piątek, 30 maja 2014

Luhanowa Herbatka

Sama nigdy nie sądziłam, że napiszę coś o Luhanie... ale stało się i nie żałuję. xD Mam jednak nadzieję, że jego fanki nie uciekną z krzykiem, kiedy to przeczytają, bo w sumie z mojej strony to eksperyment. Mam też nadzieję, że spodoba się Alex i Reiko, ponieważ gdyby nie prawdziwa luhanowa herbata, ten fanfick nigdy by nie powstał. xD I mam nadzieję też, że i witness się spodoba, bo to za obiecanego MinKeya, na którego kompletnie nie mam weny i pomysłu. xD

Gatunek: AU, fluff
Zespół: EXO
Paring: Luhan/OC
Brak ograniczeń :3


           Wykładowca nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo marzyłem o tym, żeby ten durny wykład się już skończył. Co prawda zerkając co chwila w okno, utwierdzałem się tylko, że najlepszą opcją byłoby przesiedzenie tutaj do wiosny, ale oczywiście bez zbędności typu nauka, kolokwia, sesja i takie tam beznadziejne sprawy. Aktualnie byłem rozdarty, właśnie przez to, że nie wiedziałem, czy chcę tu siedzieć i zapaść się w zimowy sen, czy może jednak wyjść stąd i iść coś zjeść, ponieważ umierałem z głodu.
           W końcu jednak gadanina profesora się skończyła, a ja odetchnąłem z wyraźną ulgą, zresztą tak samo jak pozostali bardzo pilni studenci. Założyłem na siebie szarą kurtkę, a potem owinąłem się szczelnie czarnym szalikiem, na głowę wsuwając białą czapkę, by przypadkiem po wyjściu na zewnątrz nie zamienić się w kostkę lodu. Byłem zmarzlakiem i niekoniecznie dobrze się z tym czułem, bo czasem nawet i w lato potrafiłem założyć bluzę. Taa, gorący ze mnie chłopak, nie ma co…
           Kiedy opuściłem budynek, od razu poczułem na twarzy zimny wiatr, co wcale nie było przyjemne. Naprawdę nie lubiłem zimy. Szczególnie wtedy, kiedy wiało właśnie takie chłodne wichrzysko, sprawiając, że człowiek chciał się schować byle gdzie, byle tylko z dala od tego mrozu. Jeszcze szczególniej nie lubiłem zimy, kiedy to z nieba sypał się gruby, biały puch, przez który po kilku chwilach ubrania robiły się mokre. Okropieństwo. Gdybym spotkał konstruktora pogody, to już bym mu pokazał, gdzie mam tę jego zimę. I oczywiście kazałbym tę porę roku w ogóle usunąć z kalendarza… I tak jesień jest wystarczająco dołująca oraz męcząca.
           W każdym razie naciągnąłem szalik na prawie całą twarz, a czapkę na czoło, dziwiąc się temu, że cokolwiek jeszcze widziałem. Bo mojej twarzy i oczu to już zapewne żadna osoba by nie dojrzała. Tak czy inaczej, dzielnie przedzierałem się na przystanek, który na szczęście był jedynie pięć minut drogi od mojej uczelni. Co nie zmieniało niestety faktu, że w tak wspaniałą pogodę przedarcie się tam trwało zdecydowanie dłużej. Zastanawiałem się, kto dbał o chodniki i wszelkie schody w tej okolicy, ale doszedłem do wniosku, że nikt. Bo jeśli by ktoś dbał, to na pewno nie byłoby kilkunastu centymetrowych zasp… Co prawda ludzie przede mną trochę udeptali śnieg, ale co z tego, skoro ten padał jak dziki i przez niego ledwo widziałem, co mam przed sobą. Przez tę krótką trasę o mało co nie zaliczyłem kilku widowiskowych gleb, ale na szczęście moje za długie nogi nie były tak niezdarne, za jakie je uważałem. Chociaż… właściwie to nawet nie uważałem je za niezdarne, były w porządku, choć w zimę może faktycznie było coś z nimi nie tak. Zresztą tak samo jak ze mną. W żadnym okresie nie miałem tylu ponurych myśli i tak bardzo nie marudziłem, jak właśnie w tę porę roku. Zazwyczaj byłem zadowolony z życia. Ale nie, nie teraz.
           Szedłem tak, skupiając się na tych kilku metrach przed sobą, by serio nie wywalić się w biały puch, bo jakoś nie miałem ochoty na bycie bardziej zmarzniętym i mokrym niż w tej chwili. Na szczęście doszedłem bez uszczerbków na zdrowiu na przystanek i opadłem na ławkę z taką miną, jakbym właśnie wygrał willę z basenem w jakiejś głupiej grze. Naprawdę było to cudem, że nie wywaliłem się po drodze, jednak wolałem już nad tym za bardzo nie rozmyślać, ponieważ czułem, że przez to mógłbym na siebie sprowadzić pecha.
