piątek, 18 października 2013

Forever Alone - Część VII ~The End~

I koniec~! Oczywiście nadzwyczaj długi, ale co tam. XD Naprawdę nie mam pojęcia, skąd wzięłam tyle weny na to, by dokończyć to ff. Oczywiście obiecałam, że dokończę, ale nie sądziłam, że tak dobrze mi to wyjdzie - skromność to podstawa. XD Mam nadzieję, że Reiko to opowiadanie się podobało, bo tylko Ty to czytasz i komentujesz... Chociaż mam nadzieję, że jak ktoś wpadnie i przeczyta, to też mu się spodoba (a może nawet skomentuje? :D), chociaż nie wierzę w cuda, że ktoś tu wpadnie... nieważne. XD Ważne, że skończyłam to ff i jestem z niego dumna. Ciekawi mnie tylko, czy koniec kogoś (Reiko, haha xD) zaskoczy. Pisząc to, stwierdziłam, ze tym końcem to chyba wszystkich strollowałam, a raczej postaci strollowały, mnie nic do tego. XD
Z dedykacją dla Reiko~ XD



Czekanie było najzwyczajniej w świecie strasznie męczące. Chyba każdy z nich czuł się wyczerpany psychicznie i fizycznie. Psychicznie przez tę niepewność, która dotyczyła osoby Kim Ki Buma, a fizycznie przez to, że nie robili nic, ponieważ nadal siedzieli w domu, czekając na zbawienie w postaci ogłoszenia przez agencję, że niedługo w piątkę robią comeback.

Taką mieli nadzieję. Taką nadzieję miał przede wszystkim Onew. Był pewny, że jego przyjaciele chcą tego mocno, ale odnosił wrażenie, że on chce jeszcze mocniej i bardziej. I to w sumie z pobudek nieco egoistycznych – żeby nie mieć na sumieniu niewinnego, tylko trochę zbyt porywczego Keya. Poza tym wiedział aż za dobrze, że bez niego nie byłoby już to samo. Funkcjonowaliby, udawali, że wszystko jest w porządku. Świat kręciłby się dalej, nie przejmując się czteroosobowym SHINee, tylko szukając nowego, gorącego tematu. Taki był koreański showbiznes i nie było sensu z tym walczyć, czy się tym przejmować.

Jednak utrata przyjaciela zawsze bolała. Nawet sama myśl o tym wywoływała niepokój i smutek. Onew czuł to podwójnie. Chociaż usilnie próbował sobie wmówić, że to niemożliwe, że to zbędny strach, to czarne wizje uparcie kiełkowały w jego głowie. Co wieczór myślał o tym, co się stało, przez co nie mógł spać. Żywił nadzieję, że to co złe szybko się kończy. A ta sprawa ciągnęła się w nieskończoność. Po tak długim oczekiwaniu na cud każdy miał prawo wątpić, wiedział to. Mimo to nie chciał. I tak czuł się źle względem Ki Buma, nie chciał więc czuć się jeszcze gorzej…

To wszystko ich przerastało. To przynajmniej wiedział na pewno.

*

To nie tak, że Key się tego nie bał i że się tym nie przejmował. Właśnie dlatego, że tak bardzo to przeżywał, starał się tego nie pokazywać. Wystarczająco namieszał w swoim życiu i życiu zespołowym, więc chciał im chociaż oszczędzić litowania się nad jego osobą. Co chyba jednak nie bardzo skutkowało, kiedy widział miny swoich przyjaciół. Na Onew w ogóle bał się patrzeć, bo wiedział, że ten się obwinia za cały ten bałagan. Jednak obwinianie siebie czy kogokolwiek innego nie miało w tym momencie sensu. Żałował tylko, że dopiero teraz te wszystkie mądrości do niego dotarły, po tym, jak być może popełnił największy błąd swojego życia.

