I znów się rozpisałam! Miało mi wyjść sześć części, a nie siedem... A wyjdzie siedem. Nie rozumiem tego. W ogóle nie wiem, skąd wziąłem nagle tyle weny i tak świetnie mi się pisze. W ogóle wszyscy w tym ff, czyli aż całe SHINee, nagle zaczęło sobie żyć własnym życiem i szczerze mówiąc, to już nie mam na nich wpływu. W głowie inaczej przebieg tego rozdziału sobie ułożyłam, a wyszło zupełnie inaczej, zupełnie... Trochę to przerażające. Tym bardziej, że Onew rządzi częścią szóstą. W końcu. Bo w sumie zaczęłam się zastanawiać, czy to w ogóle o Onew czy już o Keyu... I chyba pół na pół. Żeby postaci ff rządziły się własnymi prawami i nie słuchały piszącej, to jest coś. XD Dlatego nie odpowiadam za to, co tam przeczytacie, po prostu nie i już. XD
Onew siedział na łóżku i zastanawiał się, jak to będzie.
Nie sądził, że podejmowanie decyzji dotyczącej Keya potrwa aż tyle. Fakt, sprawa była poważna, i to chyba znacznie bardziej niż wszyscy się spodziewali. Chociaż od kiedy zaczął z Ki Bumem funkcjonować normalnie, zauważył, że całym incydentem przejmują się oni, a Kim tak jakby wcale. Za każdym razem, gdy poruszali ten temat, on go zbywał albo się podśmiewywał. Tak jakby to był problem fałszywej nuty zaśpiewanej na koncercie, z której każdy się nabijał, a nie poważnej decyzji, która będzie miała wpływ na całą grupę. Z jednej strony Onew miał ochotę obić za to twarz swojemu przyjacielowi, z drugiej jednak go rozumiał. Znał go. Wiedział, że tak sobie radzi ze stresem i kłopotami – po prostu o tym nie myśli. Dlatego ciężko mu było w gruncie rzeczy poruszać ten temat albo chociażby wyciągnąć z niego, o co poszło na tej feralnej imprezie.
To wszystko było dla niego zbyt skomplikowane. Nigdy nie sądził, że pokłóci się z Keyem, że będą chcieli wywalić Keya, że Key uderzy kobietę, wywoła skandal na całą Koreę i jako jedyny nie będzie się tym przejmował. Zaczęło mu się też wydawać, że za często myśli o Keyu. Ale potem nachodziła go z kolei myśl, że jak ma nie myśleć, skoro się martwi… Nie było w tym żadnej logiki, jednak akurat o logikę nigdy się nie posądzał, więc się tym za bardzo nie przejmował. Mimo to nie potrafił poruszyć nieprzyjemnych tematów, o których Ki Bum wspomniał, kiedy się godzili. Wolał nie wiedzieć, bo jak głosiło powiedzenie – im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. A akurat Lee sen miał twardy i chciał, by tak zostało. Jednak pomimo takich wniosków, stwierdzał, że i tak ma wyrzuty sumienia, bo on nic nie wie, a reszta jego przyjaciół wie wszystko i nie chce mu powiedzieć. To męczyło. Czuł się tylko bardziej winny zaistniałej sytuacji. On po prostu podświadomie wiedział, że to wina jego i tej całej Noo Ri. Gdyby ona nie pojawiła się w ich życiu, a raczej gdyby on nie ubzdurał sobie permanentnej samotności, to nic by się nie stało, a teraz mieliby święty spokój i zawalony grafik…
