Nie mam Weny ostatnio, a to tworzyło się w bólach, całe dwa tygodnie. Miałam taką wizję, skok na głęboką wodę, nie mam pojęcia, co z tego wyjdzie, o ile cokolwiek wyjdzie. Chyba pierwszy raz w życiu piszę coś takiego, więc się starałam jak mogę. Ale w sumie nawet nie wiem, czy to się doczeka kontynuacji, bo to chyba za ambitne na mój prosty mózg. Tak czy inaczej uprzedzam, że to nie jest w ogóle oryginalne, schemat powielony, raczej nudny, ale musiałam to napisać. No i o. Trochę więcej szczegółów pod spodem, żeby od razu się nie zgubić. XD
Inspiracja: Orange Days
Gatunek: romans (?); alternatywa (!)
Bohaterowie: Junno x OC; reszta KAT-TUN; inni bohaterowie
Uwagi: uczuleni na banał nie powinni tego czytać
O czym: ciężko stwierdzić, w sumie tytuł chyba mówi wszystko
* * *
„Tak ścigany przez czas, tamtego dnia, gdy miałem już dość
Właśnie wtedy nagle poczułem też odrobinę wolności”
„Tak ścigany przez czas, tamtego dnia, gdy miałem już dość
Właśnie wtedy nagle poczułem też odrobinę wolności”
Czym jest wolność?
Stała tam. Piękna, spokojna,
niezależna. Lekki wiosenny wiatr rozwiewał jej długie brązowe włosy, które
niesfornie opadały na pełną skupienia twarz. Pełne usta zaciśnięte w wąską
linię świadczącą o tym, że wkłada w to całą siebie. Zmrużone oczy, przysłonięte
przez długie czarne rzęsy, chyba wpatrujące się gdzieś w dal, tego nie był do
końca pewny. Długie, jasne palce uderzające lekko i z wyczuciem o struny, które
pod jej dotykiem wydawały się bardzo kruche i delikatne, chociaż wiedział, że
fizycznie to niemożliwe. Smukła sylwetka kołysząca się jakby w rytm melodii
wiatru, który jednocześnie współgrał z melodią wygrywaną przez jej dłonie.
Stała tam. Na pewno go nie zauważyła,
ale to nic. Ważne, że on ją spostrzegł i mógł podziwiać z daleka. Nie wiedział,
co go tutaj przywiodło, ale teraz zaczął się zastanawiać, czy to przypadkiem
nie los. Zastanawiał się też, jak jedna osoba może mieć w sobie tyle magii i
grać tak magiczną muzykę? Jak jedna, zwykła dziewczyna, stojąca i po prostu
grająca na skrzypcach, może tym wyrażać wolność… Był pewny, że ona była wolna i
niezależna. Człowiek związany szarą codziennością, wypełnioną ograniczeniami i
zasadami narzuconymi z góry, wypełnioną rutyną i nudą, w której nie odnalazł
tego, co chce robić, biegnąc za tłumem, nie potrafiłby zaczarować muzyką… Jej
się to udało.
Stał tam. Obserwował ją w bezruchu,
chociaż wiedział, że z tej odległości i tak go nie zobaczy. Nawet jeśli
podszedłby bliżej, zapewne nie zwróciłaby na niego uwagi, ponieważ całą jej
postać pochłaniała muzyka. A może to ona przywłaszczała sobie innych tymi
dźwiękami. Nie wiedział. Miał jednak pewność, że właśnie tu i teraz zrozumiał,
czym może być wolność. Nie czym jest, a czym może być, jeśli uwolni się od miejsca
i czasu, w którym się najwyraźniej zatrzymał. Czuł też, że ona mu w tym pomoże
i wyrwie z marazmu życia.
Dźwięk skrzypiec wypełnił cały jego
umysł i ciało, co pozwoliło zapomnieć mu o wszystkim. Czuł się tak, jakby
przeniósł się do zupełnie innego świata, który wypełniony jest muzyką i
radością. Czuł, że myśli, które nie dawały mu spokoju, odpływają gdzieś w siną
dal, zostawiając po sobie świeżość niczym rześkie powietrze po burzy. Uśmiech
sam wpełzł mu na twarz, gdy przebywał w tym dziwnym i nowym miejscu, ciesząc
się każdą drobną nutą.
Tego dnia, chyba po raz pierwszy w
życiu, doświadczył najprawdziwszej w świecie wolności. I miłości w najczystszej
postaci.