Tak to bywa, że kiedy nadchodzi jakiś krytyczny okres, człowiek uświadamia sobie, ile coś dla niego znaczy. Key miał tak samo, ponieważ teraz, gdy ważył się jego los, wiedział już, czym było dla niego SHINee – zarówno jako produkt marketingowy, ale przede wszystkim jako grupa przyjaciół. Pewnie, że na początku było trudno, w końcu nie byli kumplami, którzy poszli do agencji i razem odnieśli sukces. Na początku byli dla siebie kompletnie obcymi ludźmi, którzy po prostu musieli nauczyć się ze sobą żyć. Potem to powoli ewoluowało, by przez pięć lat uformowała się z tego przyjaźń. Nie było w tym nic skomplikowanego ani tak naprawdę niezwykłego. Jednak biorąc pod uwagę, ile trwało tworzenie się więzi i przyzwyczajanie się do siebie, to wizja nagłego zerwania z SHINee wydawała się śmieszna, niedorzeczna i przerażająca. W końcu zawsze istnieli w piątkę, więc czemu miałoby stać się inaczej? A jednak mogło się stać.

Oczywiście Ki Bum zdawał sobie sprawę, że przyjaciółmi zostaną, czy będzie w grupie czy też nie. To nie tak, że przyjaźń urywała się wraz z rozwiązaniem przez niego umowy z agencją. Ale chyba każdy z nich zdawał sobie sprawę, że to nie będzie to samo. Nie będą już razem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Będą do siebie pisać i dzwonić, a Kim czasem ich odwiedzać. Więzi się rozluźnią, aż pewnego dnia uświadomią sobie, że są zwykłymi znajomymi, a Key już nie wie o wszystkich ich tajemnicach, tak jak oni o jego. To nie było nawet przygnębiające, dla Ki Buma było to po prostu niewiarygodnie smutne. Mimo to chciał już wiedzieć na czym stoi, chciał wiedzieć, jaka przyszłość go czeka. Niepewność doprowadzała go dosłownie do szaleństwa.

Ich. Całą piątkę. Chcieli po prostu wiedzieć, że Kim Ki Bum z nimi zostanie…

*

Jonghyun, Minho, Onew i Taemin siedzieli w salonie. Cała czwórka była zatopiona we własnych, chaotycznych myślach, dotyczącej tej samej kwestii – co się stanie z Keyem? Chociaż w tym momencie bardziej denerwowali się i zastanawiali, ile on może siedzieć gdzieś w gabinecie i dyskutować. Albo raczej słuchać tego, co mają mu do powiedzenia. Z każdą kolejną minutą byli coraz bardziej zdenerwowani, bo dobrze wiedzieli, że czas działa na ich niekorzyść. Nie mieli jednak ochoty ze sobą rozmawiać, żeby jakoś się rozluźnić, ponieważ to z kolei zadziałałoby w sposób odwrotny. Tym bardziej, jak trójka z nich patrzyła na swojego lidera, który już absolutnie pogrążył się we własnych myślach.

W końcu rozmyślania przerwał im Key, który wszedł do salonu. Od razu cała czwórka spojrzała wyczekująco na Kima, a Onew wręcz wstał, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. Ki Bum tylko się wyszczerzył, a potem zaśmiał, widząc lidera. Nagle atmosfera się rozluźniła, a maknae, chciał czy nie, odetchnął z wielką i nieukrywaną ulgą, co Choi skomentował krótkim śmiechem.

- Myślę, że powinienem się już pakować. Po drodze zadzwoniłem do rodziców. Już wiedzą, że z nimi zamieszkam – zaśmiał się tylko.

Nagle całe rozluźnienie i uśmiechy zniknęły. Maknae, Jinki, Jjong oraz Choi spojrzeli po sobie z wielkim niezrozumieniem i strachem w oczach. Kim za to wydawał się nad wyraz spokojny i tak jakby spadł z niego jakiś ogromny ciężar. Cztery piąte SHINee ze skonsternowaniem wpatrywało się w swojego przyjaciela, czekając na bardziej jasne i oczywiste słowa…