           W związku z tym tylko oparłem się o ściankę przystanku i westchnąłem z ogromną ulgą. Przymknąłem oczy i czułem, że mogę tutaj po prostu zasnąć. Według mojego zegarka autobus miał przyjechać za jedenaście minut, więc dziesięciominutowa drzemka jak najbardziej wchodziła w grę. Właściwie pomyślałem, że niepotrzebnie wyszedłem z uczelni, tam przecież bym nie marzł, ale ja zawsze mam nadzieję, że trafię na jakiś spóźniony autobus, dzięki czemu nie musiałbym czekać… Nie tym razem niestety.
           Cóż, wyznawałem zasadę, że każda pora jest dobra na sen. Tym bardziej, że w pobliżu nie było nikogo. Ogólnie w tę stronę, co ja, jeździło mało osób, chociaż w sumie nie wiem czemu, i w gruncie rzeczy mało mnie to interesowało. Jedyny minus był taki, że przez to oba autobusy, które się tutaj zatrzymywały, bywały rzadko, bo skoro mało osób zawsze tutaj stoi, to po co miałyby jeździć częściej… Czułem się przez to wybitnie poszkodowany, szczególnie w takich momentach.
           Odpędziłem od siebie jednak analizę rozkładów jazdy, bo mimo wszystko mało to zajmujące i w dodatku nudne. Zacząłem sobie rozmyślać o wakacjach, do których co prawda było daleko, ale wtedy za to panowała cudowna i gorąca pogoda. Automatycznie zrobiło mi się cieplej, a na ustach pojawił się idiotyczny uśmiech. Nie potrwało to jednak długo, ponieważ nagle usłyszałem szybkie kroki i czyjś głośny oddech, jakby ta osoba przed kimś lub przed czymś uciekała. Nie chciało mi się nawet otwierać oczu, ale słysząc, że ten ktoś siada niespodziewanie obok mnie, zaciekawiłem się i kątem oka zerknąłem na tę osobę.
           Mało nie spadłem z ławki, kiedy zorientowałem się, kim jest mój towarzysz… a raczej towarzyszka. Kaskada długich rudych włosów spływała po jej plecach. Właściwie nie tylko po plecach, bo przez ten szalony wiatr miała je na całej twarzy. Po chwili odpoczynku w końcu jednak je odgarnęła i mogłem zobaczyć jej zaróżowione od biegu i chłodu policzki. Nie zdążyłem się nacieszyć tym widokiem, gdyż dziewczyna schowała twarz w dłoniach, najwyraźniej chcąc je trochę ogrzać oddechem. Zauważyłem, że nie ma rękawiczek, co wprawiło mnie w nieme osłupienie, bowiem w taki mróz było to prawdziwą tragedią. Sam założyłem rękawiczki i trzymałem ręce w kieszeni, a nadal odczuwałem zimno, więc wolałem nie wiedzieć, co odczuwała ona…
           Zanim otrząsnąłem się z szoku, ta już podbiegała do rozkładu jazdy, dość długo go analizując. Kolejna rzecz, która mnie zdziwiła, było to, że miała na sobie czerwoną spódnicę i cienkie rajstopy. Spódnicę. Rajstopy. Spódnica i rajstopy w taki ziąb?! Ta laska chyba jednak nie zaliczała się do normalnych osób… Co nie zmieniało faktu, że miała naprawdę zgrabne nogi i przyjemnie się na nie patrzyło…
           Przestałem się im przyglądać, kiedy to rudowłosa odwróciła się od rozkładu na pięcie i z naburmuszoną miną usiadła na swoim miejscu. Skuliła się i znów zaczęła chuchać na swoje zaczerwienione dłonie, praktycznie trzęsąc się z zimna. I chyba ze zdenerwowania również. Pewnie jej autobus miał być za jakieś czterdzieści minut, albo nawet jak wcześniej, to i tak zapewne by się spóźnił. Zawsze uważałem, że świat nie jest sprawiedliwy.
           Być może nie zwróciłbym na nią uwagi, w końcu się nie znamy… Znaczy ja ją znałem, ale ona mnie chyba nie. W gruncie rzeczy określenie, że ją znałem, nie należało do odpowiednich, ponieważ wiedziałem o niej tylko tyle, że była rok młodsza ode mnie i nazywała się Kim Na Rae. A skąd to wiedziałem? Po prostu stąd, że miałem sporo kolegów i na jej roku też się jakiś znalazł. A wiedziałem to dlatego, że to właśnie ona od pewnego czasu mi się podobała. Można by rzec, że nawet bardzo, ale jednak nie na tyle, by szukać sposobów na poderwanie jej i nie na tyle, by po nocach przez nią nie spać.
           Jednak widząc ją taką zmarzniętą i niezadowoloną z rozkładu jazdy, chciało mi się śmiać, ale jednocześnie zrobiło mi się jej żal, bo jednak sam odczuwałem zdecydowanie za duży chłód. Chwilę jej się przyglądałem, ale w końcu znów zamknąłem oczy i zacząłem się intensywnie zastanawiać nad tym, czy przypadkiem nie wykorzystać takiej okazji. Na przystanku nie siedział nikt oprócz nas, więc w razie mojej kompromitacji nikt oprócz Na Rae by o tym nie wiedział. Chyba że panna Kim była złośliwą jędzą i rozgadałaby to koleżankom. Tak czy inaczej, warto było spróbować, bo wydawało mi się, że i tak lepszej okazji bym już do zagadania nie znalazł…