W całym tym intensywnym rozmyślaniu doszedł też do wniosku, że nie ma co liczyć na miłość i że w ogóle niepotrzebnie na nią liczył. Siedział w tym biznesie parę lat, swoje wiedział, a zachowywał się jak gówniarz, który dopiero co smakuje sławy. W tej chwili Onew mógł sobie jedynie wyrzucać swoją bezkresną głupotę, wołającą o pomstę do nieba. Miał przyjaciół, fanów, zdrowie, przysłowiową urodę (przynajmniej do tego stopnia, żeby podobać się fankom). Dlatego „ukochana” u jego boku była zbędna. Zresztą mógł na ten przykład wziąć związek Minho. Kochał swoją dziewczynę, tak bardzo ją kochał, był z nią od kilku lat, a widywali się maksymalnie raz na dwa miesiące, a najczęstszym kontaktem były maile. A Jinki nie tak sobie wyobrażał poważny związek. Sądził, że oni na taki luksus mogą sobie pozwolić dopiero wtedy, gdy skończą swoją karierę i zajmą się swoimi życiami, kiedy to fanki znajdą sobie ich młodszych, atrakcyjniejszych następców. Akurat to go nie bolało. Wiedział, że nie ma w życiu rzeczy i zespołów nie do zastąpienia, taki już los idoli. Dlatego przestał się przejmować tym, że nie ma dziewczyny. Dla niego istniały wyższe wartości. Żałował tylko, że tak oczywistą oczywistość uświadomił sobie dopiero teraz, kiedy tak się wszystko pomieszało…
Poza tym czuł, że nawet jeśli poczułby się w tym całym zgiełku samotny, gdyby brakowało mu miłości i czułości, to przecież miał swoją Ji Ah… Była puszysta i miała wielkie, brązowe, radosne oczy. I dostał ją od Ki Buma kilka dni temu, kiedy ten wygłosił mu swój głęboki monolog. Do jej serca nadal przypięta była kolorowa karteczka, na której było napisane: „Jestem Twoją ukochaną Ji Ah. Nigdy Cię nie zostawię i zawsze będę Cię kochać, więc nie waż się mnie zdradzić!”. Kto jak kto, ale Kim miał wyobraźnię, którą potrafił poprawić człowiekowi humor. A Onew zdecydowanie poprawił, skoro sprawił, że jego ukochana zawsze będzie przy nim.
Jinki tylko zaśmiał się na tę swoją ostatnią myśl, po czym przytulił się do brązowego misia i się położył.
*
Jonghyun siedział na kanapie i oglądał przypadkowy program w telewizji. Tak naprawdę nie interesowało go, co tam widzi, ponieważ zatopił się we własnych, dziwnych i niekoniecznie najprzyjemniejszych myślach, które oczywiście dotyczyły ich obecnej sytuacji…
Wiedział i czuł, że nie było dobrze. Po prostu nie było, chociaż próbował sobie wmówić zupełnie coś odwrotnego – że Onew i Key się pogodzili, a co do wyrzucania kogokolwiek z zespołu, to na pewno wszystko skończy się szczęśliwie. Jednak nawet on zdawał sobie sprawę, że życie to nie bajka i zazwyczaj najprostsze marzenia się nie spełniają, chociażby przez zwykłą ironię losu. Bardzo chciał, by wszystko było jak przedtem, przed spotkaniem dziewczyny, która ich zrujnowała. Bo nie wiedział, jak to ma inaczej ująć. Chciała ubić interes na Onew, a tymczasem wychodziło na to, że może pozbawić SHINee jednego z członków. Ich przyjaciela. Jjong nie przejmował się stroną techniczną, że stracą piosenkarza, a co za tym idzie, jego fanów, przez co sprzedaż zmaleje. To przeżyją na pewno. Ale on po prostu nie chciał tracić przyjaciela. A chciał czy nie, im wszystkim właśnie to groziło. Znał się na swojej robocie, znał przypadki łamania zasad i znał ich konsekwencje, to żadna filozofia. Byli popularni, nawet bardzo. Mówiono, że są jednym z najbardziej sławnych boysbandów w Korei. I w sumie się z tym zgadzał. Jednak miał też tę świadomość, że nawet ci najlepsi i najbardziej opłacalni dla przemysłu rozrywkowego są produktem, który można zastąpić. Chciał czy nie, właśnie z tego powodu bał się o Ki Buma.