- Co ty powiedziałeś? – zapytał tępo raper, który chyba pierwszy otrząsnął się z nieprzyjemnego szoku.
- No, że się wyprowadzam do rodziców. Nie mogę już z wami mieszkać – odparł spokojnie, patrząc na Minho.
- Ty sobie żartujesz, nie? – zaśmiał się nerwowo maknae, nie spuszczając zdezorientowanego wzroku w Ki Buma.
- Właśnie, weź nie pierdol – odezwał się elokwentnie Jjong, również się śmiejąc, jakby dzięki temu chciał rozluźnić atmosferę.
- Ale ja nie żartuję – odparł już lekko zirytowany Kim, chociaż po chwili znów się uśmiechnął. – To było do przewidzenia. Wiadomo, że czegoś takiego by mi nie przepuścili… Już rozwiązałem umowę, więc wszystko załatwione tak naprawdę. Cieszmy się, że wszystko zostało załatwione polubownie – powiedział cicho, wzrok wbijając w okno przed sobą.
- Jak to… nie żartujesz… - wydukał coraz bardziej blady Onew, przy okazji czując, że za moment się wścieknie i rozniesie całe to mieszkanie. – Co ty pleciesz… Co… Miałeś zostać z nami…
- Ale nie zostanę, SHINee od teraz jest czteroosobowe – stwierdził zdecydowanym tonem Key, czując, że za moment sam się wścieknie, jeśli zaraz jego przyjaciele nie zaczną zachowywać się normalnie.
- Nie! – krzyknął rozeźlony Lee. – Nie, nie i nie! Bez ciebie nie ma SHINee! Nie ma! To moja wina! Więc czemu to ty masz za to odpowiadać?! Nie! Tak tego nie zostawię! – wydarł się jeszcze i rzucił się pędem do drzwi, ale w ostatniej chwili Key złapał go w pasie.
- Przestań! – warknął Ki Bum, mocno trzymając Jinkiego. – Przestań, po prostu przestań. Stało się i się nie odstanie. Nie wygłupiaj się.
- Co, myślisz, że nie będziemy o ciebie walczyć?! Ja tam zaraz pójdę i im powiem, że mam ich w dupie! – krzyknął buntowniczo lider, dalej próbując wyswobodzić się z uścisku Kima. – Puszczaj mnie natychmiast!
- Nie puszczę! Ja już im do słuchu powiedziałem, zaszantażowałem i wszystko co możliwe! I tyle! Daj już spokój, ogarnij się! Bo mnie wkurzasz!

Onew jeszcze chwilę się wyrywał, jakby od tego miało zależeć jego życie. Po kilku chwilach siłowania się przestał się w ogóle ruszać. Ramię Ki Buma wokół jego talii wydało mu się dziwnie ciężkie i oznaczające coś, co się skończyło. Wpatrywał się w żółty mankiet jego koszuli, jakby to tam ukryty był złoty środek na całą tę tragedię. Wypierał ze swoich myśli fakt, że taki środek nie istnieje i nie powstanie nawet za kilka lat. Kim Ki Bum, bardziej znany jako Key, zostawiał ich zespół, a oni mogli go jedynie ładnie pożegnać.
To nie było nawet śmieszne.

- Puść mnie – wymamrotał ledwie słyszalnie Onew, szklany wzrok przenosząc na drzwi przed sobą. – Puść mnie, nigdzie nie pójdę. Obiecuję.

Kim powoli rozluźniał uścisk, aż dość niepewnie puścił lidera. Wpatrywał się w jego jasne włosy, zastanawiając się, co takiego on czuje, że aż tak bardzo to przeżywa, chyba najbardziej z nich. Potem patrzył tylko, jak ten krzywym krokiem idzie do swojego pokoju i zatrzaskuje za sobą drzwi. Sam westchnął ciężko i uśmiechnął się. Poszedł do łazienki, za sobą zostawiając dobre wrażenie. Że wszystko jest w porządku.

