Chyba nikt nie sądził, że zostawię Onew, Keya, Minho, Taemina i Jonghyuna samych sobie po takim otwartym zakończeniu, który napisałam; i który na dobrą sprawę niewiele wyjaśniał. XD Oczywiście i tak wyobrażałam sobie to trochę inaczej, ale wyszło jak wyszło, tak samo dobrze, jak miało wyjść, i o. XD Przynajmniej mam taką nadzieję. Poza tym mam w sobie za dużo weny i chyba znów napiszę wieloczęściowe ff... o SHINee. Tym razem o zupełnie innej tematyce... Bo byłoby to kontynuacją "Tego ostatniego razu". Lol, nie wiem, po co to piszę. XD Nieważne. XD
- 2 lata później -
Taemin siedział w kawiarni i najzwyczajniej w świecie rozmyślał o swoim życiu. O tym, co stało się przez ostatnie dwa lata i w co nie mógł do tej pory uwierzyć. Myślał też o tym, co się działo teraz albo raczej o tym, co go niesamowitego spotkało. Wyjątkowo niesamowitego. Zakochał się.
A co najdziwniejsze i najpiękniejsze, z wzajemnością. Rzec biorąc całkiem ogólnie, cała ta miłość była dziwna i na pewno nie w smak reszcie koreańskiego świata showbiznesu, a już w szczególności agencji. W końcu super popularny członek super popularnego boysbandu spotyka się z super zwyczajną kelnerką… Mezalians i nic ponadto, jak to śmiał się z niego Choi. Jednak mezalians czy nie, zakochał się i było mu z tym dobrze. Nawet bardzo dobrze. Nawet idealnie. I tak już powinno zostać. SHINee powinno być na szczycie, mieć swoje drugie połówki i być szczęśliwymi, tyle im się po przejściach należało. Cóż, wrócić w czwórkę dwa lata temu nie było łatwo, zdecydowanie trudniej, niż się spodziewali. Dlatego zasługiwali na trochę odpoczynku od nieszczęść i dla odmiany mogli zasmakować odrobinę przyjemnego życia.
Siedział tak i wpatrywał się w okno, za którym wszyscy biegali w tę i z powrotem. Tutaj, gdy siedział na miękkim, jasnym krześle, cały ten zgiełk wydawał mu się niezwykle odległy. Tutaj było spokojnie i cicho, a on mógł skupić się na aromacie latte o smaku toffi. Kiedy przychodził w to miejsce i cieszył się chwilą spokoju, te wszystkie myśli, słodkie i gorzkie, wypełniały jego umysł. Mógł spokojnie wszystko ułożyć sobie w głowie, powspominać, pouśmiechać się sam do siebie.
Teraz zastanawiał się nad tym, jakim cudem trafiła go strzała Amora. Nigdy nie wierzył w wielką miłość. Wyznawał wolne związki, trochę zabawy, nic poważnego. Po prostu to lubił i dobrze mu się tak żyło. Czasem nawet bezczelnie wykorzystywał swoją sławę i urodę, bo kto takiemu zabroni? Nikt. No właśnie. Tym bardziej, że on był bardzo dyskretny i raczej takie same partnerki sobie dobierał. Wolał nie narażać SHINee na to, by było już tylko trzyosobowe. Po odejściu Keya mieli dość skandali, zamieszania i załamania nerwowego na kolejne kilkanaście lat, tego był pewny. Poza tym nie był głupi. Swoje wiedział i swoje robił. W końcu też był tylko człowiekiem… który się zakochał. I tyle. Mimo to, chyba nadal nie mógł w to uwierzyć, zresztą tak samo jak jego przyjaciele. W ogóle nie rozumiał, co tutaj robi, w miejscu pracy swojej ukochanej, czekając na Keya.
