaniem i udaniem się do podejrzanego miejsca. Wcale a wcale nie podobał mu się jego własny pomysł. A im bardziej mu się nie podobał, im więcej obaw nagle zradzało się w jego umyśle, tym bardziej sądził, że powinien to zrobić. Dziwne…

Tym razem czas spędzony w sklepie upłynął spokojnie, dzięki czemu Minho mógł spokojnie pomyśleć o nowej posadzie, nawet nie wiadomo jakiej. Najgorszy w tym był fakt, że nawet nie musiał znać adresu - adres tej dzielnicy znała większość porządnych obywateli stolicy, tylko i wyłącznie po to, by skrupulatnie omijać niebezpieczną okolicę. Także Choi też wiedział, jak tam dotrzeć. Może dlatego, kiedy wyszedł, a na stanowisku zastąpił go znajomy, nogi poniosły go w tamtym kierunku… Gdyby nie ten dołek finansowy, w którym niedługo mieli się znaleźć, nawet by się nie wahał. Tym bardziej rozzłościło go powiedzenie, które nagle sobie przypomniał – pieniądze szczęścia nie dają… Owszem, dają.

Gdy znalazł się na zakazanej ziemi – tego nie było dokładnie widać, to było czuć na własnej skórze – od razu poczuł na sobie zaciekawione spojrzenia. Normalnie wyglądający chłopak, bez drogiego auta, piechotą wkraczający w ten brudny świat, obserwując go z dystansem wymalowanym na twarzy. To musiał być ciekawy widok. Choi po raz niezliczony w swoim życiu dziękował ojcu – ktokolwiek nim był – że przekazał mu te lepsze geny, dzięki czemu nie wyglądał na słabeusza, wręcz przeciwnie. Obawiał się, że gdyby było inaczej, leżałby tu już gdzieś mocno skopany, o ile w ogóle żywy. Na tę myśl poczuł na całym ciele gęsią skórkę. Nie należał do strachliwych osób, ale przemierzając zniszczone ulice, na której pojawiały się zdewastowani wewnętrznie i zewnętrznie ludzie… Trudno było zostać obojętnym.

Choi spojrzał na zegarek na komórce. Wskazywał on prawie siódmą rano. Domyślił się, że o tej porze nawet tutaj większość osób śpi albo załatwia podejrzane interesy. Nie miał jednak ochoty na rozmyślanie o tym. Uświadomił sobie, że będzie musiał kogoś zapytać, gdzie tutaj potrzebują kogoś do roboty. Problem polegał na tym, że nawet nie wiedział, do jakiej… W każdym razie poczuł przemożną chęć odwrócenia się na pięcie i ucieczkę. Po chwili zdecydował, że wolałby zapaść się pod ziemię. A najlepiej by było, gdyby ten teren okazał się luksusową dzielnicą, gdzie mieszkają same porządne persony. Tak, marzenia Choi Minho bywały proste. O ile w ogóle bywały.

- Przepraszam… - zaczął niezwykle nieśmiało, co zdziwiło jego samego, bo zazwyczaj nie objawiał lęku w kontaktach z ludźmi. Jednakże patrząc na pijaka, którego zaczepił, a który i tak wyglądał dość schludnie oraz pokojowo, odniósł wrażenie, że ten zaraz się na niego rzuci, nawet jeśli leżał na ziemi z butelką soju w dłoniach. – Wie pan, gdzie tu kogoś szukają do pracy?
- Na dziwkę czy co? – zapytał mężczyzna po dłuższej chwili, starając się spojrzeć na chłopaka, ale poddał się, wzrok wlepiając w chodnik przed sobą.
- Co… - przeraził się brunet, czując, że ze moment faktycznie ucieknie, nie przejmując się tym, jak to miałoby wyglądać. – Nie… To znaczy, szczerze mówiąc, nie wiem… Ale chyba nie… - dodał całkiem bez przekonania, odnosząc wrażenie, że się czerwieni.
- Jak nie… - zdziwił się jego rozmówca, w końcu ostatkiem sił wznosząc spojrzenie na przerażonego Minho, po czym wpatrywał się w niego kilka sekund, jakby analizując, z kim rozmawia. – Aaa, chłop jak dąb… To cię pewnie na ochroniarza potrzebują… Tam.

Pijany wskazał trzęsącym się palcem na coś po swojej prawej stronie. Choi, głośno przełykając ślinę, spojrzał w tamtym kierunku. Przed sobą zobaczył całkiem przyzwoicie wyglądający budynek – jak na standardy tej dzielnicy – o bardzo charakterystycznej, neonowej, czerwonej nazwie. Stał on jakieś pięćdziesiąt metrów przed nim. Brunet podziękował mężczyźnie i szybkim krokiem udał się we wskazaną stronę, przez stres nawet nie zauważając, jak człowiek, który udzielił mu cennej wskazówki, wyciąga rękę, zapewne po trochę pieniędzy.