~*~
- Junno! Junnosuke! Junno! Taguchi!
Jednak chłopak nie słyszał swojego
imienia ani nazwiska, które uparcie wołał jego przyjaciel. Patrzył w okno, a w
jego głowie nadal rozbrzmiewała poranna muzyka, którą usłyszał i której nie
potrafił zapomnieć. Chociaż może bardziej nie chciał? Tak czy inaczej, w
myślach bez przerwy powtarzał tę czarującą i niepowtarzalną melodię. W prawdzie
był pewny, że to znana kompozycja i wielu miłośników muzyki klasycznej
poznałoby ten utwór po pięciu sekundach, skoro on sam nie jeden raz to słyszał.
Jednak dźwięki, które wygrywała dziewczyna, były niepowtarzalne z tego względu,
że wygrywała je właśnie Ona. Stwierdził, że skoro nie zna jej imienia, to
powinien myśleć o niej jak o Wróżce.
- Taguchi, do jasnej cholery! – Maru
nie wytrzymał i dość mocno kopnął Junno w nogę, na co ten w końcu zareagował
sykiem bólu i oburzonym spojrzeniem.
- Czego się drzesz? – zapytał zły.
- Inaczej nie docierało. Od pięciu
minut próbuję się do ciebie odezwać, ale ty normalnie odleciałeś – mruknął
Yuichi, udając, że notuje to, co profesor od historii sztuki im opowiada. –
Stało się coś?
- Nic się nie stało – odparł niezbyt
miło Junnosuke, ponieważ przyjaciel przerwał mu melodię, którą cały czas starał
się jak najdokładniej zapamiętać.
- Jasne…
Obaj milczeli już do końca wykładu.
Nakamaru skupiony na tym, co mówił profesor, a Junno wrócił do dźwięku
skrzypiec. Chciał, ale nie potrafił skupić się na czymś innym. Przed oczami
miał brunetkę, której jedna dłoń delikatnie pociągała za struny, a druga
elegancko przesuwała smyczek.
Tym razem jego rozmyślania przerwał
nagły ruch. Koniec zajęć. Chłopak zerwał się ze swojego miejsca i wszystkich
wyprzedził, by jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Chciał znów pobiec w
tamto miejsce za uczelnią, na małe wzgórze, gdzie stał samotnie wielki dąb, pod
którym ją zobaczył i usłyszał. Zazwyczaj nie chodził tamtą drogą, jednak dziś
zrobił wyjątek, ponieważ miał dużo czasu. Teraz już wiedział, że będzie chodził
tamtędy codziennie.
Po pięciu minutach był na miejscu.
Biegł, nie zatrzymując się ani na chwilę, czego w tej chwili żałował, bo zlał
go pot. Jednak po kilku sekundach o tym zapomniał, rozglądając się gorączkowo
za swoją Wróżką. Pod wielkim dębem nie było nikogo. Westchnął ciężko i
pomyślał, że może to wszystko mu się przyśniło, a tajemnicza dziewczyna i
skrzypce to jedynie wymysł jego wyobraźni. Potrząsnął głową i prychnął pod
nosem. To niemożliwe. Nawet sny nie
potrafią być tak idealne. Wiedział przynajmniej tyle.
Wrócił na uczelnię, ponieważ za
jakieś 10 minut zaczynała się teoria architektury. Poszedł najpierw na
stołówkę, bo wiedział, że czeka tam na niego Maru, zapewne w towarzystwie Kame. Tak jak się spodziewał, zastał ich w kącie
przy oknie. Nie odzywali się do siebie, kończąc swój posiłek. Usiadł naprzeciw
nich, patrząc to na jednego, to na drugiego zupełnie nieobecnym wzorkiem,
roztargniony i zamyślony. Nakamaru zauważył, że przyjaciel zachowuje się co
najmniej dziwnie.
- Stary, co ci jest? Od rana nie
jesteś sobą – rzucił Yuichi, wracając do swojego curry.
- Co? – mruknął Junno i dopiero po
chwili dotarł do niego sens słów. – Aa… jakoś tak… dziwny dzień dzisiaj jest…
- Normalny – powiedział Kamenashi,
patrząc na niego uważnie. – Za to ty nie. Zawsze jesteś skupiony, a dziś
słyszałem, że nawet notatek nie robiłeś.
- Każdy ma gorszy dzień – bronił się
brunet, wpatrując się intensywnie w okno, jakby czegoś tam szukał.