           Problem raczej polegał na tym, że nie bardzo wiedziałem, jakim tekstem zarzucić. Nie to, że byłem w stosunku do płci przeciwnej chamem i na dzień dobry wołałem z głupim uśmiechem: „Hej, laska, umówisz się ze mną?”. Nie lubiłem tego typu odzywek i chwilami głowiłem się, jak ktokolwiek może się tak odzywać, chociaż bardziej zadziwiające było, jak dziewczyna mogła polecieć na taki tekst. No cóż, istnieli ludzie i parapety, a najgorzej podobno być klamką.
           Nie miałem przy sobie za dużo pieniędzy, więc zaproszenie jej na kawę i ciastko nie wchodziło w grę, chyba że sama by sobie za to zapłaciła. Ale wtedy raczej nie miałbym już szans na zaproszenie jej gdziekolwiek i jakoś nie poczułbym się przez to zdziwiony. W sumie nie miałem pomysłu, jak ten kłopot rozwiązać, a autobus, który miał być za jakieś trzy minuty, ani trochę nie ułatwiał mi myślenia. Poza tym odnosiłem wrażenie, że przez tę zimnicę mój mózg zamarzł i bardzo ciężko było mu się odmrozić, by wpaść na jakiś sensowny plan. Wiedziałem jednak, że odezwać się muszę, inaczej plułbym sobie w brodę przez długi czas. I pośpiechem oraz brawurą, spowodowaną nieumiejętnością wymyślenia czegoś logicznego, przyszło mi do głowy tylko tyle, by zaprosić ją do siebie. Obawiałem się tylko, że może to odebrać dwuznacznie… Najwyżej dostanę po ryju, i tak nikt nie widział.
           - Hej – rzuciłem krótko i się uśmiechnąłem, kiedy trochę przysunąłem się do niej na ławce. Dziewczyna spojrzała na mnie wyraźnie zdziwiona i chyba na chwilę ją zamurowało, że jakiś idiota do niej coś mówi. Ale jak już zacząłem, to miałem zamiar skończyć, nie było innej opcji. – Jestem Luhan, a ty?
           - Na Rae – odparła i odwzajemniła uśmiech, przyglądając mi się uważnie. Cóż, przynajmniej już wiedziałem, że nie obije mi twarzy. – Ale zimno…
           - No, właśnie – przytaknąłem, na szybko kombinując, jak pociągnąć tę fascynującą wymianę zdań. – Nawet bardzo zimno, a twój autobus chyba będzie za bardzo długo… - dodałem niepewnie.
           - Tak, za jakieś dwadzieścia minut – burknęła, od razu robiąc krzywą miną i chowając zmarznięte dłonie w kieszeniach płaszcza. – Ty pewnie jedziesz tym drugim…
           - No tak, będzie za chwilę. Chcesz wpaść na herbatę, rozgrzać się? – wypaliłem nagle.
           Mnie samemu chciało się zaśmiać. Jestem taki inteligentny, że głowa boli, normalnie gdzie mój Nobel? Moją niebywałą inteligencję potwierdziła jej skonsternowana mina. Teraz to mi się jednak wydawało, że mi przyłoży albo coś w tym stylu. Jednak tego nie zrobiła. Kurczę, chyba jednak wmawiałem sobie tę dwuznaczność, skoro nawet dziewczyna jej nie wyczuwała, ponieważ po chwili tylko się uśmiechnęła. Wychodziło na to, że jestem zboczony. No, już mniejsza z tym.
           - W sumie mogę wpaść – odparła i się zaśmiała, po czym znów zrobiła minę, której nie potrafiłem rozszyfrować. – Znaczy… do ciebie, tak?
           - No tak. Zaprosiłbym cię na kawę, ale nie mam przy sobie kasy – wyznałem szczerze, w sumie bez większego zastanowienia, stwierdzając, że niech wie, z kim na do czynienia - z ubogim studentem. Nie to, żeby się biedna nie domyślała.
           - Rozumiem… - Po raz kolejny się zaśmiała, a ja razem z nią, bo już nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć, takim mistrzem rozmów i podrywów byłem. – Tak, to chyba twój autobus…
           - Faktycznie – rzuciłem, kiedy spojrzałem w lewo i zobaczyłem, że coś podjeżdża. – No, to już nie będziemy musieli marznąć, w autobusie na pewno jest cieplej – stwierdziłem mądrze.