Minho czuł, że puls nieco mu przyspieszył. Czuł też, że na jego twarz rzeczywiście pojawiły się czerwone wypieki. Stresował się. Może bał. A może jedno i drugie. W każdym razie wizja pracy tutaj z każdą sekundą podobała mu się coraz mniej. Lecz skoro zrobił ten pierwszy krok, idiotyzmem byłoby się wycofywać w kulminacyjnym punkcie. Dlatego starał się zdominować strach oraz zdenerwowanie, by nie wyglądać na trzęsącego się z byle powodu smarkacza, który zgubił mamę. Z już mocno bijącym sercem podszedł do sporego budynku o nazwie „Dazzling Sun”, wielkimi oczami patrząc na mężczyznę strojącego prawie w drzwiach. Chciał podejść bliżej, ale wtedy to tamten zrobił krok w jego kierunku, przez co automatycznie brunet zrobił krok w tył. Przeklął się w myślach, wyzywając od najgorszych tchórzy, jednak zebrał się na odwagę i podszedł bliżej.

- Stać cię? – zapytał od razu mężczyzna, tego samego wzrostu co Minho, może nieco niższy, ubrany cały na czarno. Choi zamrugał kilkakrotnie, jakby w ogóle go nie zrozumiał, a kiedy doszedł do niego sens słów, zaśmiał się nerwowo, ale natychmiast się uspokoił.
- Nie… to znaczy… pracy szukam – wydukał brunet, patrząc to na ochroniarza, to na drzwi za nim. – Słyszałem, że szukacie kogoś…
- Dobrze słyszałeś – odpowiedział już mniej zuchwale jego rozmówca. – Chcesz tutaj pracować, co? Chyba nieźle cię przycisnęło – zaśmiał się szatyn, rozglądając się ze znudzonym wyrazem twarzy po okolicy.
- Nawet bardzo… - mruknął Choi, czując, że jego organizm po początkowym stresie powoli dochodzi do siebie. – Podobno nieźle płacicie.
- A no, nieźle – stwierdził mężczyzna i zaczął lustrować Minho od góry do dołu, aż spojrzał mu w twarz. – Bić się umiesz?
- Umiem.
- Rozróżnić wypłacalnego od niewypłacalnego?
- Raczej widać, w co się ubierają i czym jeżdżą.
- A naćpanego, na głodzie, i takie tam?
- Jestem studentem medycyny, umiem rozpoznać też inne przypadki.
- Student medycyny… - powtórzył szczerze zaskoczony ochroniarz, jeszcze raz uważnie na niego patrząc, by potem zaśmiać się dość złośliwie. – Znasz się na anatomii… przyda ci się taka wiedza.
- No tak… - przytaknął mu chłopak, bo tą „rozmową kwalifikacyjną” poczuł się nieco zbity z tropu. – A nawet nie zapyta pan, jak się nazywam ani…
- Nie obchodzi mnie to. Masz być sprawny, dyskretny i mieć czas. Masz te cechy? I dobrze by było, jakbyś w ogóle tutaj zamieszkał…
- Posiadam te cechy, ale pieniądze potrzebne mi są, żeby wykarmić brata i matkę, więc nie ma mowy, żebym tutaj został.

Ostry i zirytowany ton chłopaka chyba zdziwił mężczyznę. Zrobił poważną minę, przyglądając mu się. Tymczasem Minho zacisnął ręce w pięści, co nie umknęło uwadze szatynowi. Choi chciał się rozpłynąć, zniknąć stąd, wcale nie podobała mu się ta „posada”. Przeczuwał, że z tego mogą wyniknąć kłopoty, jednak starał się nie dopuszczać za bardzo do siebie tej myśli, skupiając się na stronie materialnej całej kwestii. W każdym razie czuł też, że za moment po prostu sobie stąd pójdzie, udając, że jego noga nigdy tutaj nie postała i że nigdy nie słyszał o takiej możliwości zarobku.

- Dobra, chłopie, więc masz tę robotę.


* * *

* Pamyeol (손실) - zguba/zniszczenie

4 komentarze:

  1. Idealne imię dla tego kociaka ^^ W ogóle kociak jest cudny <3 I to takie słodkie, że z nimi śpi i w ogóle... <3

    I ten nieszczęsny zegarek... Jonghyun to dupek i kretyn totalny. Tak to się zegarka zapomina i w ogóle się nim nie przejmuje, a tak to chce go bardzo odzyskać, a niech się wypcha, palant jeden. Taemin to powinien rozwalić ten zegarek i tyle, no ale... ehh... miłość, to miłość... Ciekawe tylko, czy Jonghyun dotrzyma słowa i kupi mu zegarek...

    Jest Minho xD Ten w sumie też nie ma lekko, ehh... Ale pomysł, żeby pracować w tej dzielnicy, to naprawdę zły pomysł. Chłopak jednak powinien uciekać albo raczej w ogóle tam nie iść... Jednak pieniądze ważna rzecz. Ciekawe jak i jego los się potoczy...

