piątek, 27 grudnia 2013

White Christmas - czyli Wigilia z KAT-TUNami

Nie sądziłam, że serio to napiszę, ale mi się udało. Prezent trochę spóźniony, ale ani chęci, ani czasu nie było, ale lepiej późno niż wcale. xD I oczywiście mam nadzieję, że mieliście Wesołe Święta. ^^
Opowiadanie to dedykuję Dziinie. ^^ Mam nadzieję, że Tobie (no i innym też xD) się spodoba. ^^
PS. "Ten ostatni raz" się pisze, a na The Versatile Blogger odpowiem w następnej notce.




White Christmas
Czyli Wigilia u Kame



Kame absolutnie nie miał pojęcia, dlaczego niby to u niego miała być ta wymyślona przez Junno wigilia. Nie miał nawet pojęcia, dlaczego to Taguchi wpadł na ten cały idiotyczny pomysł. Zrozumiałby, gdyby to był Koki, Jin… ale Junno? Owszem, nadal był dużym dzieckiem, ale do tej pory sądził, że dzieckiem myślącym. I że dzięki temu, iż jego szare komórki pracowały jak należy, nie wymyśli niczego na wzór „Niech każdy wylosuje jednego, to kupimy sobie nawzajem prezenty, wszyscy będziemy mieli niespodziankę!”. Jednak uświadomił sobie, że w ten piękny świąteczny czas niektórym mózgi się wyłączają…

Teraz, dokładnie dwie godziny przed przybyciem pozostałej piątki, naszła go chwila załamania. Siedział na kremowej kanapie i tępo wpatrywał się w niewielkie, czerwono-srebrne pudełko, przyozdobione dużą kokardą. Podczas tego nieszczęsnego losowania wypadł mu Nakamaru, co w sumie uważał za jedyny pozytyw całego tego przedsięwzięcia. W końcu to była świetna okazja, by nareszcie odkupić swoją winę sprzed dwóch lat.

Właśnie dwa lata temu, gdzieś na Sylwestra, Kamenashi rozwalił ukochany zegarek Maru. Yuichi naprawdę go uwielbiał i stratę bardzo przeżył. Kazuyi przez długi okres było głupio. Nawet teraz, gdy sobie o tym przypominał, dopadały go wyrzuty sumienia. Ale z drugiej strony, to była wina Tatsuyi, że kazał mu pić, kiedy ten już nie mógł… I wina Junno, który chciał ich wszystkich zmusić do tańca, przez co niezbyt trzeźwy Kame wpadł na Maru, który z kolei upadł na podłogę, tak dziwnie podpierając się na ręku, że zegarek poszedł w drobny mak… Szczęście w nieszczęściu, że tylko ten przedmiot, a nie nadgarstek Nakamaru.

W każdym razie obudził się z dziwnego marazmu i spojrzał na zegarek. Siedział tak piętnaście minut, trwoniąc czas na rozmyślanie o mało istotnych rzeczach, zamiast zacząć jakoś ogarniać to, co było do ogarnięcia. W końcu podniósł się z miękkiej kanapy, po czym odłożył prezent pod sporą choinkę, którą ubrała mu mama (sam nie miał czasu), dlatego wyglądała o niebo lepiej niż w zeszłym roku. W każdym razie poszedł do kuchni i tam zniknął na dobrą godzinę.

On, jako gospodarz wigilii, miał przygotować jedynie tort, ale obawiając się, że niektórzy zawiodą, przygotował jeszcze kilka przekąsek. Cała piątka miała coś ze sobą przynieść, żeby nie siedzieli przy pustym stole. Ale o ile dowierzał Maru i Junno, że faktycznie się z tej obietnicy wywiążą, tak miał też pewność, że Ueda im wmówi, że zapomniał, a Tanaka nawet nie będzie się starał kłamać. Był jeszcze Jin, ale biorąc pod uwagę, że on nie wpadnie na długo, bo miał jeszcze żonę i dziecko, to czuł, że on akurat coś przyniesie. Co nie zmieniało wcale faktu, że Kamenashi wcale nie był zadowolony z wizyty kogokolwiek. Chciał spać…

Była już czwarta i o tej godzinie cała piątka miała się pokazać. Oczywiście pięć minut wcześniej Taguchi zadzwonił, że się spóźnią. W sumie tego mógł się po nich spodziewać, jednak zdziwiło go, że spóźnią się wszyscy razem. Wolał w to jednak nie wnikać. Gapił się tępo w przygotowany stół, po czym zaczął grać na komórce. I tak do wpół do piątej, kiedy to rozległ się w jego mieszkaniu natarczywy dzwonek do drzwi.