Męczyła go też kwestia Onew. Koniec końców Jinki nie wiedział o tym, co dla niego zrobił Kim. Doskonale wiedział, że to sprawa między nimi, ale kiedy widział, że oni ten temat omijają, to miał ochotę im obu wygarnąć. Zachowywali się jak jakieś dzieci, które nie potrafią ze sobą porozmawiać. Teoretycznie rozumiał, że Ki Bum nie chce jeszcze bardziej dobijać Lee, ale praktycznie jego rozum tego nie przyjmował do wiadomości. Jonghyun był zbyt prosty i szczery, by bawić się w ukrywanie prawdy przed przyjaciółmi. Nie docierało do niego, że można się tak męczyć. Dla niego było to kompletnie bez sensu, a co gorsza, coraz bardziej go to denerwowało. Po takim czasie już się domyślił, że Key nic nie powie na ten temat Onew, a Onew w ogóle nie miał pojęcia, co się wokół niego działo. Czuł też, że jego plan, który zrodził się w jego głowie, na pewno nie spodoba się reszcie SHINee, mentalnie przygotował się już nawet na wielkie pretensje maknae. Ale musiał coś z tym wszystkim zrobić, nie mógł być tylko biernym obserwatorem, powtarzającym ciągle, że oni muszą to załatwić sami. Skoro byli piątką przyjaciół, to nikt niczego sam nie musiał załatwiać i postanowił, że skoro inni nie chcą, to on odwali czarną robotę i powie o wszystkim liderowi.
W końcu podniósł się z kanapy i ciężko westchnął. Nie był do końca przekonany co do racji tego, co chciał zrobić, ale wyjścia nie było. Ktoś to musiał załatwić, inaczej pewnego dnia sytuacja przerosłaby ich obu, a właściwie całą piątkę. Wolnym krokiem udał się pod pokój lidera. Wziął głęboki oddech i zapukał, w sumie nie wiadomo po co, ponieważ nawet nie poczekał na odpowiedź. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, a gdy zobaczył śpiącego w dziwnej pozycji Jinkiego, to tylko westchnął. Podszedł do jego łóżka i się na nim powalił, chwilę zastanawiając się, jak ma go obudzić. W końcu jednak zaczął nim mocno potrząsać, a po niespełna minucie Lee spojrzał na niego z nieprzytomną dezorientacją.
- Co… - wymamrotał tylko i przekręcił się na drugi bok, w gruncie rzeczy ignorując Kima.
- To! – ryknął Jonghyun i złapał go za ramię. – Muszę ci coś powiedzieć! – krzyknął, szarpiąc go.
- Weź, nie drzyj się! – zirytował się już bardziej przytomny Onew i spojrzał z pretensją na blondyna. – Co musisz mi powiedzieć? To nie może poczekać?
- Nie może – odparł obrażonym tonem Kim. – Bo to czeka już od tej głupiej imprezy i nikt ci tego nie łaska powiedzieć.
Lee zamrugał kilkakrotnie, po czym uważnie spojrzał na dziwną minę Jonghyuna. Podniósł się do pozycji siedzącej, a spojrzenie przeniósł na swoje dłonie. Jjong nigdy nie owijał w bawełnę, głos zawsze go zdradzał, dlatego od razu się domyślił, o czym mówi. Zresztą jego słowa same w sobie były oczywiste. Wiedział, że na pewno chce to wiedzieć, jednak nie był pewny, czy akurat od niego… Zdawał sobie też sprawę, że to może być jedyna okazja, by po prostu wszystko stało się jasne. Dlatego też po prostu spojrzał na Jonghyuna z poważną miną.
- Czyli mam mówić – bardziej stwierdził niż zapytał Kim, czując coraz więcej wątpliwości.
- Tak, masz mówić, jak już zacząłeś, to skończ, ja chcę wiedzieć. Nie… ja muszę to wiedzieć – odparł pewnym tonem Onew, nie odrywając od niego wzroku.
- No tak… - mruknął Jjong i westchnął, po czym spojrzał na przyjaciela. – No, na pewno wiesz, że Key uderzył Noo Ri, która ci się podobała… - zaczął niemrawo.
- Tak, do rzeczy – pospieszył go, bo wiedział, że jeśli Kim zacznie rozciągać historię, to w końcu się rozmyśli i nic nie powie.
- No bo Minho słyszał jej rozmowę przez telefon – powiedział szybko Kim, żywo przy tym gestykulując, przez co mało nie uderzył lidera w twarz. – I ona gadała chyba z jakimś reporterem, że chce cię uwieść, bo… bo… dostanie kasę za skandal – Jonghyun przełknął głośno ślinę, wzrok wbijając w Onew, chyba oczekując, że ten się zacznie wydzierać.
- Jak to kasę? – dopytał Lee, czując, że o ile mało mu się to wszystko podobało na początku, tak teraz podoba mu się to coraz mniej.