    I tyle twórczego komentarza... Pamyeol <3333333333

    OdpowiedzUsuń
  2. Komentuje z iPoda tak więc komentarz nie będzie pozwalający, przepraszam. Do tego jestem w starbucksie chociaż za 10 min mam lekcje -fuck Logic levi .
    To chyba mój ulubiony rozdział wiesz? Kłótnia o zegarek była przewspaniala . Ile ja bym dała żeby pisać jak ty ;-; cieszę się ze tae dostanie swój własny zegarek o ile tak będzie : czyli levi blaga niech jonghyun nie będzie skurwysynrm (wybacz słownictwo ) . Minho tam jest... I tyle. Może pózniej coś jeszcze napisze
    Hwaiting

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, widać Taemin niczego się po tym zegarku nie nauczył... Szkoda. W sumie to liczyłam na jakieś nagłe olśnienie lub coś, ale widać na to chyba jeszcze za wcześnie.

    No i dobrze, że znaleźli tego kotka, bo chociaż chwilami Taemin myśli o kimś innym niż Jonghyun. I oczywiście mam nadzieję, że kotek się poważnie nie rozchoruje i w końcu trochę utyje, bo naprawdę byłoby szkoda takiego słodziaka.

    Ze sceny Taemina i Jonghyuna wyniosłam natomiast tyle, że albo jestem urodzoną pesymistką albo już tak wczułam się w atmosferę w tego ficka, że nie wierzę, by Taemin dostał ten zegarek z napisem, że Jonghyun go kocha. Nawet jeśli to tylko głupi zegarek z napisem, który nie świadczy o jego uczuciach, to jak dla mnie zbyt łatwo się zgodził na tą propozycję Taemina, by nie było w tym jakieś pułapki... No nie wiem, po prostu po tym jak go traktował przez te rozdziały nie wierzę, że jest w stanie mu ot tak coś podarować.

    I te rozmyślania Mihno na początku jego wątku - normalnie stuprocentowy student. Oszczędność przede wszystkim... Chociaż większość studentów nie ma takich zacnych celów, by oszczędzać, ale oszczędzanie to oszczędzanie ;p I jakoś tak fajnie poczytać sobie, że są inni ludzie, którym też szkoda pięniedzy na bilet autobusowy ;p
    No i ze wszystkich burdeli, musiał Minho trafić do Dazzling Sun. To się nazywa przeznaczenie xD Mam nadzieję, że z kimś go tam wyswatasz ;) Normalnie mi nie zależy z kim, ale jego życie wydaje się o ciut mniej okrutne i jakoś tak pomyślałam, że chociaż jego historia mogłaby nie być taka strasznie smutna...

    xoxo <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu tego krótkiego opisu i prologu doszłam do wniosku, ze to chyba nie jest opowiadanie dla mnie. Nie przepadam za taką tematyką, zwykle czytając tego typu historie odpuszczałam po kilku rozdziałach, bo po prostu męczyłam sie przy czytaniu, ale w tym przypadku postanowiłam ogarnąć wszystkie rozdziały, żeby zagłębić sie bardziej w historię Taemina i muszę przyznać, że coś mimo wszystko mnie w niej urzekło, a chyba najbardziej wątek z tym kotem. To było takie kochane i jednocześnie rozczulające, kiedy przygarnęli tę przybłędę. Uwielbiam zwierzęta, najbardziej psy, ale do kotów też mam słabość, chociaż sama nie chciałabym mieć takiego w swoim domu. Wiem, wiem, rozwodzę się nad wątkiem, który pewnie nie ma żadnego znaczenia, jednak to on najbardziej mną poruszył w tym opowiadaniu :) no a Jonghyun i Taemin - ciężki przypadek. Czytając prolog miałam wizję, że Jong jednak też coś czuje do młodego, ale ten tylko traktuje go jak zwykłą rzecz i jeszcze to, jak go uderzył w twarz... A Taemin taki głupiutki i wierzy, że może jednak jego ukochany pewnego dnia też coś do niego poczuje.. Podoba mi się przedstawienie Onew, takie całkiem inne od pozostałych. Wiem, że tego wymaga taka tematyka, ale często nawet w poważnych opowiadaniach przedstawiany jest jako nierozgarnięty koleś, który kocha jeść kurczaki. I pojawił się Minho, a moje 2minowe upodobanie się we mnie odezwało, jednak widzę, że ty wyznajesz MinKey (drugi po 2minie mój ulubiony pairing w Shinee:)) i JongTae, więc nie mam co liczyć na MinhoxTaemin, ale może nawet lepiej, bo to są mało spotykane pairingi, więc cieszę sie, że ktoś o nich pisze ^^ ach podobają mi się dialogi, są takie naturalne, a to rzadko się zdarza, nawet ostatnio u mnie się ktoś doczepił, że pisane przeze mnie dialogi są sztywne, więc widocznie nie umiem pisać dialogów.. A co do opisów, to mimo że jest ich naprawdę dużo, to dobrze się je czyta, bo są świetnie napisane i nie przynudzają, nic nie jest zbędne i dodaje całości jakiegoś uroku - o ile tak to nazwać można :) to chyba tyle, wczoraj przed spaniem wszystkie rozdziały przeczytałam i naprawdę jestem pod wrażeniem, teraz już będę na bieżąco z kolejnymi notkami :)

    OdpowiedzUsuń