Doskonale wiedział, że to jego przyjaciele, dlatego bez wielkiego entuzjazmu poszedł otworzyć. Jakie było jego zdziwienie, kiedy przed sobą ujrzał Tanakę w stroju Mikołaja, dzierżącego na plecach wypchany worek, a za nim pozostałą czwórkę w czapkach elfów… Stali tak dobrą chwilę, wszyscy z idiotycznymi minami, aż Kazuya, bardzo niepewnie, przesunął się, a Koki od razu radośnie wkroczył do środka. Kame zaczął mu się przyglądać jeszcze bardziej podejrzliwie.

- Nie pytaj… - bąknął pod nosem Tatsuya, który za nim wszedł, obdarzając plecy rapera morderczym spojrzeniem.
- Jak myślisz, czemu się spóźniliśmy? Bo poszedł szukać stroju Mikołaja – powiedział z obrażoną miną Junnosuke, wchodząc za Uedą, a za nim wszedł zamyślony Jin i dziwnie zadowolony Maru, co jakoś nie spodobało się Kame.
- Ho, ho, ho, byliście grzeczni w tym roku? – zapytał głupio Koki, kiedy wszyscy pojawili się w salonie. – Masz, dla ciebie prezent dodatkowy – zaśmiał się, wciskając na głowę Kazuyi taką samą czapkę, jak mieli pozostali.
- Odwal się ode mnie… - westchnął ze zrezygnowaniem chłopak, zdejmując nakrycie głowy i opadając na kanapę. – Po co ci ten strój w ogóle…
- Żeby nastrój zrobić, a po co niby? Jakie ty głupie pytania zadajesz – Tanaka dziwnie na niego spojrzał, a po chwili podszedł do choinki i wsunął tam swój prezent w zielonej torebce.
- Ja mam sushi, tak jak było ustalone – rzucił szybko Junno, ucinając tym czasem dyskusję, która mogła narodzić się między Kame a Kokim. - To ja idę do kuchni to ogarnąć – stwierdził, wskazując na sporą torbę, by potem podejść do choinki i wsunąć tam dość niemałe, niebieskie pudełko, a następnie faktycznie podreptać do kuchni.
- No, a ja mam kurczaka, wiecie, takiego fajnego, znaczy się, mama zrobiła go nam, ale go za dużo było, no to wziąłem – wyszczerzył się Akanishi, który poszedł za Taguchim.
- Ja mam sake – stwierdził tylko Tanaka i postawił butelkę na stole.
- Ale miałeś przynieść… - zaczął Maru, ale oczywiście nie skończył.
- Wiem, mam! – zaszczebiotał Koki, by z worka Świętego Mikołaja wyjąć torebkę pełną ciastek i cukierków. – Miałem przynieść słodycze, nie?
- Tak, miałeś… - Kame spojrzał na niego z powątpiewaniem. – Ale to miało być ciasto jakieś, a nie…
- Ty się ciesz, że on w ogóle cokolwiek przyniósł – stwierdził Maru, wyjmując sporą miskę szczelnie owiniętą folią. – Ja mam tempurę, tak jak chcieliście. I idę do kuchni – westchnął, wstając z fotela i idąc we wskazane miejsce.
- Dobra, nie patrz tak – prychnął Tatsuya. – Mam udon. W szoku jesteś? Wiem, ja też – rzucił, po czym też poszedł do kuchni.

Cała szóstka kręciła się po kuchni, zajmując się swoimi potrawami, oprócz oczywiście Tanaki, który chodził między nimi i im przeszkadzał. Za nic też nie chciał się dać z tej kuchni wywalić, co na przykład Kame bardzo drażniło, za to takiego Jina w ogóle - tak bardzo skupił się na swoim kurczaku. W końcu jednak po pół godzinie udało im się ogarnąć. Gdy dania stanęły na stoliku w salonie, każdy wygodnie się rozsiadł oprócz Kame, który przyniósł im tacę z gorącymi herbatami.