Wszedł do łazienki i nic nie było w porządku. Usiadł na brzegu wanny, chowając twarz w dłonie, jakby był jakimś zmęczonym życiem starcem. W gruncie rzeczy tak się czuł – jak ktoś, komu zabrano połowę życia, odebrano to, co kochał, przez jeden głupi błąd. Ludzie mogli popełniać błędy i się na nich uczyć. Ale nie oni. Kiedy oni popełniali błędy, zazwyczaj oznaczało to koniec, tak jak w tym przypadku. Kim Ki Bum był skończony jako członek super popularnego boysbandu SHINee. Nie było nad czym rozpaczać – coś się kończy, coś zaczyna, a czas płynie nadal. Poza tym depresja, płacz i krzyki w niczym by nie pomogły. Po prostu trzeba przełknąć gorzką lekcję koreańskiego showbiznesu i brnąć przez życie dalej.

Key żałował jedynie, że o tym wszystkim dobrze się myśli, że to wszystko pięknie zabrzmiałoby wypowiedziane na głos, ale w rzeczywistości nie miało to za wielkiego odzwierciedlenia. On właśnie chciał płakać, chciał krzyczeć i chciał dalej być w SHINee. Pragnął tego tak mocno, że aż ciężko było mu uwierzyć w tak niezdrowe pragnienia. Ale marzenia to marzenia. Człowiek chce, by się spełniały, a kiedy się spełnią, chciałby, by trwały nadal, piękne i niczym niezmącone. Key właśnie tego pragnął, nie chciał, żeby przez jedną głupią dziewczynę to wszystko poszło na marne. Gdyby dało się cofnąć czas… Znów ochroniłby serce Onew, ale w inny sposób, by nikt przy tym nie ucierpiał. Ale akurat to marzenie należało do bardzo nierealnych, które wywoływały jedynie dodatkowy ból. W pewnej chwili Ki Bum zaczął się po prostu zastanawiać, jak ma sobie poradzić z tym, o czym myślał i jak o tym myślał. Jemu było ciężko, ale jego przyjaciołom też, więc chociaż im chciał oszczędzić dodatkowego cierpienia, które wywołałyby jego łzy. Nie mógł do tego dopuścić.

Spojrzał w lustro i zobaczył smutną twarz i jeszcze smutniejsze oczy. Do tej pory nie przypuszczał, że jest taki słaby. To chyba było w tym wszystkim najgorsze, w dziwny sposób go to przybiło. Przez całą tę rozmowę, wyrzucanie, wygarnianie, złość Onew, załamanie Taemina, Minho i Jonghyuna, miał taki mętlik w głowie, że sam już nie wiedział, o czym myśli. Za dużo nieszczęść zwaliło się na raz. Albo raczej za dużo pecha w nieodpowiednim czasie i nieodpowiednim miejscu. Key nie miał już siły tego roztrząsać, oceniać, przeżywać, czując nagle zupełne wyczerpanie. Dlatego tylko poszedł do pokoju i położył się na łóżku, mając nadzieję, że to wszystko prześpi, a gdy się obudzi, będzie już lepiej.

*

Lee, Choi i Kim siedzieli tradycyjnie w kuchni przy stole. Tradycyjnie też wpatrywali się w drewniany blat stołu, ponieważ zawsze to robili, kiedy problemy ich przytłaczały. Od całej tej feralnej imprezy, a także podczas nieodzywania się do siebie Onew oraz Keya, powstała między nimi niepisana umowa. Chociaż bardziej pasowałoby tutaj stwierdzenie, że wytworzyła się między nimi dziwna więź osób, które z boku przyglądają się jakiemuś dramatowi, który bezpośrednio ich nie dotyczy, ale pośrednio już tak. I to „pośrednio” bardzo ich martwiło, bolało i nie dawało po nocach spać. Uświadomili sobie, że jeśli przyjaźń zależna jest od pracy, a praca od przyjaźni, to nie wróży niczego dobrego. Wręcz przeciwnie. Dokładnie jak w ich przypadku.