Ta nagła myśl tak w niego uderzyła, że mało się nie roześmiał. Ale na szczęście się powstrzymał. Miał też już odejść od stolika i uregulować rachunek, ponieważ nagle odechciało mu się spotykać z wszechwiedzącym Kim Ki Bumem, który na pewno zacząłby się z niego nabijać. Na pewno. Taemin miał jednak pecha, bo gdy tylko do głowy przyszła mu taka możliwość, przed nim stanął wyszczerzony Kim, który położył mu na ramieniu dłoń i z powrotem posadził na krześle.
- Siadaj, chłopie, gdzie idziesz. Nie ma tak łatwo, chcę ją zobaczyć – powiedział konspiracyjnym tonem, uważnie przyglądając się Lee, by po chwili usiąść i mało dyskretnie rozglądać się po przestronnym pomieszczeniu.
- To się ogarnij… - wycedził przez zęby maknae, który zmierzył Ki Buma oburzonym spojrzeniem. – Zaraz powinna tutaj być, spokojnie. Teraz żałuję, że ci powiedziałem… - westchnął ciężko.
- Że niby co, że swojemu hyungowi byś nie powiedział? – zapytał od razu Key, robiąc wielce zaskoczoną minę, by potem się wrednie uśmiechnąć. – Proszę cię. Myślisz, że pokasowałem twoje… wasze, czyli całej czwórki, kompromitujące fotki, a w życiu…
- Jesteś wstrętny – warknął Lee i wzrok wbił w okno, nie mając zamiaru odzywać się do swojego rozmówcy, który chyba jednak miał inne plany.
- Oj tam, kochasz mnie – zaśmiał się tylko. – A jak się w ogóle poznaliście?
- Jak to jak, tutaj, po prostu – wzruszył ramionami chłopak, usta zatapiając w słodkiej kawie.
- O, super, a może jakieś szczegóły, co? Mam cię za język ciągnąć? – prychnął Kim, nie spuszczając oczu z przyjaciela.
- A co cię szczegóły, to sprawa między mną a Jin Hee – stwierdził natychmiast Taemin, robiąc przy tym taką minę, że Ki Bum już wiedział, że za wiele nie wyciągnie.
- Przynajmniej wiem, jak ma na imię – zaśmiał się tylko.
- Hej…
O ile Key chciał coś dodać, czy też Lee odpowiedzieć, nie było im to dane. Spojrzeli na dziewczynę przed sobą. Miała długie, rude włosy, lekko rozwiane, które łagodnie opadały na jej wąskie ramiona. Jej twarz ozdabiał szeroki, uroczy uśmiech, a oczy ciekawsko spoglądały na Kima. Miała na sobie bordową bluzkę z koronkowymi rękawami, w której zdecydowanie było jej do twarzy. Ale uwagę Keya jak zwykle przykuła najbardziej jedna rzecz, czyli buty, które dla niego były całym odzwierciedleniem osoby. Miała na nogach czarne tenisówki, który boki zdobiły duże, fioletowe kwiaty. Uśmiechnął się pod nosem. Czuł już, że jest miła oraz kreatywna. Uznał to za dobry znak. Bo to na pewno była Jin Hee. Aż sam na chwilę zaczął zastanawiać się nad tym, że powinien sobie kogoś znaleźć. Natychmiast jednak stwierdził, że nie wytrzymałby z drugą osobą i że musi być sam, bo tak było idealnie. Nie było sensu psuć idealności.
- Lee Jin Hee – dziewczyna lekko się ukłoniła i usiadła obok Taemina, który był w stanie jedynie wlepić w nią swój maślany wzrok. – Nie wierzę, że spotykam Kim Ki Buma… - rzuciła, nie wiadomo czy do Keya, czy do Lee, w każdym razie z uwielbieniem zaczęła przyglądać się Keyowi.
- Ona jest twoją fanką… niestety… - westchnął tylko bez sensu maknae, nie spuszczając z niej wzroku.
- Dobre nazwisko, nie będzie trzeba zmieniać przy ślubie – wyszczerzył się brunet, dokładnie przyglądając się Jin Hee. – Ja jestem Kim Ki Bum, ale mów do mnie Key. Pasujecie do siebie, serio. Bardzo ładna z was para. Poza tym trzeba być kimś, żeby usidlić takiego podrywacza.