- To możemy sobie złożyć życzenia! – zaszczebiotał Tanaka.
- Życzę ci rozumu – odparł od razu Ueda, zanim ten coś jeszcze dodał.
- Aleś ty zabawny… - prychnął raper i obrażony usadowił się wygodniej na swoim miejscu.
- Oj dobra, dziś jest piękny dzień, w tym dzień dobroci dla zwierząt, wyluzuj – zaśmiał się Maru, a Tanaka na niego przeniósł swój rozzłoszczony wzrok.
- To ja zacznę – stwierdził nagle Jin, szczerząc się jak wariat. – Ja wam oczywiście życzę samych sukcesów jako KAT-TUN, chociaż dawno beze mnie, no ale dobra. No i oczywiście żebyśmy się dalej kochali, wspierali i w ogóle było słodko – wyszczerzył się. – Możemy już jeść?...
- Nie – odparł natychmiast Taguchi, a Akanishi zrobił jedynie niepocieszoną minę. – No, ja nam życzę oczywiście dużo radości, mało zmartwień, żebyśmy się nie kłócili, no i żebyśmy osiągali to, co chcemy. I w ogóle samego szczęścia w pracy i w życiu prywatnym – wyszczerzył się i spojrzał na Kokiego. – A tobie, żebyś coś wydał solo i żebyśmy mieli w tobie konkurencję.
- O to, to ty się nie martw, ja już coś szykuję! – ucieszył się Tanaka. – Ja wam życzę dużo miłości, dużo jedzenia, dużo picia i braku kaca, no i oczywiście żebyście nadal byli na topie, oczywiście razem ze mną i Jinem – uśmiechnął się szeroko.
- No, a ja wam życzę, żebyście serio trochę zmądrzeli – zaśmiał się Maru, zerkając na Jina i Kokiego. – A tak serio, to tak standardowo, zdrowia, szczęścia, pomyślności, samych sukcesów, no i żeby każdy z nas osiągnął to, co chce – uśmiechnął się.
- Ja życzę Meisie-san, żeby wasza córka poszła w mamę, nie w tatę – rzucił niewinnie Ueda, a Jin spojrzał na niego z wielkim oburzeniem, ale się nie odezwał. – Nie no, a tak całkiem serio, to żeby faktycznie była od ciebie mądrzejsza. No, a wam i sobie życzę wytrwałości mimo wszystko, no i też samych sukcesów, acha, no i znacznie mniej zmartwień niż w 2013.
- A ja wam po prostu życzę wszystkiego najlepszego, bo sądzę, że mimo wszystko, to się wam i mnie należy – wyszczerzył się Kame.
- No to proponuję wznieść toast – zaproponował natychmiast Koki, biorąc do ręki butelkę sake.
- Herbatą – wycedził przez zęby Yuichi, a Tanaka, choć niechętnie, odstawił butelkę na miejsce.
- No, dobra, to toast! Wesołych świąt! – ucieszył się Jin i napił się herbaty, tak samo jak pozostali. – No dobra, to teraz prezenty!
- Tak, tak, tak! – zaszczebiotał Junno, patrząc błyszczącymi oczami na pakunki, leżące pod choinką.
- No dobrze, to niech się tym zajmie Kame, jako gospodarz – zaśmiał się Tatsuya, rozbawiony reakcją Junno.
- Dobra… - westchnął tylko Kamenashi.

Kazuya wstał z kanapy, by po chwili powalić się pod choinką. Patrzył chwilę na prezenty, zastanawiając się, od czego zacząć, aż stwierdził, że zacznie od swojego genialnego prezentu dla Maru. Uśmiechnął się lekko i wziął do ręki niewielkie pudełeczko, udając, że szuka na nim nazwiska.