- Powiesz nam, o co chodzi, czy
jednak nie? – zapytał Kazuya, również wyglądając przez okno i zastanawiając
się, co takiego zobaczył tam jego przyjaciel.
- Nie.
Po tych słowach wstał i zarzucił
sobie plecak na jedno ramię, po czym pognał do sali na teorię architektury.
Wykładowczyni z tego przedmiotu była znana z tego, że nie uznawała spóźnień, a
większości studentom, którzy w jakikolwiek sposób jej podpadli, skutecznie
uprzykrzała życie. I chociaż należał do jednych z najlepszych studentów na
trzecim roku architektury, tak wiedział, że nawet on nie miałby łatwego życia,
gdyby wszedł dwie minuty później niż powinien. W ostatniej chwili dołączył do
niego zdyszany Maru, mówiąc coś o tym, że powinien na niego poczekać.
Wykład jak zwykle był nudny, a
Nakamaru przysypiał, co jakiś czas podnosząc głowę, by po chwili zawisła nad
notatkami. Junnosuke znów nie skupiał się na tym, co powinien, jednak tym razem
nie zdziwiło to nawet jego przyjaciela. Akurat na tych wykładach ponad połowa
studentów albo przysypiała, albo myślała o własnych sprawach. Grunt, by było
cicho. Czasem Taguchi zastanawiał się, czy bycie miłym i spokojnym to
przypadkiem nie klucz do sukcesu na wykładach prowadzonych przez
Furukawę-sensei.
Tego dnia mieli jeszcze kilka
innych, mniej lub bardziej ciekawych, wykładów. Junno zniósł je cierpliwie,
myślami będąc przy Yousei-san grającej na skrzypcach. Kiedy Kame i Maru
zapytali go po zajęciach, czy idą do „ich” baru na piwo, odmówił, nie dając im
ani chwili na dyskusję. Wybiegł z uczelni, zostawiając dwójkę przyjaciół
kompletnie zdezorientowanych. Nie miał czasu się tym przejmować, pobiegł na
wzgórze. Zdawał sobie sprawę, że dźwięk skrzypiec usłyszałby z dalszej
odległości. Mimo to nie zwolnił kroku, mając nadzieję, że za chwilę usłyszy tę
upragnioną melodię, która nim zawładnęła. Ostatecznie nadzieja umarła, kiedy
stanął w miejscu, w którym poprzednio stała dziewczyna. Westchnął ciężko i
wrócił do domu.
~*~
- Jak minął ci dzisiejszy dzień? –
zapytał ojciec przy kolacji, którą jadali razem tylko w poniedziałki.
- W porządku – odpowiedział chłopak,
mając nadzieję, że to go usatysfakcjonuje.
I tak było. Resztę posiłku zjedli w
ciszy, a kiedy skończyli, każdy poszedł do siebie. Junnosuke do swojego pokoju,
a jego ojciec do biura, gdzie zapewne tworzył kolejne zamówione projekty albo
sprawdzał materiały, które były potrzebne do budowy. Chłopak, siedząc nad
zadaniami z matematyki, doszedł do wniosku, że ojciec miał zły dzień. Nie za
bardzo go to zainteresowało. W tym domu nikt nikogo nie interesował.
Odłożył notatki i zgasił lampkę, po
czym położył się na łóżku. Zaczął wpatrywać się w sufit, którego i tak nie
widział, ponieważ w pokoju panowała ciemność. Teraz zastanawiał się, ile godzin
przesiedział w tamtym miejscu, skąd doszedł go magiczny dźwięk, i czy będzie mu
dane go jeszcze raz usłyszeć. Zamknął oczy i po raz kolejny tego dnia odtwarzał
sobie w myślach każdą nutę, każdy ruch jej jasnej dłoni, tę zaciętą minę.
Dopasowywał każdy ledwo widoczny grymas na jej twarzy do szarpnięcia strun, do
uderzenia smyczka. Starał się nawet przypomnieć sobie delikatny wietrzyk, który
przywiał do niego jej muzykę. Z głową pełną dźwięków, zasnął.
Obudził się, kiedy słońce wysoko już
świeciło na niebie i bezczelnie raziło go w oczy. Spojrzał na zegarek. Mógł
sobie pozwolić na opuszczenie pierwszych zajęć, więc z powrotem opadł na
poduszkę. Po chwili raptownie wstał z łóżka, uświadamiając sobie, że pod
wielkim, starym dębem, może już trwać jednoosobowy koncert. W 10 minut był
gotowy do wyjścia.