           Na Rae tylko pokiwała głową, na znak, że miałem rację, a po niecałej minucie byliśmy już w środku pojazdu. Och, było znacznie przyjemniej niż na zewnątrz. W końcu mogłem odkryć czoło i zsunąć szalik bez obaw, że stracę swoje cenne życie. Rozejrzałem się, jednak o tej porze siedziało i stało tutaj sporo ludzi, ponieważ wracali z pracy czy ze szkoły, dlatego nie znalazłem wolnego miejsca. Westchnąłem cicho i spojrzałem na swoją nową koleżankę, która chyba przyglądała mi się dłużej niż ja jej. Uśmiechnąłem się zakłopotany, nie bardzo mając ochotę w zatłoczonym autobusie na dyskusje. I najwyraźniej dziewczyna także, bo tylko oparła się o szybę i spuściła głowę, jakby zaczęła nad czymś myśleć. Nie zdziwiłbym się, gdyby miała ten sam problem co ja, czyli nie chciała gadać w komunikacji miejskiej. Jakoś tak dzięki temu poczułem się lepiej. Chyba że źle zinterpretowałem jej zachowanie, co możliwe, no ale już trudno.
           Tak czy siak, droga upływała nam w ciszy, a raczej na słuchaniu rozmów innych. Ktoś zaczął marudzić na tę pogodę (to mnie akurat w ogóle nie dziwiło), ktoś zaczął gadać o polityce, ktoś o tym, że taki śnieg to koniec świata, a jeszcze inna osoba o tym, że jego pies obsiusiał mu jego markowe buty, które kosztowały całe krocie. Same interesujące opowieści i anegdoty. I właśnie dlatego było dla mnie bez sensu rozmawianie w takich miejscach – każdy wszystko mógł usłyszeć, a ja jakoś nie przepadałem za tym, by kompletnie obce osoby wiedziały o moim życiu albo poglądach. Popatrzyłem na Na Rae, która spoglądała na mnie, po czym nagle wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami, jakbyśmy dokładnie o tym samym myśleli. Zaśmialiśmy się cicho, znów jakby wiedząc, o czym myśli druga strona. Tak, to było zadziwiająco miłe.
           Pomimo zawieruchy, autobus wcale nie jechał dużo dłużej, jak to optymistycznie przewidywałem. No i bardzo dobrze, bo czułem, że nie wytrzymałbym dłużej bez powiedzenia czegoś do Na Rae. Dlatego kiedy wysiedliśmy na przystanku i przeszliśmy kilka kroków w stronę mojego osiedla, znów spojrzałem na dziewczynę, która wyglądała na taką, co potrzebuje herbaty albo czegokolwiek ciepłego do picia. Dlatego też bez zastanowienia przyspieszyłem kroku, ona również.
           - Dlaczego nie masz rękawiczek? – zapytałem nagle, patrząc przed siebie, by przypadkiem nie wyrżnąć się w zaspę.
           - Po prostu zapomniałam… - powiedziała cicho, tonem winowajcy, co mnie jakoś rozczuliło. Ledwo powstrzymałem się przed tym, by nie zdjąć z niej czapki i nie potargać jej po włosach.
           - Pożyczę ci swoje – stwierdziłem nagle, ale nie dałem jej odpowiedzieć. – Chodźmy szybciej, za chwilę będziemy.
           I faktycznie poszedłem szybciej, chociaż i tak ostrożnie, żeby rzeczywiście nie wylądować twarzą w śniegu. Na Rae co prawda nadążała, choć sprawiało jej to wyraźną trudność. Cóż, ja nie miałem na nogach obcasów, więc automatycznie szło mi się lepiej. Jednak widząc, jak się męczy, znów zwolniłem i wyrównałem z nią kroku. Uśmiechnęła się przepraszająco, a ja stwierdziłem, że naprawdę ma uroczy uśmiech.
           W końcu dotarliśmy pod drzwi mojego królestwa. Dopiero tam uświadomiłem sobie, że w całym mieszkaniu panował burdel. Mieszkało w nim nas czterech i żaden z nas nie potrafił zachować porządku… Wolałem sobie zawczasu nie wyobrażać, jakiego bałaganu narobili chłopaki, kiedy ja rano wyszedłem na uczelnię. Nagle opanowało mnie przerażenie, że kiedy Na Rae zobaczy, jak mieszkam, odwróci się na pięcie i ucieknie z krzykiem. Przekręcając klucz w zamku, zacząłem się zastanawiać, dlaczego nasze mieszkanie zawsze musi być jednym wielkim bałaganem. Zawsze. U nas nigdy nie było do końca posprzątane i teraz tego żałowałem. Aczkolwiek miałem nadzieję, że jednak moi trzej współlokatorzy nie porozrzucali skarpetek po podłodze. O tyle dobrze, że o tej porze przynajmniej ich nie było, więc nie mieli szans mnie słownie skompromitować…
           - Witam w moich skromnych progach – powiedziałem radośnie, kiedy przepuściłem rudowłosą w drzwiach. Wszedłem za nią i szybko się rozejrzałem, stwierdzając, że chyba jednak ich skarpetki leżą na swoim miejscu, dzięki czemu od razu odczułem ulgę. – Daj płaszcz, powieszę – uśmiechnąłem się, kiedy ta rozpięła swoje okrycie. Wziąłem go od niej i faktycznie powiesiłem w zapchanej szafie, w której już nic nie miało prawa się zmieścić. Podobno dla chcącego nic trudnego.
           - Duże mieszkanie jak na studenta – odezwała się, kiedy zsunęła z nóg kozaki i postawiła je w rogu.