- No… miała się z tobą przespać, zdjęcia i te sprawy… I za skandal z tobą dostałaby kasę… No i Key jak to usłyszał, to jej przyłożył… - wymamrotał Kim, robiąc przy tym minę winowajcy. – Przepraszam, nie powinienem…
- Powinieneś – uspokoił go Onew, blado się uśmiechając, chociaż naprawdę był mu wdzięczny za wyznanie prawdy. – Ale teraz chcę… to przemyśleć – dodał ciszej i się położył.
Kim tylko przygryzł wargę, ale wstał i wyszedł z pokoju lidera. Czuł się winny, że on to wszystko ujawnił, a nie Key, ale z drugiej strony poczucie winy w związku z ukrywaniem prawdy przed Lee zniknęła. Także dla niego ta sytuacja była raczej wyśrodkowana i sam nie wiedział, czy powinien się cieszyć, czy jednak nie. Uświadomił sobie jednak, że jeśli dowie się o tym reszta, to tym razem nie Taemin mu zmyje głowę, a Ki Bum… To chyba było gorsze. Ale stało się i się nie odstanie, miał tę świadomość, więc po prostu powoli zaczął się przygotowywać mentalnie do krzyków.
Tymczasem w Jinkim wzbierała wściekłość. Najbardziej na samego siebie. Tak jak oczekiwał, to on był źródłem wszystkich tych kłopotów. A przede wszystkim tego, że mogli wydalić Keya. Nie mieściło mu się to w głowie. Że był na tyle głupi, by dać się wkręcić w zwykłe sztuczki zwykłej, żądnej pieniędzy, dziewczyny. Gdyby nie jego naiwność i poczucie osamotnienia, to na pewno by się nie wydarzyło… Co nie zmienia faktu, że Kim Ki Bum powinien trzymać nerwy na wodzy i nie odstawiać takich numerów. Onew nie wiedział, co sobie w tamtej chwili Key wyobrażał, za jakiego bohatera chciał uchodzić, ale wiedział na pewno, że tego mu płazem nie przepuści. Tego było za wiele…
Jinki raptownie podniósł się z łóżka i wstał na równe nogi. Omiótł pokój wściekłym wzrokiem, sam nie wiedział po co, po czym wyszedł. Też nie wiedział po co. Kierowała nim wielka złość na siebie, na Ki Buma, na wszystkich wokół. Naszła go irracjonalna myśl, że dobrze, iż obok niego nie stała nigdzie Noo Ri, ponieważ był pewny, że rozszarpałby ją na strzępy. Wszyscy natychmiast zapomnieliby o tym, że uderzył kobietę, skupiając się na tym, że brutalnie ją zamordował. W jakiś chory sposób ta wizja go rozbawiła i nagle stwierdził, że chyba już wariuje. W każdym razie zaczął zaglądać do każdego pomieszczenia, a gdy chciał zajrzeć do kuchni, w drzwiach stanął niczego niespodziewający się Key. Zanim ten się zorientował, co się dzieje, Onew rzucił się na niego i porządnie mu przyłożył, tak że biedny Ki Bum wylądował na podłodze w kuchni, trzymając się za policzek.
- Oszalałeś?! – wydarł się zszokowany blondyn, patrząc na Lee z wielką pretensją i niezrozumieniem.
- Ja?! Ja oszalałem?! – odkrzyknął Jinki, ciężko oddychając i wpatrując się wytrzeszczonymi oczami w przyjaciela. – Ja?! Oszalałem?! Ja?! Czy ty naprawdę myślisz czasami?! Czy ty w ogóle czasami myślisz o sobie?! Czy ty zdajesz sobie sprawę, co ci grozi?! Czy tobie się wydaje, że jesteś jedynym sprawiedliwym, chodzącym po tym świecie?! Nie, tak to nie działa, kretynie!
- O co ci chodzi?! – warknął wściekły Key, wstając z podłogi i mierząc lidera rozeźlonym spojrzeniem. – O czym ty gadasz w ogóle? Zły jesteś jeszcze na mnie?...