- Przestań… - mruknął Lee, przenosząc wściekły wzrok na przyjaciela.
- Stało się… - zaśmiała się nieśmiało ich towarzyszka, po czym spojrzała z uwielbieniem na Keya. – Twoja kolekcja jest niesamowita! Jesteś teraz numer jeden w Korei! Słyszałam, że chcą zrobić ci pokaz i w Tokio, i w Nowym Jorku, i w Paryżu, w Mediolanie… To prawda?
- Prawda, prawda, no ale jak się jest geniuszem, to tak bywa – zaśmiał się tylko.
Przez całe kolejne dziesięć minut Key i Jin Hee gadali jak starzy znajomi o najnowszej kolekcji Kima i o tym, że jest teraz naprawdę popularny w Korei, ale też poza nią, co było nie lada osiągnięciem. W końcu jednak Ki Bum zgrabnie zmienił temat i dowiedział się, że Taemin zakochał się z miejsca, z miejsca proponując jej pójście do kawiarni. A ona z miejsca się zgodziła. Tymczasem biedny Lee wpatrywał się tylko w swoją ukochaną, w duchu ciesząc się, że ona i jego przyjaciel przypadli sobie do gustu. Tak zawsze było łatwiej.
*
Onew przekręcał się z boku na bok, udając, że wcale nie słyszy swojego telefonu. Miał nadzieję, że komórka dzwoni w jego w wyobraźni i tak naprawdę może spać cały dzień. Bądź też robić inne rzeczy cały dzień, ale tę kwestię musiałby przedyskutować z Ji Ah. Tak czy inaczej, wmówił sobie, że nic nie słyszy i przykrył głowę swoją ukochaną, zieloną poduszką.
- Wstawaj, bo cię z agencji wywalą! – ryknęła na cały pokój brunetka, która właśnie do niego wbiegła i rzuciła się na nic niespodziewającego się Jinkiego. – No ruszaj się! Miałeś zostać na wieczór, a nie do samego rana!
- Daj mi spać… - wymamrotał tylko i zwalił z siebie dziewczynę, przykrywając się szczelniej kołdrą, tym samym chcąc odgrodzić się od świata rzeczywistego.
- Lee Jinki! Wyłaź z tego łóżka, ale już! Bo ja się spóźnię do pracy! – krzyknęła i brutalnie ściągnęła z niego kołdrę, zrzucając ją na podłogę.
- Przecież mam zapasowe klucze… zamknę… dobranoc… - burknął, nawet nie otwierając oczu, po czym tylko się przekręcił i skulił, bo mimo wszystko w samych bokserkach zrobiło mu się momentalnie chłodno.
- Dobra, rób sobie, co chcesz. Ale jak zrobisz mi znów awanturę, że przeze mnie cię wywalą, to ja cię stąd wywalę raz na zawsze – prychnęła głośno Ji Ah, po czym podeszła do Onew i pocałowała go w policzek, by chwilę później wziąć torebkę i wyjść z mieszkania.
Chłopak jedynie ciężko westchnął, a na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech, świadczący o tym, że może zostać w ciepłym łóżku jeszcze trochę. Ale ten uśmiech nie zagościł u niego długo, ponieważ otworzył oczy i uświadomił sobie, że musi wstać. Czy chciał, czy nie, musiał i tyle. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po sypialni, a jego spojrzenie zatrzymało się na zielonym, ściennym zegarze, który wskazywał dokładnie szóstą rano. Opadł z powrotem głową na poduszkę, myśląc nad tym, jaki dziś jest dzień. Przez to, że każdą wolną chwilę starał się spędzać z Ji Ah, zapominał o całym świecie i takie były tego skutki – nawet nie wiedział, który dziś dzień tygodnia. Zresztą, on nigdy nie przypuszczał, że straci głowę dla kogoś, kto straci głowę dla niego, i będą żyli szczęśliwie, i się kochali, i że będzie tak dobrze.