- Maru – rzucił z dumą Kame, a Yuichi tylko się uśmiechnął i podszedł odebrać prezent, by potem od razu usiąść z nim na kanapie. – Od razu mówmy, co dostaliśmy – dodał, patrząc uważnie na przyjaciela.
- No już, już – wyszczerzył się Maru, dobierając się do czerwono-srebrnego pudełka, by po chwili spojrzeć na jego zawartość z niemałą konsternacją. – Zegarek?...
- Dokładnie – wyszczerzył się Kamenashi, który był niezmiernie dumny z reakcji Nakamaru. – Podoba ci się?
- Tak… - wymamrotał, po czym odłożył prezent i odpiął guzik u rękawa koszuli, po czym ją podwinął, ukazując srebrny zegarek. – Chciałem wam pokazać po wigilii, dlatego zakryłem koszulą… Dziewczyna mi kupiła i dała wczoraj…
- Ale numer… - zaśmiał się Koki, za to Kame zaczął tępo wpatrywać się w nadgarstek Nakamaru.
- Możesz nosić na zmianę, raz od dziewczyny, raz od Kame – uśmiechnął się złośliwie Tat-chan. – O, albo na występy, wywiady i tak dalej możesz zakładać ten od niego. Wtedy jak cię zapytają, skąd go masz, nie będziesz musiał kłamać.
- To nie takie głupie – przytaknął mu z uznaniem Taguchi.
- Co za porażka… - wymamrotał Kamenashi, któremu od razu humor się popsuł i miał ochotę naprawdę iść spać.
- Nie no, ale Tatsuya ma rację – zaśmiał się Maru. – W ogóle jest bardzo ładny. No i na czarnym pasku, bo srebrny to taki… - znów się zaśmiał.
- Taa, niemęski – prychnął Koki i spojrzał na Kazuyę. – Dwa lata musiało ci zająć odkupienie głupiego zegarka?...
- Odwal się – warknął tylko Kame, po czym sięgnął po różową torebkę ozdobioną wstążką tego samego koloru. – To na pewno dla Junno… Tak, dla Junno.
- Yay – ucieszył się, podskoczył do przygnębionego przyjaciela i odebrał podarunek, natychmiast do niego zaglądając. – Wow! Jaki zarąbisty szalik! – ucieszył się jak dziecko, wyciągając z środka długi, zielony, wełniany szalik. – Widziałem taki na wystawie! Ale akurat nie miałem na niego kasy…
- No wiem – uśmiechnął się Tat-chan. – Ale tam coś jeszcze jest.
- Wiedziałem, że jak taki udany prezent, to tylko od Uedy… - westchnął smutno Kame.
- Oj, nie smuć się, przecież Maru cieszy się z dwóch zegarków – zaśmiał się Taguchi, tym razem z torebki wyciągając płytę. – Wow, Tatsuya! Skąd wiedziałeś, że nie mam najnowszej płyty SMAPów?!
- To i ja wiem – wyszczerzył się Jin. – Non stop o tym trąbiłeś.
- No tak… - rzucił rozanielony Junno i wrócił na kanapę, ciesząc się z prezentu jak małe dziecko. – Dziękuję, super prezent – uśmiechnął się do Uedy, który odwzajemnił gest.
- Dobra… - mruknął Kazuya i sięgnął po podłużną, kolorową torebkę, właściwie od razu zgadując po ciężkości, co tam jest.
- To ode mnie, ode mnie! – ucieszył się Jin, zanim Kame dodał coś jeszcze.
- Tak… Koki, od Jina dla ciebie – rzucił Kamenashi i zanim powiedział coś więcej, Tanaka zdążył mu już wyrwać torebkę i do niej zajrzeć, ciesząc się jak głupi.
- No, na Jina zawsze można liczyć! – powiedział wesoło, wyjmując z niej butelkę drogiej whisky. – No, wiesz, że je uwielbiam, ale nie sądziłem, że na to wpadniesz!
- To nie ja… to Meisa… - powiedział nieśmiało Akanishi, biorąc do buzi jakieś ciastko.
- Czemu mnie to nie dziwi… - zaśmiał się Maru.
- Oj tam, nieważne, podziękuj jej ode mnie. W ogóle super! – wyszczerzył się Tanaka i pokazał mu kciuk uniesiony w górę na znak, że naprawdę jest zadowolony. – Dobra, Kame, dawaj dalej! – popędził przyjaciela.