           - No duże, duże, mieszka nas czterech, na dwóch przypada jeden pokój – odpowiedziałem tylko, w duchu dochodząc do wniosku, że panna Kim naprawdę jest zgrabna. – No, ale nie będę cię oprowadzał, bo za wielkiego porządku tu nie mamy…
           - To normalne. U mnie w pokoju też panuje artystyczny nieład. Nie chce mi się tego sprzątać, zresztą, komu by się chciało… - przyznała, a ja się zaśmiałem.
           - Czyli się rozumiemy. No, ale nie będziemy tak stać, chodź do kuchni.
           Po tych słowach otworzyłem drzwi i gestem ręki zaprosiłem ją do kuchni, która mimo wszystko wydawała mi się najbardziej bezpiecznym pomieszczeniem. W końcu tu się jadło, więc każdy z nas starał się zachować chociaż jako taki porządek. Dlatego po wejściu do środka, znów na wszystko rzuciłem okiem, spostrzegając, że ci nie umyli po sobie naczyń… Jakoś nie byłem tym zdziwiony, ale podenerwowany już tak. Akurat dziś musiało im się nie chcieć?! Taka sterta brudnych naczyń nie wyglądała zbyt estetycznie…
           - Przepraszam – wydukałem, starając się nie pokazywać, że mam ochotę kogoś zamordować. – Siadaj – dodałem, wskazując na krzesełko obok okna.
           - Nie ma za co, to normalne – znów się zaśmiała. Chyba lubiła się śmiać, to dobrze.
           - Może i normalne, ale za dobrze o nas nie świadczy – odpowiedziałem bardzo dyplomatycznie i się do niej uśmiechnąłem. – To czego się napijesz?
           - Może być kawa.
           Otworzyłem górną szafkę w poszukiwaniu czegoś takiego jak kawa. Po kilku sekundach olśniło mnie, że w tym mieszkaniu nie istniało coś takiego. Żaden z nas jej nie pił. Tak się podekscytowałem nową znajomością, że o tym kompletnie zapomniałem. Przekląłem cicho pod nosem, po czym westchnąłem i odwróciłem się w jej stronę, robiąc chyba dziwną minę, ale nieważne…
           - Nie mamy kawy – rzuciłem, chcąc dodać „Za to w lodówce mamy piwo”, ale się powstrzymałem.
           - To może być zielona herbata – odpowiedziała wyraźnie rozbawiona, widząc moje zmieszanie. No tak, zielona herbata. My nie pijemy zielonej herbaty, skąd miałem jej ją wziąć? Ta rozmowa zaczynała być bez sensu.
           - No, zielonej to też na pewno nie mamy… - mruknąłem, coraz bardziej zdołowany zbliżającą się porażką na linii Luhan – Na Rae. No cóż, zaraz wyskoczyłaby mi z jakąś czerwoną, niebieską, żółtą i białą, a chyba wolałem tego uniknąć. – Wiem, jaką ci zrobię.
           - Ciekawe – zachichotała tylko, a ja czułem na sobie jej wzrok, przez co zacząłem się krępować.
           Zamknąłem szafkę, bo nie znajdowało się w niej nic interesującego. Chwyciłem natomiast kolorowy, plastikowy pojemnik, stojący przy ścianie i zacząłem w nim grzebać. To do niego wrzucaliśmy torebki herbat, kiedy w opakowaniu zostawały już jedna czy dwie. Nawet nie wiedziałem, co my tam mamy. Liczyłem na łut szczęścia i na to, że trafię na coś dobrego. Ostatecznie zdecydowałem wyciągnąć z pojemnika piramidkę, mając nadzieję, że trafiłem odpowiednio. Wsadziłem herbatę do niebieskiego kubka, po czym nastawiłem wodę. Robiłem wszystko nie po kolei, ale nie potrafiłem się skupić…
           - To musimy chwilę poczekać – uśmiechnąłem i usiadłem naprzeciw niej, myśląc o tym, czy nie mam gdzieś zachomikowanych jakichś ciastek, jednak znając moje łakomstwo, nie wierzyłem w taki cud.
           - Często zapraszasz obce dziewczyny do siebie? – zapytała nagle Na Rae, a ja spojrzałem na nią jak na kosmitkę, będąc zupełnie zbity z tropu tym pytaniem, które skądinąd było słuszne.
           - Nie – przyznałem. – Właściwie w ogóle. No, ale jakoś nie miałem ochoty zostawiać cię na takim mrozie samej – uśmiechnąłem się, mając nadzieję, że ta odpowiedź ją usatysfakcjonuje.
           - No tak, pewnie wyglądałam strasznie, cała czerwona od zimna, roztrzęsiona i wkurzona…
           - Nie, jak dla mnie wyglądałaś i wyglądasz uroczo – odparłem, zanim ugryzłem się w język.
           - No tak… Jesteś bardzo miły – rzuciła i uważnie mi się przyjrzała. – I słodki.