Kiedy już uświadomił sobie, że jest wtorek, znów westchnął, mamrocząc pod nosem coś zupełnie niezrozumiałego nawet dla siebie. Wstał i odnalazł swoje ciuchy, w które niezdarnie się ubrał, by potem od razu chwycić portfel, telefon oraz klucze, wychodząc z mieszkania. Całe szczęście, że dziś mieli na później, inaczej naprawdę miałby spore problemy. A tych unikał jak ognia, zresztą jak całe SHINee. Byli czteroosobowi i tak musiało zostać. A on musiał być dobrym liderem, przynajmniej lepszym niż kiedyś, kiedy to jeszcze żyli sobie w piątkę…
*
- Jestem! – krzyknął Jinki, wpadając do lokum SHINee jak prawdziwy wariat. – Ogarnę się tylko!
Sam nie wiedział, do kogo to krzyczy, czy w ogóle ktoś siedział w salonie. Ale przechodząc przez niego, na jasnych kanapach ujrzał Taemina i Jonghyuna, którzy nie mieli za ciekawych min. Nagle wpadł w panikę, że się spóźnił, że manager już tutaj był, że wszystko się wydało – cały jego związek i to, że sypia z dziewczyną, co było istną tragedią. To skreśliłoby go na dzień dobry tego dnia, jak i na resztę dni… Nagle też jednak stwierdził, stojąc w dziwnej pozycji w salonie, że brakuje mu Minho, który był przecież rannym ptaszkiem i zawsze gotowy był pierwszy.
- A Minho to gdzie? – zapytał niepewnie, patrząc to na Lee, to na Kima.
- Właśnie nie wiemy. On od kilku dni zachowuje się co najmniej dziwnie, dziwniej od ciebie, ale teraz… - mruknął maknae, przenosząc zaniepokojone spojrzenie na lidera.
- To pięknie… - zaśmiał się przerażony Onew, który zaczął panicznie rozglądać się po pomieszczeniu. – Cholera, co powiemy, jak manager wpadnie…
- Przecież dziś wolne – olśnił go Jonghyun, nadal wpatrując się w okno. – Środa dziś.
- Co…
Jinki potrząsnął głową i zacisnął powieki, mając nadzieję, że kiedy je otworzy, okaże się jednak, że jest wtorek i nie gnał tu na złamanie karku tylko po to… Właśnie, po nic. Mógł nadal spać sobie w ciepłym łóżku, pod kołdrą, ze swoją ukochaną poduszką i czekać tak aż do powrotu Ji Ah. Jednak ta myśl szybko została zastąpiona myślą o ich raperze. Choi nigdy nie znikał z mieszkania, ot tak, nawet jeśli miał się spotkać ze swoją ukochaną. To nie wchodziło w grę. Musiało stać się coś… Coś złego. Lee odruchowo wyciągnął telefon z kieszeni i wykręcił numer do Minho. Nie odbierał.
Niedobrze…
*
Onew, Taemin i Jonghyun pół dnia przesiedzieli na kanapach, wstając tylko do toalety albo po coś do jedzenia. Nie chciało im się nawet odzywać do siebie. Milczeli i zastanawiali się, gdzie podział się najrozsądniejszy członek zespołu. Na zmianę też do niego wydzwaniali, lecz chłopak uparcie nie odbierał, jakby robiąc im na złość, żeby tylko bardziej ich zestresować. A oni byli już wystarczająco zestresowani tym, że nie daje znaku życia, a oni mają związane ręce, bo co oni niby mogli oprócz siedzenia i czekania, aż łaskawie się odezwie? Nic. Niby bycie idolem dawało tyle możliwości, ale gdy chodziło o odnalezienie przyjaciela, o którego się zamartwiali, to mogli jedynie tyle… Dość mało zabawna ironia losu.