Miał rację. Stała w tym samym
miejscu, co wczoraj. Grała też tę samą melodię, która znów przyjemnie rozeszła
się po całym jego ciele, wprawiając w trans. Obserwował ją z pewnej odległości,
takiej samej jak wczoraj. Wydawało mu się, że to „wczoraj” powtarza się, i że
dziś czeka go identyczny dzień. Nie przejmował się tym długo, po prostu słuchał
i patrzył, jak Yousei-san wygrywa magiczne dźwięki. W nocy, kiedy zastanawiał
się, jak to możliwe, by taki ktoś istniał, doszedł do wniosku, że nawet jeśli
to wytwór jego wyobraźni, to niech nie będzie to wytwór bezimienny. Dlatego
nazwał brunetkę Yousei – wróżka.
Znów poczuł muzykę, która nie była
tylko muzyką. Skrzypce znów dały mu to nikłe poczucie wolności i pewność, że
może wszystko. Irracjonalne odczucie coraz bardziej go obezwładniało i
usidlało. Zaśmiał się, kiedy pomyślał, że mógł się uzależnić. Jednak po chwili
z jego umysłu odpłynęły wszelkie myśli i rozterki, a została jedynie dziewczyna
i dźwięki.
~*~
- …no i wtedy Asuka zaczął się
kłócić z Hayashim-sensei, że projekt zrobił sam, i wcale nie jest ściągnięty od
studenta, który robił to samo w zeszłym roku… słuchasz nas, Junno? – Maru urwał
swoją opowieść i spojrzał wraz z Kame na zamyśloną minę przyjaciela.
- Co? – chłopak spojrzał na dwójkę
siedzącą przed nim, jakby ich nie znał. – Co? Przepraszam, zamyśliłem się…
- Wiemy – stwierdził dość ironicznym
tonem Kazuya. – Od wczoraj chodzisz z głową w chmurach. To do ciebie
niepodobne. Zawsze jesteś uśmiechnięty i praktycznie bez przerwy się śmiejesz,
ale od wczoraj chyba zapomniałeś, jak to się robi.
- No właśnie – przytaknął mu
Nakamaru z dość obrażoną miną. – My się tu produkujemy, a ty milczysz jak
zaklęty i patrzysz się na nas, jakbyś nas nie znał.
- Przepraszam – Junnosuke tylko
spuścił głowę, bo zrobiło mu się głupio, ale po chwili powiedział coś, czego i
oni się nie spodziewali – Wiecie, tak sobie myślę, że architektura nie jest dla
mnie.
- Co? – pisnął Maru. – Taa, i
stwierdziłeś tak na przedostatnim roku? Uderzyłeś się wczoraj w głowę czy jak?
- W sumie… można tak to określić –
zaśmiał się Taguchi. – Wiecie… mój ojciec jest architektem, to logiczne, że też
poszedłem na ten kierunek, żeby odziedziczyć świetnie prosperujący interes po
ojcu… ale kiedy wybierałem studia, myślałem praktycznie, a nie o tym, co
naprawdę chcę robić.
Dwie pary oczu spojrzały na niego z
kompletnym nierozumieniem. Teraz to Kame i Maru wyglądali tak, jakby siedział
przed nimi ktoś zupełnie obcy. Taguchi zdał sobie sprawę, że brzmiał śmiesznie,
więc po prostu roześmiał się, tak jak to miał w zwyczaju, kiedy sytuacja
zaczynała się robić dziwna. Jego przyjaciele odetchnęli z wyraźną ulgą.
- Nie no, wiecie, tak mi jakoś to do
głowy przyszło – uśmiechnął się od ucha do ucha. – Byłbym ostatnim idiotą,
gdybym rzucił teraz architekturę, skoro niedługo ją kończę, a do tego mam dobre
oceny.
- Dobre oceny… z tego co wiem, to
jesteś najlepszy na swoim roku, więc naprawdę musiałoby ci się coś w głowie
poprzestawiać – stwierdził Kame. – I nie strasz nas tak. Poza tym w przyszłości
masz mi zaprojektować dom moich marzeń.
- No, mi też, mi też! – zaśmiał się
Yuichi i cała trójka powróciła do jedzenia.