- Zły… - wymamrotał i się zaśmiał, co chyba tylko bardziej przeraziło Kima. – Zły! Pewnie, że jestem zły! Ba, wściekły! Że przez jakąś totalną idiotkę, która chciała się ze mną przespać, ty możesz wylecieć z zespołu! Tak, jestem wściekły, że mogę stracić przyjaciela przez samego siebie! Ty byś nie był zły, jakbyś był winny czemuś tak okropnemu?...
Zapadło niezręczne milczenie. Albo raczej milczenie pełne żalu i smutku, że to wszystko kiedykolwiek się stało. Minho, Jonghyun i Taemin stali gdzieś przy swoich pokojach i w zupełnej ciszy patrzyli to na Keya, to na Onew. Cała trójka – maknae, Choi i Ki Bum od razu się domyślili, że ich lider już o wszystkim wie. Co nie zmieniało faktu, że byli zaskoczeni takim obrotem wydarzeń. Najmłodszy Lee i raper spojrzeli wymownie na Jjonga, który tylko zrobił minę zbitego psa, oskarżonego o coś złego…
Key za to patrzył tylko na Onew, który z sekundy na sekundę wyglądał na coraz bardziej przybitego. Kiedy dał w twarz Noo Ri, czuł ogromną satysfakcję i radość, że ochronił przyjaciela od zdrady i rozczarowania. Cieszył się, że poświęcił swoje dobre imię dla wyższego celu i że Onew będzie mógł w spokoju szukać miłości. Teraz jednak, patrząc na niego, poczuł się strasznie. Zamiast inaczej rozwiązać sprawę, naraził wszystkich na to, co właśnie ich spotykało. Zachował się jak niedojrzały i naiwny dzieciak, nic ponadto. Strugał średniowiecznego rycerza, a wyszła z tego tragedia antyczna. Mając cały ten nawał myśli, nagle zachciało mu się płakać przez swoją własną głupotę. Zamiast tego jednak podszedł od Jinkiego i go mocno objął, mając wrażenie, że ten zaraz się przewali.
Tymczasem Onew czuł się jak skończony drań. Biorąc pod uwagę wszelkie wydarzenia, począwszy od poznania pechowej Noo Ri aż do dzisiejszego widowiskowego wyznania pod tytułem „co mi leży na sercu”, wychodziło na to, ukrywanie czegokolwiek przed sobą jest wielkim błędem, prowadzącym jedynie do klęski. A przecież to nie tak wszystko miało wyglądać. Podczas całej swojej kariery Lee nie przypuszczał, że w ogóle kiedykolwiek będzie się przejmował tym, że nie ma dziewczyny, skoro miał przyjaciół i na dobrą sprawę tylko im mógł poświęcać czas, i to dlatego, że z nimi pracował. Zazwyczaj w tym układzie dla nikogo więcej nie było już miejsca, nawet dla rodziny. A mimo to dał się ponieść jakiemuś durnemu poczuciu osamotnienia, które doprowadziło do dramatu wewnątrz zespołu. Dlatego chciał im po prostu zadać pytanie „Jak mam się za to nie obwiniać?”. Wiedział, że to była jego wina, wiedział, że to przez niego, wiedział to wszystko i było to dla niego zdecydowanie za dużo. Miał też bolesną świadomość, że czasu się cofnąć nie da, a on może tylko modlić się o cud, kłócić się z managerami, dyrektorami i całą tą wesołą frajdą. Mógł też przeprosić Keya, przeprosić resztę, przeprosić nawet Noo Ri, jakby zaszła taka potrzeba. Ale to nic by nie dało. I chyba to w tym wszystkim najbardziej go przybijało – był bezradny, chociaż to on był źródłem całego nieszczęsnego zamętu.
- Przepraszam, to moja wina. To przeze mnie to wszystko, przez to, że ubzdurałem sobie nie wiadomo co… - wydukał w końcu i oparł się na ramieniu Ki Buma, czując, jak pod powiekami wzbierają mu łzy. Postanowił sobie jednak, że za nic w świecie się przy nich nie popłacze.
- Przestań – odparł zdecydowanym tonem Kim. – To nie twoja wina, to niczyja wina. No, może tej idiotki. No, ale stało się, nie wszystko w życiu dzieje się po naszej myśli – dodał, klepiąc w akcie pocieszenia lidera po plecach.