- Taa – mruknął chłopak i wziął do ręki niebieskie pudełko, przyniesione przez Junno. – Jin.
- W końcu! – powiedział zniecierpliwiony Akanishi, który z racji tego, że był najbliżej Kamenashiego, tylko wystawił rękę po swój prezent. – Dawaj!
- Masz… - odparł z krzywą miną Kazuya i dał podarunek Jinowi, który jakimś cudem nie wypuścił tego z rąk.
- To ode mnie – rzucił z uśmiechem Taguchi.
- Jak od ciebie, to super, na pewno to będzie coś świetne… - zaczął Akanishi, ale nie dokończył, bo ujrzał to, co było w pudełku i się wyszczerzył od ucha do ucha. - Ale genialny! Świetny! Takiego mi brakowało! To chyba z edycji limitowanej, nie? – zaczął nawijać Jin, zakładając na głowę biały kapelusz z jakąś niedużą, czarną ozdobą.
- No ba – zaśmiał się Taguchi. – Cały dzień siedziałem przed kompem i tego szukałem, ale w końcu znalazłem – dodał z uśmiechem.
- Świetny. No i świetnie w nim wyglądam – stwierdził Akanishi, rękami bez przerwy macając swoje nakrycie głowy.
- Widzę, że każdy się cieszy z prezentu… - szepnął pod nosem Kazuya, po czym sięgnął po małe, kremowe pudełko. – Tatsuya.
- A to ode mnie – rzucił Maru i się uśmiechnął, a Ueda spokojnie wziął do ręki prezent i powoli rozwiązywał złotą wstążkę.
- Ty to się chyba w ogóle nie cieszysz, a nawet nie widziałeś, co tam jest – powiedział Koki, dziwnie patrząc na Tat-chana.
- Ja, w porównaniu do was, nie zachowuję się jak dzieciak – zaśmiał się i spojrzał we wnętrze niewielkiego pudełka, po czym znów się zaśmiał. – Widzę, że nasza ostatnia rozmowa zaowocowała.
- Mam dobrą pamięć do tego typu rzeczy – rzucił Maru, a reszta z zaciekawieniem zaczęła przyglądać się Uedzie.
- Kostki do gry na gitarze. Pogubiły mi się, więc na pewno się przydadzą – uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z upominku.
- Ale to takie tanie musiał być… - stwierdził głupio Tanaka.
- Tanie, drogie, grunt, że udane, prawda? – odparł od razu Ueda. – Bardzo dziękuję.
- No tak, ale tam coś jeszcze jest – odpowiedział Nakamaru, przyglądając się Tatsuyi.
- Co? – zapytał głupio i znów zerknął na podarunek, po czym wyciągnął z pudelka kopertę i spokojnie wyjął jej zawartość, po czym zrobił wielkie oczy. – Wow! Bilet na koncert Gackta!
- Wow… - rzucił z uznaniem Junno, a Jin tylko z uznaniem pokiwał głową.
- Wiadomo było, że Maru da dobry prezent… - rzucił nadal niezadowolony Kame, patrząc na zieloną torebkę, która była dla niego i wiedział też od kogo, co go jakoś nie za bardzo cieszyło. – A ja dostałem to…
- Ode mnie, ode mnie! – ucieszył się od razu Koki.
- Wiemy, wiemy od dłuższego czasu, wygadałeś się na dzień dobry – przyciął go Maru, podejrzliwie zerkając na zielony pakunek.
- Tak… właśnie… - mruknął Kame i zajrzał do środka, po czym wyciągnął stamtąd niebieskie, niewielkiego rozmiaru, bokserki. – Ale to się nie wciśnie nawet na tyłek Maru… - westchnął ciężko, raczej bez wielkiego rozczarowania, bo wiedział, że Koki nie da mu niczego, z czego mógłby się cieszyć.
- Kurde, Koki, ja może nie jestem mistrzem w tego typu rzeczach, ale ty to się popisałeś – mruknął dziwnie Jin, patrząc na bieliznę, którą Kame trzymał w jednej ręce.
- No co, co, rozciągliwe są – rzucił obrażony Tanaka.
- Taaa… - Kame znów westchnął, w duchu dochodząc do wniosku, że on dał plamę, a prezent Tanaki tylko bardziej go dobił. – Nieważne, idę po tort, muszę zjeść coś słodkiego…