- Ja w to nie wierzę – odezwał się beznamiętnym tonem Jjong, opierając się łokciami o stół, przy okazji wzrok wbijając w puste krzesło obok siebie.
- Ja też nie – rzucił pewnie maknae, robiąc przy tym wielce obrażoną minę, która miała być protestem na niesprawiedliwość, która ich spotykała.
- Tak nie może być, nie mogą wywalić Keya. Był z nami od początku, bez niego sobie nie poradzimy! – warknął zirytowany Kim, tym razem rzucając się na oparcie krzesła, przez co się prawie przewrócił. – Kurwa, nie, i już!
- Zgadzam się! – zawtórował mu Lee i uderzył prawą pięścią w stół. – On musi z nami zostać. Czy oni nie rozumieją, że bez niego sprzedaż spadnie i stracimy fanów!
- Właśnie! Nie wiem, co chcą przez to zyskać. Zdarza się najlepszym coś przeskrobać! Czy nie mogliby po prostu tego zatuszować… - Jonghyun mówił coraz ciszej, wpatrując się w Minho z wielką nadzieją wymalowaną na twarzy, jakby to od rapera wszystko zależało.
- Dokładnie. Wcale tak dużo wysiłku by to wszystko nie wymagało. Tam by się coś powiedziało, tam kazało usunąć zdjęcia i filmiki, przeprosić i tak dalej, i byłoby okej – dodał od siebie Taemin, również patrząc na Minho, jakby u niego szukał potwierdzenia słuszności swojej tezy.
- I co się tak patrzycie? – zapytał tylko spokojnie Choi, przenosząc wzrok z blatu na Kima, a potem na Lee. – Co z tego, że powiem, że się z wami zgadzam? To niczego nie zmieni. Domyślam się, że ta decyzja jest nieodwołalna, także my nic nie możemy, chociaż byśmy bardzo chcieli. Przykro mi tak samo jak wam, ale taka jest prawda.
- Jesteś pesymistą – burknął Jjong, a Taemin tylko energicznie pokiwał głową.
- Nie! – ryknął niespodziewanie brunet, wstając raptownie od stołu. – Jestem realistą! I ja nie będę snuł jakichś teorii po fakcie! Stało się, a my jesteśmy dorośli i musimy dać sobie z tym radę! Poza tym, co wy myślicie? Że Key specjalnie daje z siebie wszystko, by się przy nas nie dołować, żebyście wy płakali w kącie i gadali o tym, jacy to oni wszyscy źli i niesprawiedliwi? Nie sądzę! Bo Key też o tym wie! Każdy to wie! Więc nie zachowujcie się jak dzieci i nie róbcie jeszcze większego zamieszania, dobrze?!

Niespodziewany wybuch Minho momentalnie uciszył Kima i Lee. Natomiast Choi chwilę patrzył na nich ze świętym oburzeniem wymalowanym na twarzy. Potem tylko wyszedł, trzasnął drzwiami i zamknął się w swoim pokoju.

Chwilami naprawdę odnosił wrażenie, że ma do czynienia z dziećmi w wieku przedszkolnym. O ile czasem sprzeczki na tym poziomie bywały zabawne, tak dyskusje na poważny temat już nie. Czasami też sądził, że gdyby nie on, to oni pewnego dnia rozpętaliby wojnę w mieszkaniu i na tym by się ich cała kariera zakończyła. Jemu też było źle, cholernie źle i ciężko, że to oni mieli takiego pecha, i że przysługa Keya względem Onew wymknęła się spod kontroli, przez co oni cierpieli, a jakby nie patrzeć, Noo Ri pewnie triumfowała. Gdy tylko o tym myślał, krew go zalewała i sam miał ochotę ją skrzywdzić. Wiedział jednak, że nie mógł tego zrobić pod żadnym pozorem, że teraz oni musieli być grzeczni, żeby nie zaszkodzić Ki Bumowi… Chociaż aktualnie było już po sprawie i mogli jedynie płakać albo się wydzierać. Tylko problem polegał na tym, że Minho należał do tego typu realistów, którzy wiedzieli też, że i takie desperackie działania nic nie dadzą, oprócz tego, że nie musiałby dusić tego w sobie. Ale on nie mógł sobie pozwolić na chwilę słabości, chociażby dla dobra Kima, który dawał z siebie dwieście procent, byleby im było lżej. A skoro tak, on nie miał zamiaru być dłużny i chciał, by te ostatnie godziny spędzone z nimi wcale nie były godzinami czarnej rozpaczy… Jednak miał coraz większe wątpliwości, czy da radę, czy dadzą radę, czy przede wszystkim Onew to wytrzyma.