Cała trójka zerwała się jak oparzona, kiedy usłyszeli przekręcany klucz w drzwiach. Od razu kamień spadł im z serca i jak dzieci podbiegli do drzwi, by powitać tak dawno niewidzianego Minho… Jakie było ich zdziwienie, gdy tam ujrzeli uśmiechniętego od ucha do ucha Keya, który w ręku trzymał coś ładnie zapakowanego.
- Przyniosłem tort, musimy jakoś uczcić moją kolekcję na jesień, którą zobaczą Francuzi – zaśmiał się i wszedł dalej, do salonu, gdzie tylko opadł na kanapę. – A wam co?
- Widziałeś Minho? Albo może dzwonił… - zapytał prosto z mostu Onew, wchodząc za nim i wpatrując się w niego z wielką nadzieją.
- Nie… - odparł niepewnie Ki Bum, a mina mu zrzedła. – Coś się stało?...
- Zniknął. Wyobraź sobie, że Choi Minho zniknął – rzucił sarkastycznie Taemin, z powrotem opadając na swoje miejsce.
- Co wy, Choi? – zaśmiał się głośno Kim, lecz widząc ich powagę, od razu przestał. – Serio?
- No kurwa, nie ma go, od wczoraj! Przepadł jak kamień w wodę! A jak coś mu się stało?! – krzyknął zmartwiony Jjong, który ze stresu zaczął targać swoją blond czuprynę.
- Jak to zniknął… - powtórzył nieprzytomnie brunet, którego też powoli zaczęła ogarniać panika.
- Właśnie… Tak to… Nic nam nie powiedział i go nie ma… - wymamrotał Onew, który zdawał się to przeżywać podwójnie.
- No, ale może spróbujemy… - zaczął od razu Key, ale w tym momencie po raz drugi usłyszeli przekręcany klucz.
Cała czwórka ponownie zerwała się z kanapy i popędziła do drzwi. Faktycznie, tym razem stanął w nich nie kto inny, tylko sam Choi Minho. Automatycznie całej czwórce ulżyło i chcieli się nawet uśmiechnąć, niestety dziwna mina rapera trochę popsuła ich plan. Chłopak wyglądał na zmęczonego, zmartwionego, bardzo bladego. Na chorego. To naprawdę nie wróżyło nic dobrego…
Brunet minął ich, tępo wpatrując się przed siebie. Skręcił do kuchni, by po chwili wyjść z niej ze szklanką wody, udając się na kanapę. Usiadł na niej bardzo ostrożnie, obserwując drewniany stolik, który przed nim stał. Postawił na nim szklankę, a swoje dłonie zacisnął na czarnych spodniach, jakby rzeczywiście męczył go bardzo poważny problem… Tak wyglądał – jak człowiek, który dowiedział się czegoś, co miało zmienić całe jego życie. Onew, Jonghyun, Key i Taemin porozsiadali się na swoich poprzednich miejscach, zerkając na siebie nerwowo. Bali się zapytać, o co chodzi, po prostu się bali…
- Se Mi jest w ciąży.
Cztery pary oczu zrobiły się nagle nienaturalnie wielkie i spojrzały na niego. Panowała absolutna cisza. Minho wyglądał tak, jakby wyjawił swój największy sekret, który spędzał mu sen z powiek. Od razu przestał się napinać jak struna i spokojnie napił się wody, by po chwili opaść na oparcie kanapy i westchnąć. W tym momencie ciężko było stwierdzić, czy się cieszy, czy nie… Ale na pewno ucieszył się Onew i Key, którzy po prostu zaśmiali się i jak na zawołanie zaczęli klaskać.
- No, no, chłopie, gratuluję – rzucił w końcu Ki Bum. – Ja widzę, że nie próżnowaliście, jak już się tam u niej spotykaliście…
- Będę wujkiem! Gratuluję! – dodał bez sensu Jinki, sprawiając wrażenie, jakby to była najlepsza wiadomość, jaką kiedykolwiek słyszał.