Kazuya z krzywą miną wsunął bokserki do torebki, rzucając ją na kanapę, a sam poszedł do kuchni. Najpierw miał pewność, że jego prezent dla Maru był bardzo udany i jego przyjaciel się ucieszy. A okazało się, że nie trafił zupełnie, bo ukochana Nakamaru go wyprzedziła i kupiła mu pewnie lepszy zegarek… De facto, mógł mieć do siebie pretensje, w końcu kto zwleka z odkupieniem zniszczonej rzeczy dwa lata? Tylko Kamenashi Kazuya. Tak więc ma to, na co zasłużył. Ten wniosek jednak wcale nie poprawił mu humoru, biorąc pod uwagę, że on sam nie dostał nic, bo te „wspaniałe bokserki” naprawdę były w rozmiarze dziecka. Jeśli byłyby dobre, to nawet by się ucieszył, w końcu to zawsze coś – miałby co nosić na tyłku. Ale tak… został bez niczego, a potem jeszcze będzie musiał sam zmywać i sprzątać…

Otrząsnął się z ponurych, mało świątecznych myśli, po czym zaczął kombinować, jak pokroić tort, by było dwanaście kawałków i żeby każdy był zadowolony, że dostał kawałek takiej samej wielkości, co ten drugi. W końcu po kolejnych pięciu minutach wrócił do salonu z pokrojonym tortem. Od razu zauważył, że cała piątka przygląda mu się bardzo podejrzliwie.

- Co? – mruknął, patrząc na wszystkich po kolei.
- A mówicie, że to ja jestem mało spostrzegawczy… - powiedział obrażony Akanishi.
- Widać nie tylko ty – zaśmiał się Maru i znów spojrzał na Kazuyę. – Choinka.
- Co z choinką? – zapytał głupio Kame.
- No weź… głupota Tanaki na ciebie przeszła? Spójrz na nią. A dokładnie na to, co pod nią leży… - westchnął Tatsuya, kręcąc z dezaprobatą głową.

Kame znów dziwnie na niego spojrzał, a potem z ponurą miną zerknął na choinkę. Dopiero po kilku sekundach zauważył, że pod nią leży coś dużego, zapakowanego w kolorowy papier i związanego czerwoną wstążką. Kształt tej rzeczy był bardzo charakterystyczny, więc od razu dopadł do prezentu i rozerwał papier, robiąc wielkie oczy.

- Gitara! – ucieszył się jak małe dziecko, a reszta tylko wybuchła śmiechem. – Ale… jak… skąd? Przecież bym widział… - mówił z niedowierzaniem.
- Byłeś tak zaaferowany tym, że nie podoba ci się ta cała wigilia, że nawet nie zauważyłeś, że w worku Kokiego jest coś więcej niż sake i że ma krzywą minę, bo to takie ciężkie – odparł szczerze Ueda.
- No… ale… jak można tego nie zauważyć? – zdziwił się szczerze Kame, biorąc do ręki niebieski instrument. – I to niebieska… wow…
- Widocznie można było – rzucił rozbawiony Junno. – Myśleliśmy, że zobaczysz i zaczniesz się dopytywać, ale ty dziś coś nie w humorze…
- Właśnie. Poza tym, proszę cię… - zaczął Maru. – Skoro wiedzieliśmy, że Koki daje ci prezent, to wiedzieliśmy też, że będzie on porażką…
- Ej, ej! – oburzył się Tanaka. – Co wy mówicie! Poza tym ja najwięcej wyłożyłem na tę gitarę! I musiałem ją targać na plecach, żeby się od razu nie domyślił!
- No wiemy, co nie zmienia faktu, że gdyby nie my, nie wpadłbyś na to – rzucił Ueda.
- I w sumie to wspólny prezent – dodał od siebie Jin i spojrzał na instrument. – Ale serio piękna jest. Tat-chan ma gust.
- Ja byle czego nie wybieram – odparł od razu Ueda.
- Wow, chłopaki, dziękuję… - uśmiechnął się Kame, bo od dawna chciał sobie kupić właśnie gitarę akustyczną. – Naprawdę… świetne. Dziękuję.
- No nie ma za co. Chyba każdy jest zadowolony z prezentu – uśmiechnął się Yuichi.
- Oprócz ciebie… - wymamrotał Kame, cały czas wpatrując się w swój prezent.
- Jejku, czemu to sobie wmawiasz? No fakt, jak go zobaczyłem, to byłem w szoku, ale to jest bardzo dobry prezent. No i grunt, że w końcu sobie o tym przypomniałeś – zaśmiał się Nakamaru. – Poza tym na moje urodziny możesz mi sprezentować coś ekstra.
- No właśnie! Nie ma co się smucić! Trzeba się napić sake i oblać prezenty! – rzucił Tanaka i dobrał się do butelki, ale tym razem nikt mu nie przeszkadzał.
- No to wesołych świąt! – zaszczebiotał Jin, kiedy Koki rozlał alkohol.
- Ty nie pij, ty masz rodzinę – upomniał go Junno.
- Ojej, powiedziałem żonie, że wypiję jedną szklaneczkę, tak symbolicznie, tylko westchnęła, a jak wzdycha, to znaczy, że mogę – wyszczerzył się.
- Każdy z nas symbolicznie powinien, bo potem się rozjeżdżamy do rodzin – zaśmiał się Maru. – No to wesołych!
- Wesołych świąt! Jesteście jednak fajni – rzucił filozoficznym tonem Kamenashi, po czym wszyscy się zaśmiali, a następnie wypili tę symboliczną szklaneczkę.
- To teraz uczta – zaszczebiotał Koki, zabierając się do jedzenia, zresztą tak samo jak pozostali.