           A ja tylko się uśmiechnąłem. Wiem, że to był komplement, i w sumie powinienem się cieszyć. Jednak określenie „słodki” w stosunku do chłopaka… było dziwne. Zdawałem sobie sprawę aż za dobrze, jaką mam urodę i że muszę z nią żyć. Kiedy określała mnie tak mama albo babcia, to mi to w ogóle nie przeszkadzało, niech sobie mówią co chcą, dla nich syn, córka, wnuczek czy wnuczka zawsze są słodcy, kochani, milusi i takie tam. Jednak kiedy mówi to dziewczyna, która mi się podoba, to jakoś tak ciężko mi było skakać z radości. Mimo to przyjąłem komplement na klatę i się wyszczerzyłem, a zanim wymyśliłem sensowną odpowiedź, woda w czajniku zaczęła się gotować.
           Po kilku chwilach postawiłem przed nią kubek herbaty. Przypomniało mi się też, że istnieje coś takiego jak cukier, dlatego podałem jej jeszcze łyżeczkę i wskazałem na cukierniczkę, stojącą obok niej. Na Rae posłodziła herbatę jedną łyżeczką cukru i chwyciła gorące naczynie w dłonie. Dopiero teraz spostrzegłem, że jej ręce naprawdę przemarzły i zrobiło mi się przykro. Jednak najwyraźniej sam aromat napoju dobrze na nią podziałał, bo odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się.
           - Ładnie pachnie – powiedziała, pochylając się nad kubkiem i przymykając oczy.
           - To dobrze – zaśmiałem się, nie odrywając od niej oczu i patrząc, jak próbuje herbaty.
           - Mmm, i jest smaczna. Co to za herbata?
           Miałem ochotę zaśmiać się jej w twarz. Skąd ja mam wiedzieć, co to było? Jakaś torebka, chyba z owocową herbatą, ale w tym pojemniku było absolutnie wszystko. Możliwe nawet, że jakbym tam pogrzebał, to wyłowiłbym i zieloną. A może nawet miałem ją w ręku i nic o tym nie wiedziałem. Co nie zmieniało faktu, że nie wiedziałem też, co jej zrobiłem do picia. Zabiła mnie tym pytaniem. Rude to jednak rzeczywiście było złośliwe, nawet jeśli nieświadomie. Musiałem coś szybko wymyślić, bo jakbym powiedział, że nie wiem, to mogłaby nie chcieć już przyjść do mnie na herbatę.
           - Luhanowa – chlapnąłem po chwili ciszy, chyba sam będąc zaskoczonym swoją niecodzienną odpowiedzią. Lecz chciałem czy nie, trzeba było pociągnąć to dalej. – Luhanowa herbatka, moja specjalność.
           - Luhanowa herbatka? – powtórzyła nieco zaskoczona, a mnie się wydawało, że za moment mnie wyśmieje. To nie nastąpiło, ponieważ Na Rae uśmiechnęła się jedynie od ucha do ucha. – Czyli nie zdradzisz mi tajemnicy, co to za smak?
           - Nie – wyszczerzyłem się, czując ulgę, że udało mi się wybrnąć z opresji. – A jaki smak czujesz?
           - Hmm… - wymruczała i po raz kolejny się napiła. – Jakiś taki egzotyczny… Tak mi się wydaje.
           - Egzotyczny powiadasz… - rzuciłem z uśmiechem, chociaż nie miałem pojęcia, czy my w swoim składzie możemy mieć coś egzotycznego. - I tak ci nie wyjawię tej wielkiej tajemnicy.
           - A to dlaczego?
           - Dlatego że jak ci powiem, to już więcej do mnie nie wpadniesz, jak poznasz jej smak.
           - Czyli muszę się z tobą spotykać dalej, żebyś kiedyś mi wyjawił ten sekret.
           - Dokładnie. Możesz do mnie wpadać na luhanową herbatkę, kiedy chcesz.
           Oboje się zaśmialiśmy. Nie wiedziałem czemu, ale tak jakby dzięki tej krótkiej rozmowie jakaś tama pękła i nagle przestałem się czuć w jej towarzystwie skrępowany. I chyba ona w moim również, ponieważ potem tak jakby stała się bardziej swobodna i bardziej rozmowna. Podobało mi się to. Chociaż wcale się nie znaliśmy, odnosiłem wrażenie, że to bardzo łatwo może się zmienić. Mimo tego że sam nie byłem mistrzem podrywu, a ona nie była zbyt pewną siebie flirciarą, tylko raczej spokojną i miłą dziewczyną, to odnaleźliśmy wspólny język.
           To właśnie poczułem po naszym pierwszym spotkaniu w środku mroźnej zimy. Od tamtej pory Na Rae wpadała co tydzień na luhanową herbatkę, za każdym razem pytając, co to za smak. I nawet kiedy już wiedziałem, co jej serwuję - po dużym zakupie wszelakich owocowych herbat - nie miałem zamiaru jej mówić. Chciałem, żeby przychodziła, ponieważ się zakochałem. Potem okazało się, że ona we mnie również.
           I tak moja wymyślona luhanowa herbatka sprawiła, że teraz jesteśmy parą, a ja jeszcze bardziej polubiłem herbatę. W końcu przekonałem się, że mocy herbaty nie można ignorować, bo czasem ta łączy ludzi.