Wyjścia nie było, przynajmniej tego był pewny. Dlatego zdeterminowany wrócił do kuchni z zamiarem ustawienia do pionu Jonghyuna i Taemina.

*

Lee Jinki już od kilku dni chodził wściekły niczym osa, którą na dodatek ktoś rozdrażnił. Nawet maknae, Choi i Jjong woleli nie odzywać się do niego bez potrzeby. Woleli nawet nie podchodzić do niego, jeśli nie byli do tego zmuszeni siłą wyższą. Niestety cała czwórka musiała poczekać kilka dni na powrót na scenę, co tylko bardziej ich denerwowało. A doskonale zdawali sobie sprawę, że to na pewno rozładowałoby napiętą i dość ponurą atmosferę, towarzyszącą im od odejścia Kim Ki Buma.

Onew wiedział i czuł, że zachowuje się nie jak lider, tylko rozpieszczony maknae, którym do tej pory był Taemin. Z tą różnicą, że Taemin nigdy się tak nie zachowywał. Jinki jednak nie potrafił sobie inaczej poradzić z tą sytuacją. Do tej pory nie wierzył w to, że nie ma z nimi ich przyjaciela. Tego kolorowego, złośliwego i chwilami aż nazbyt kreatywnego wariata, który potrafił obrazić się o byle co i o to byle co urządzić prawdziwe piekło na ziemi. Zazwyczaj męczyło to całą czwórkę, lecz aktualnie każdy z nich oddałby wiele, by Key nadal męczył ich swoją obecnością. Lee nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Sam czuł, że chętnie zamieniłby się z nim miejscem, ponieważ nadal uważał, że jeśli była tu czyjaś wina, to tylko jego i jego chorych urojeń na temat braku miłości.

Przez te kilka dni we czwórkę, gdy reszta SHINee starała się omijać lidera z daleka, ten próbował sobie ułożyć w głowie jakąś filozofię życia czy plan działania jako lider koreańskiego boysbandu, a nawet jako przyjaciel na odległość. Wiedział, że Kim do nich nie wróci i teraz będą czteroosobowi, dlatego próbował opanować swoją złość i zacząć normalnie funkcjonować. Dla dobra Keya, swojego i pozostałej trójki, która przejmowała się nie dość, że Keyem, to jeszcze liderem, który powoli wariował. Chwilami chciało mu się śmiać z samego siebie, ale wtedy uświadamiał sobie smutną prawdę, że tutaj nie ma się z czego śmiać, tylko trzeba wziąć się w garść i wrócić do szarej codzienności. Inaczej byłoby coraz gorzej, aż w końcu rozwiązaliby SHINee przez brak zaangażowania, bunty wewnątrz zespołu, kłótnie i złe zachowanie. To absolutnie nie wchodziło w grę. Kim Ki Bum zabiłby za to całą czwórkę.

*

Onew od pewnego czasu nie rozstawał się z Ji Ah. Kiedy jechali na próbę, czy kiedy po długiej przerwie mieli pierwszy występ i wywiad, czy nawet kiedy rozmawiali z managerem o ich nowym, napiętym grafiku i podziałem tego, czym w SHINee zajmował się Key. To było trudne, ale musieli z klasą przełknąć tę gorzką pigułkę i pracować. Z Kimem czy bez, praca to praca, życie toczyło się dalej. Poza tym ciągłe dręczenie ich przez Ki Buma, że mają dać z siebie wszystko, że chce zobaczyć ich nowy układ, posłuchać nowej piosenki i ocenić nową stylizację, uniemożliwiało im dłuższe rozpaczanie nad okrucieństwem tego świata. Chcieli czy nie, wzięli się w garść i wrócili do rytmu dnia idoli, chociaż w tym wszystkim zostawało jedno puste miejsce. Dla Keya. Cała piątka wiedziała, że do nich nie wróci, ale przyjaźń rządziła się zupełnie innymi prawami niż showbiznes koreański, więc przynajmniej tyle mogli. I bardzo chcieli.