Cała piątka swoim milczeniem potwierdziła, że dodatkowe słowa są zupełnie zbędne. Poza tym Minho, Taemin i Jonghyun wycofali się, czując, że ich przy tym nie powinno być. To naprawdę była sprawa między Lee a Kimem, oni mogli jedynie przyglądać się z boku, chociaż i tego nie wypadało robić. Dlatego gdy tylko przekroczyli próg pokoju i zamknęli za sobą drzwi, Choi i Lee jak na zawołanie wbili wzrok w Jjonga.
- Przecież ktoś mu musiał powiedzieć! – wydusił z siebie chłopak, doskonale czując, że oni się domyślili. – A Key by nic nie powiedział, bo cholerny sprawiedliwy z niego!
- My też to wiemy! – warknął Taemin, nie spuszczając z niego wzroku. – Ale mimo wszystko nie powinieneś! Key by mu w końcu sam powiedział, kiedy byłby na to gotowy! Po co się wtrącałeś?!
- Po to, żeby wszystko było między nimi jasne! I gadaj co chcesz, ja tam uważam, że dobrze zrobiłem – prychnął poirytowany Jonghyun, wzrokiem wiercąc dziurę w ścianie za maknae.
- Uspokójcie się – odezwał się raper, patrząc uważnie to na jednego, to na drugiego. – Jak powiedział, to Onew już wie. Poradzą sobie z tym obaj. Myślę, że więcej nie musimy się wtrącać. Muszą to załatwić między sobą, my ich możemy jedynie w tym wspierać – powiedział spokojnie Choi, czując się tak, jakby tłumaczył coś małym dzieciom.
- Gadać to sobie możesz, a i tak będzie na mnie – zirytował się Jjong.
- Bo głupi jesteś! Wtykasz nos tam, gdzie cię nie chcą! – fuknął Taemin, robiąc krok w jego stronę.
- Spokój ma być! – zdenerwował się Minho, mierząc ich groźnym wzrokiem. – Nie zachowujcie się jak gówniarze, bo obaj pogorszycie sytuację. I macie się nie kłócić. Chyba nie mam do czynienia z bachorami z piaskownicy, co?
Lee i Kim zrobili jedynie oburzone miny, wymieniając się spojrzeniami pełnymi pretensji. Ale obaj wiedzieli, że z ich raperem nie ma żartów, więc na jego dosadne życzenie zamilkli.
Nie odzywali się do siebie przez cały dzień.
Onew w końcu znalazł dziewczynę xDD Key jest słodki, a jego prezent cudowny <3 Ja też taki chcę ;p
OdpowiedzUsuńOnew miał o czym myśleć i miał dobre przeczucia. Cóż, ale Key naprawdę chciał dobrze, no ale wyszło, jak wyszło... W ogóle to zabić tylko tę zdzirę i tyle, normalnie sucz... A przez nią tylko takie zamieszanie się zrobiło...
I szok, Jonghyun myśli... ;p Ale przyznam, że dobrze wymyślił xD Ktoś musiał w końcu powiedzieć o wszystkim liderowi, noo... I im szybciej, tym lepiej, żeby w końcu cała atmosfera mogła się oczyścić i w ogóle.
Ehh, w sumie biedny Key i biedny Onew...
Ciekawe jak to się skończy...
W pierwszej części tego rozdziału strasznie podoba mi się fragment, gdy Onew martwi, że gdyby nie ta cała sytuacja, to "teraz mieliby święty spokój i zawalony grafik". Normalnie marzenie wszystkich ludzi na świecie nie mieć czasu wolnego xDD Oczywiście rozumiem, że na to został gwiazdą, by występować, a co za tym idzie mieć zapełniony grafik, ale i tak nadal śmiesznie to dla mnie brzmi ;p
OdpowiedzUsuńNo i miś nagle przestał być taką romantyczną sprawą. Raz, że rozbija mi mój pairing Key x Onew, dwa - co z zieloną podusią? Myślisz, że nikt o niej nie pamięta, ale nie. Ha! Była w początkowych rozdziałach zielona podusia, tak kochana przez Onew, a teraz co? Została rzucona dla miśka. Skandal!
I jak mogłaś pokłócić ze sobą Jjonga i Taemina, hę? Jesteś okrutna, w jednym rozdziale kilka razy złamałaś moje yaoistyczne serducho xDD