10 komentarzy:

  1. Luhanowa herbatka taka inspirująca xDDD
    Jednak przede wszystkim taka herbatka ma moc, łączy ludzi, rozsiewa miłość xDDDD
    Luhan mistrzem podrywu, naprawdę xDD Chociaż w sumie herbatka to dobry motyw, taki grzeczny podryw, który mu się udał xDD
    W ogóle to takie słodkie <3 Tak uroczo, że chciał ją rozgrzać xDD I Luhan taki słodki ^^ I Na Rae też urocza xD No przesłodka parka <3

    (mógł spróbować rozgrzać ją też w inny sposób... xDD)

    OdpowiedzUsuń
  2. (pierwsza myśl, jeszcze zanim zaczęłam czytać) Jak ja dawno nie czytałam ficka z OC... Już zapomniałam, że takie istnieją...

    To było takie cuuuuuuuute~~~~~ Normalnie spisałaś się w roli Luhana doskonale moim zdaniem <3 Bo przecież Luhan to słodkie to-to, delikatne, a i tak próbujące wmówić całemu światu, że jest inaczej ;p

    I generalnie, nie dziwię się dziewczynie. Też bym zgodziła się zaprosić do siebie Luhanowi... Taa... nawet jemu...

    I ja po prostu widziałam, jak już Luhanowi się nóż w kieszeni otwierał jak Na Rae nazwała go słodkim... Normalnie, gdyby bicie dziewczyn nie było "niemęskie", to ona już by nie żyła ;p

    I końcówka to już naprawdę, naprawdę była przesłodka ;p I tak, wiem, że w niemal każdym zdaniu użyłam jakieś odmiany słowa "słodki". Ale niczego nie żałuję ;p

    (btw. sądzę, że coś jest w tym ostatnim zdaniu w komentarzu Reiko ;p)

    OdpowiedzUsuń
  3. <333333

    W pierwszej chwili miałam ochotę Cię zabić, że mi przypominasz o złej i niedobrej zimie teraz, ale ostatecznie stwierdzam, że za bardzo mi się to ff podobało. W sumie nie wiem czemu, chyba po prostu takie życiowe to-to było, i w ogóle świetnie sobie poradziłaś w roli Luhana, i luhanowa herbatka rozgrzewa najlepiej i można powiedzieć, że przełamuje lody xD I ogólnie słodki ten ff, Luhan mistrz podrywu, normalnie na herbatę sama dałabym się poderwać, haha xD I ruda też sympatyczna, nawet jeśli troszkę złośliwa, ale za to jaka urocza ;p W ogóle ta parka taka kochana, mogłabym więcej takich ff czytać <3 A, i ja nie będę pisać w nawiasie jak one, ale w sumie w tych nawiasach to trochę racji jest xDD