Z głową pełną myśli, znów na temat tego, że są we czwórkę, wsiadł do windy. W ręku ściskał brązowego miśka, który wywołał nie lada poruszenie wśród fanek, które od razu zaczęły się przekrzykiwać, że to na pewno od jakiejś dziewczyny. Na szczęście były to na tyle ogarnięte osoby, że darowały sobie rzucanie się na biednego lidera SHINee, który właśnie wracał ze swojej ulubionej restauracji, ulokowanej na jednym z najwyższych pięter wieżowca, znajdującego się w centrum Seulu, skąd uwielbiał patrzeć na miasto. Bardzo go to uspokajało i dawało ukoić skołatane nerwy. A teraz chciał po prostu wrócić spokojnie do mieszkania. Reakcje na Ji Ah przestały już go dziwić, ponieważ od jakiegoś czasu nie rozstawał się z nią, więc jakiekolwiek komentarze puszczał mimo uszu. Fanki wiedziały swoje, a on swoje, i nie miał zamiaru zostawiać pluszaka w domu. Tak sobie postanowił i na razie bez zarzutu swojego postanowienia dotrzymywał. Miał też nadzieję, że kiedy Key widział go na koncercie czy gdziekolwiek indziej z Ji Ah, uśmiechał się tak samo szeroko jak on.

- Kto to jest?

Lee wyrwał się ze swoich ambitnych myśli, a z jego twarzy zszedł nieco głupkowaty uśmiech. Spojrzał na pustą windę i bardzo się zdziwił, kiedy jego wzrok spoczął jednak na żywej osobie, co oznaczało, że wcale nie był tutaj sam. Z zaskoczoną miną zaczął przyglądać się swojej towarzyszce, która z kolei wpatrywała się z zachwytem w Ji Ah. Dziewczyna była niska i miała lekko falowane, ciemne włosy do ramion. Ozdabiała je żółta opaska z małą kokardką. Patrząc na jej twarz, zobaczył duże radosne oczy niczym oczy jego dziewczyny, której łapkę trzymał. Ubrana była kolorowo, odniósł wrażenie, że aż za bardzo kolorowo, jakby wzorowała się na Keyu. Na tę myśl się roześmiał, a dziewczyna spojrzała na niego.

- Dasz mi tego misia? – zapytała prosto z mostu, wpatrując się z szerokim uśmiechem w nieco zaskoczonego Lee.
- Nie – odparł od razu. – Nie ma takiej opcji.
- Proszę! – rzuciła, łapiąc go za ramię i robiąc błagalną minę. – Kupię ci jakiegoś innego. No weź, zbieram pluszaki, mam całą kolekcję, z wielu krajów, ale takiego jeszcze nie mam! – wytłumaczyła szybko.
- Ale to moja dziewczyna i ci jej nie oddam! – żachnął się, tuląc do siebie misia i obdarzając rozmówczynię wrogim spojrzeniem.
- Dziewczyna, naprawdę? – zdziwiła się i znów się uśmiechnęła. – A jak ma na imię?
- Najpierw to ty mi powiedz, jak masz na imię – odpowiedział natychmiast, nie spuszczając z niej oczu, po czym zorientował się, że przecież winda stanęła i powinien z niej wyjść. Co też zrobił. Tak samo jak brunetka.
- Ji Ah – stwierdziła radośnie, idąc za Onew i znów wpatrując się w misia. – Ale skąd masz taką ładną dziewczynę? Ja też chcę takiego chłopaka!
- Ji Ah?... – powtórzył, robiąc wielkie oczy i raptownie się zatrzymując. – Jak to… Ji Ah?
- Jestem Hwan Ji Ah, a ty? W ogóle mam wrażenie, że skądś cię znam, ale nie było mnie w Korei trzy lata, więc mnie olśnij – wyszczerzyła się tylko, stając obok niego i wyciągając do niego rękę.
- Co? – rzucił głupio, wpatrując się w jej dłoń, ale po chwilowym zamroczeniu umysłu, w końcu ją uścisnął. – Ja… jestem Lee Jinki.
- Bardzo mi miło – zaśmiała się i znów spojrzała na misia. – To dowiem się, jak twoja dziewczyna ma na imię? Albo chociaż powiesz, gdzie ją… zdobyłeś? – zapytała z błyskiem w oku.
- Ji Ah… - powiedział dziwnym tonem, patrząc na dziewczynę, po czym zaczął iść przed siebie, a ona za nim. – Dostałem ją od przyjaciela.
- Jak słodko! – zaszczebiotała, wyrównując z nim kroku. – A jak ma na imię? Bo nie powiedziałeś.
- No, Ji Ah ma na imię… tak jak ty – odparł jej trochę niepewnie, ponieważ całe to spotkanie i rozmowa wydawała mu się zbyt dziwna.
- Naprawdę? – Brunetka spojrzała na niego uważnie i się zaśmiała. – Naprawdę? To mi bardzo miło, też jestem Ji Ah – dodała z szerokim uśmiechem, machając do misia, przez co nawet Onew nie mógł opanować uśmiechu. – No to może pójdziemy na lody we trójkę? Muszę zjeść coś słodkiego…
- Znam dobre miejsce – odparł szybko Lee, chyba sam będąc zaskoczony swoimi słowami, ale nie cofnął ich, tylko spojrzał uważnie na Hwan.
- No to prowadź. Prowadźcie – poprawiła się i zaśmiała.