Wszyscy znów się zaśmiali i zaczęli jeść, przy okazji rozgadując się na dobre.

Tak, to była wesoła wigilia u Kame.


3 komentarze:

  1. <33333333333333333333333333

    W sumie nie wiem, co napisać, ale coś po prostu muszę, bo strraaaasznie mi się podobało <3 Fajnie przeczytać coś o KT w całym składzie, stęskniłam się za tym, i to coś tak genialnego :D Tylko Kame mógłby od początku być bardziej pozytywny, a nie ;p Jak można własnego prezentu nie zauważyć? I to jeszcze takiego dużego i fajnego? xD Co do reszty wszyscy się wydają tacy znajomi, że po prostu <3 Nie pamiętam ile lat temu to było, ale zaraz mi się przypomina to opowiadanie świąteczne, które kiedyś pisałaś o KT też xD W ogóle Akanishi jak zwykle idiota, Tanaka alkoholik, Junno słoneczko, Ueda ten rozsądny, a Maru, no to Maru po prostu xD No, a Kame maruda, ale na koniec się też z prezentu ucieszył, to już w ogóle <333

    I ten komentarz jest chaotyczny, ale trudno, w każdym razie cud miód i orzeszki, you made my day i teraz będę się cieszyć do nocy jak głupia xD

    Kocham Cię <333

    OdpowiedzUsuń
  2. No więc zacznę od tego, że baaaaaaaaaaaaaardzo mi się podobało ;p I w ogóle całość była taka słodka i świąteczna, że nie wiem co powiedzieć ^^

    A przechodząc do konkretów, to brawa dla Junno za genialny pomysł zorganizowania wigilii ^^ Normalnie po tym powinien mu Kame na kolanach dziękować, bo gdyby nie jego pomysł, to raz nie spędziłby miłego wieczoru z przyjaciółmi, a dwa nie dostałby tego super prezentu. I w sumie bokserki też mu się może przydadzą. Będzie miał czym kurze ścierać czy coś ;p Albo na przyszłość dla syna zachowa xDD

    Ale w sumie strasznie mi się zrobiło szkoda Kame, jak się okazało, że kupił ten zegarek o dwa lata za późno i dziewczyna Nakamaru go wyprzedziła... Chłopak tak to przeżywał, że normalnie miałam ochotę go przyciągnąć i przytulić (i to wcale nie dlatego, że zazwyczaj mam ochotę przytulić Kame, jak tylko go gdzieś widzę...)

    I w ogóle cały fick mi przypomniał słodką stronę KAT-TUNów. Normalnie <3 <3 <3

    I podziwiam, że tak szybko udało Ci się napisać coś tak wspaniałego :) Mój dzisiejszy wieczór jest naprawdę wesoły dzięki Tobie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Buuuu... mój super, wypaśno-twórczy koment nie będzie pierwszy... ;( ;( xDD

    Ach, KAT-TUN... To jest bardzo miła odmiana, tak na święta, a raczej po, ale co tam... xD
    W ogóle wszyscy są tu tacy udani xD A Kame to tylko przytulić i położyć do łóżka, żeby sobie pospał, biedny chłopak xDD Dobrze, że niektórzy myślą i kupili mu taki genialny prezent. Niebieska gitara <3
    W sumie prezenty udane, nawet ten drugi zegarek xD Tylko Tanaka się nie popisał, ale nikogo to nie dziwi xDD

    I ja liczę, że to prorocze ff i Tanaka faktycznie coś wyda xDD

    A Jin, typowy facet pod pantoflem żony ;p

    No i tyle xDD

    OdpowiedzUsuń