- Ale… - zaczął oszołomiony Taemin, wlepiając wzrok w bruneta. – W ciąży? Ale… jak to się wyda… znaczy… gratuluję… ale jak się wyda… Se Mi… - Lee wyraźnie plątał się w słowach i nie wiedział, co ma powiedzieć, lecz z odsieczą przybył mu Jonghyun.
- Ty to od razu problemy zwiastujesz! Ty lepiej się martw, żeby Jin Hee dziecka nie zrobić! – ryknął, patrząc na niego z pretensją, by po sekundzie uśmiechnąć się do przyjaciela. – Stary, gratuluję!|
- A ty to się w ogóle cieszysz czy nie? – zapytał w końcu Key, patrząc na jego wyraz twarzy.
- Ja? – mruknął nieprzytomnie Choi, łaskawie przenosząc wzrok na Ki Buma. – Ja… ja… pewnie, że się cieszę… No ale…
- Grunt, że się cieszysz! – stwierdził od razu lider. – Będę wujkiem… Będziemy wujkami w ogóle! Na pewno zadbamy, by się nic nie wydało!
- Tak, właśnie, skoro w sumie Se Mi ukrywasz od lat… - zaśmiała się tylko maknae.
- No, właśnie… więc pokaż tę radość, a nie! Chyba, że… przyszła mama się nie cieszy?! – przeraził się Ki Bum, siadając obok Minho.
- Nie… - wymamrotał, ale potem pokręcił głową, jakby powiedział coś głupiego. – Cieszy się, bardzo… Ale sami rozumiecie, ja ojcem… To… Takie wow – wyrzucił z siebie elokwentnie Choi, a na jego twarzy powoli pojawiał się uśmiech.
- I o to chodzi! – zaklaskał Jjong, po czym spojrzał na Keya. – A ten tort to chyba na uczczenie przyszłego tatuśka, a nie twojej kolekcji, która i tak jest do dupy!
- Do dupy to ty jesteś! – stwierdził od razu Kim. – Ale i tak masz rację, to jest ważniejsze! A więc tort za przyszłego tatę!
Całe SHINee zaśmiało się, chociaż Choi Minho nadal z niedowierzaniem. Mimo to jednak nie potrafił się nie cieszyć…
Cała piątka wiedziała, że musi być dobrze. I tyle.
Uroczo <3 No uroczy, epilog ^^
OdpowiedzUsuńKey sobie poradził xDD No bo to Key, on sobie zawsze radzi xD
Czterosobowe SHINee też sobie poradziło xDD A dwóch nawet laski sobie wyrwało ;p A trzeci został ojcem xDD To Minho szok przeżył... ;p
No po prostu, rodzinka im się powiększa xD No cudownie xD
Po prostu słodko <3
I też chcę tort...
No oczywiście Dziina myślała, że przyczytała już do końca tego ff, ale zapomniała o epilogu *ściana* Ale cóż zdarza się (a mi to już nader często xD)
OdpowiedzUsuńW każdym razie zaacznijmy od najważniejszego... ZIELONA PODUSZKA!!! WRÓCIŁA!!! Jeju, ale jestem szczęśliwa :D Nawet sobie tego nie wyobrażasz xDD
I fajnie, że wszystko się tak dobrze ułożyło. Wychodzi na to, że odejście Key z zespołu jeszcze mu wyszło na dobre :)
No i generalnie, ja się cieszę, jak Taemin się cieszy, więc nawet jak to tylko fanfic, ale się w nim cieszy to ja też się cieszę i już xDD Ale trochę współczuję chłopakowi, bo będzie musiał znosić te monologi o Key xDD
I Minho na pewno sobie poradzi z byciem ojcem, skoro radził sobie przez tyle lat z niańczeniem SHINee xDD W porównaniu do nich, to nawet gdyby miał trojaczki czy coś, to przeżyje xDD
I ostatnia wymiana zdań pomiędzy Key i Jonghyunem w tym epilogu, po prostu <3