Lee też się zaśmiał. Śmiał się praktycznie cały dzień.

Koniec

2 komentarze:

  1. Dziękuje za dedykacja XDDD
    Mi się oczywiście podobało xDD
    Chociaż zrobiło się smutno, bo Keya wywalili... Ehh... Czterosobowy SHINee, to naprawdę nie to samo... Zwłaszcza bez takie osobowości ;p No, ale na pewno panowie dadzą sobie radę, Key też ;p
    I Onew z misiem, ze swoja Ji Ah <333333 To urocze, że wszędzie z nią chodził i w ogóle <3333 I ja mu naprawdę zazdroszczę takiej dziewczyny, no serio ;p
    Ale końcówka urocza. Onew znalazł swoją Ji Ah, no ona jego, ale co tam... ;p Tak czy inaczej cudny zbieg okoliczności z tymi imionami ;p

    I dobrze, że mają Minho w zespole, bo inaczej Jonghyun i Taemin by ten zespół kompletnie rozwalili... xDD

    OdpowiedzUsuń
  2. O ile wcześniej nie miałam czasu, by się nad tym zbytnio zastanawiać czy jest mi szkoda, że nie mam wystarczająco czasu, by siąść i na spokojnie nadrobić zaległości w czytaniu Twoich ff, to teraz zdecydowanie mam czas, by żałować. Mam wrażenie, że ominęło mnie najlepsze. Na przykład nie mogłam na Ciebie pokrzyczeć, że wyrzuciłaś Keya z SHINee. To znaczy mogłabym to zrobić teraz, ale szczerze, po takim czasie nie ma sensu. I nie mam innego wyjścia jak po prostu pójść sobie do kącika i tam cichutko popłakać nad samym wyobrażeniem, że mogłoby nie być Key w SHINee...

    No i końcówka oczywiście super słodka, chociaż i tak wolę jak był z zieloną podusią xD No chyba, że uznamy, że Ji Ah (dziewczyna, nie miś xD) jest tak naprawdę Key po zmianie płci, wzrostu i setce operacji plastycznych (no w końcu Koreańczycy są najlepsi w operacjach plastycznych xDD), to co innego xDD No co? W końcu jakieś tam podobieństwo między Key i Ji Ah było, no nie? xDD No i oczywiście to nie znaczy, że mogłaby to być jakaś kuzynka Kibuma czy coś, tylko znaczy to, to że tak czy tak, w mojej głowie tak czy inaczej, ten ff i tak skończy się tak, że Onew będzie z Key i już! ;p I tak, zdecydowanie nie powinnam czytać ff o tak późnej porze xDD Ani po tym jak przez pewien czas nic nie czytałam żadnego innego ff i nie miałam okazji dać upustu mojej chorej wyobraźni xDD

    OdpowiedzUsuń