    I wybacz chaotyczny komentarz, ale trochę zmęczona już jestem, a po prostu musiałam skomentować od razu :P

    Kocham Cię ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. nawet nie wiesz, jak bardzo podobał mi się ten oneshot! nie dość, że dałaś Luhana, czego się serio nie spodziewałam, to w dodatku to było wszystko takie kochane i urocze, ale zarazem w ogóle nie przesłodzone! sama napiłabym się takiej luhanowej herbatki :D jestem ciekawa, co to za smak był ^^ 'W końcu przekonałem się, że mocy herbaty nie można ignorować, bo czasem ta łączy ludzi.' dlatego ja mam taką słabość do herbat, ogólnie w domu mam chyba 22 różne smaki, ale w przeciwieństwie do Luhana i jego kolegów nie wrzucam pojedynczych torebek do jednego pojemnika, bo potem jest problem co to za smak xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hah, na taką herbatę to i ja bym się wybrała, bo nie tylko jestem herbaciarzem numer jeden, ale do tego z takim chłopakiem... MM. No i jeszcze, jakby pogoda była taka mroźna, jak opisałaś ;] I nie ma to, jak rozmowy przy herbacie. Zgadzam się z Luhanem, że to dobry sposób na przełamanie lodów. Cieszy mnie, że jego historia z herbatą zaowocowała związkiem. Sweet <3 Prze kochany oneshot, takie lubię, takie klimaty mi pasują. Dziękuje. Wiesz za co jeszcze cię kocham, że Luhan tutaj był z dziewuszką. Jako już zmęczyłam za wiele yaoi z nim, więc to była taka wisienka na torcie <3 Widzę też, że są tu treści z moim kochanym Myungsoo, więc zapewne się za nie zabiorę *.* Na razie, zostawiam ci taki mało składny komentarz w podzięce za obserwowanie mojego bloga. W zostawianiu opinii jestem kiepska, więc wybacz mi, bo chaos się mnie uparcie trzyma i takie oto efekty po sobie zostawiam. W każdym razie, kocham za każdy tekst hetero tutaj i, w miarę możliwości, proszę o więcej. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wiem, że teraz wszędzie każdy pisze yaoi, ale ja bym tak nie mogła, dlatego na pewno pojawi się u mnie znacznie więcej ff hetero. :D
      O Myungsoo to na pewno się tu nie jedno pojawi (i to bardzo niedługo), o to się nie martw, w ogóle dużo Infinite. xD
      A za komentarz bardzo Ci dziękuję, nawet nie wiesz, jak mi się miło zrobiło, czytając go i czytając, że jednak ktoś jeszcze w światku ff lubi hetero. <3 I na pewno będzie tego więcej~ ;3
      I dziękuję też za obserwowanie! ;3

      Usuń
    2. Prawda? Ja wgl. o Yaoi nie jestem zdolna, mam jakieś uprzedzenie, by moich biasów łączyć z facetem :) Dlatego cieszę się na każde hetero z Azjatami <3 I niecierpliwie wyczekuje tekstów z L w roli głównej. Niedawno dopiero odkryłam ten zespół i mam na niego teraz fazę :)

      Usuń
    3. Ja akurat nie mam, mnie się fajnie pisze yaoi, przy czym zdaję sobie sprawę, że to tylko fikcja literacka i nie ma nic do rzeczywistości. xD Ale nie umiałabym pisać samego yaoi, ja uwielbiam oba gatunki, i hetero na pewno u mnie nie zabraknie xD A co do Infinite - serdecznie polecam ten zespół. <3 A co do ff - u mnie niedługo będzie ich dużo, tak coś czuję. xD

      Usuń
    4. Tak, teraz już znam i kocham się w takim uroczym L *.* Natomiast, jestem tym niedobrym wytworem człowieka, co za K-POP'em nie przepada. Ta muzyka nie przemawia do mnie w żaden sposób, mój muzyczny gust daleko odbija się od klimatów Azji. Nadrabiam zamiłowaniem do dram <3 I zakochałam się w Myungsoo właśnie dzięki dramie "Shut Up: Flower Boys Band" <3 :D

      Usuń
    5. Ja lubię kpop, i niestety teraz tego więcej słucham, bo sobie JE w kulki leci i chłopcy nic ciekawego nie wydają na razie. :( Co do dram też wolę japońskie, zdecydowanie, mają to coś, czego nie mają koreańskie. Shut Up widziałam, bardzo fajna drama, ale w sumie zaczęłam to oglądać tylko dla Lee Minkiego. ;) Wtedy jeszcze nie znałam L'a. xD

      Usuń