~*~
Junno
codziennie chodził dłuższą drogą, by posłuchać swojej Yousei-san. Całe pięć dni
w tygodniu zatrzymywał się w tym samym miejscu, kilkanaście metrów przed dębem,
by podziwiać i przenieść się do zupełnie innego, odrealnionego świata, gdzie
istniała jedynie muzyka i nieskrępowana wolność. To było niesamowite uczucie,
tak jakby ktoś podał mu jakieś narkotyki. Nie reagował na to, co działo się
wokół. Reagował jedynie na dźwięk skrzypiec, a przed oczami miał jedynie dziewczynę.
Na wykładach też nie uważał, co
naprawdę zaczęło martwić jego przyjaciół, najbardziej Maru, który siedział obok
i przyglądał mu się z boku. Zawsze skupiony i aktywny, teraz tylko siedział z
zamyśloną i rozmarzoną miną, stukając o zeszyt palcem, jakby wygrywając jakąś
tylko sobie znaną melodię. Dodatkowo, zamiast tradycyjnie chodzić do baru ich
przyjaciela, za każdym razem wymyślał sobie jakąś wymówkę, mniej lub bardziej
wiarygodną, jednak postanowili na razie mu wierzyć.
On natomiast postanowił sprawdzić,
czy Yousei-san była pod dębem i w weekend. Wstał w sobotę o nieludzkiej porze,
o której wstawał, kiedy wybierał się na uczelnię. Dokładnie o tej samej porze
co zawsze, stanął kilkanaście metrów od wielkiego drzewa. Jednak pod nim nikogo
nie było. Spodziewał się tego, przygotował się psychicznie, że w sobotę nie
będzie mu dane jej posłuchać, ale mimo wszystko, gdzieś w sercu, poczuł lekkie
ukłucie zawodu. Przychodzenie tutaj stało się pewnym rytuałem, i zirytował go
fakt, że został on przerwany.
Spoglądał dłuższą chwilę na miejsce,
w którym powinna znajdować się dziewczyna, wyobrażając się, że naprawdę tam
jest. Zamknął oczy i usłyszał słabe dźwięki skrzypiec, które zdołał zapamiętać.
Otworzył je i westchnął ciężko, po czym zaczął iść w kierunku dębu. Kiedy tam
dotarł, zobaczył, że przed nim maluje się cudowny widok. Czyżby jego Yousei-san
wybrała to miejsce dlatego, że ten piękny krajobraz pomagał jej wyobrażać sobie
równie piękne dźwięki?
Nie wiedział, co może siedzieć w jej
głowie. Wiedział na pewno, że widzą to samo, coś naprawdę niesamowitego. Tokio
z tej perspektywy wydawało się miejscem niesamowitym, magicznym, pełnym
zieleni. Wziął głęboki oddech, jakby to miało mu pomóc w zrozumieniu, czemu ten
skrawek wzgórza wydaje mu się taki niecodzienny. Niestety, nie doszedł do
żadnego twórczego wniosku. Po prostu położył się pod rozłożystym drzewem, a pod
głowę wsunął ręce. Obserwował przez dłuższy czas niebo, a także liście
powiewające na wiosennym wietrzyku. Poczuł, że ten błękit nieba i ta zieleń
dębu kołyszą go do snu…
I kiedy miał wrażenie, że już za
chwilę zaśnie, coś zaczęło łaskotać go w nos. Odgonił to ręką, z nadzieją, że
już nie wróci, czymkolwiek to nie było. Jednak nie dało za wygraną. Chłopak
podniósł się do pozycji siedzącej, nawet nie otwierając oczu. Zaczął machać
rękami na wszystkie strony, aż usłyszał znajomy śmiech. Spojrzał na chłopaka
obok.
- A ty co? Podziwiasz łono natury? –
zaśmiał się Koki, siadając obok niego, a po drugiej stronie usiadł rozbawiony
Kame.
- No ostatnio wygląda tak, jakby
zamienił się w jakiegoś nawiedzonego artystę, więc wiesz… - mruknął po nosem
Kamenashi, bawiąc się piórkiem, którym wcześniej łaskotali Junno.
- Bardzo zabawne – rzucił Taguchi z
krzywą miną, bo wcale nie miał ochoty na ich wygłupy. – No, ale co wy tu w
ogóle robicie, co?
- Szliśmy za tobą – odparł
oczywistym tonem Maru, który też się położył na trawie. – Zachowujesz się
ostatnio jakoś dziwnie, nie jesteś sobą, więc myśleliśmy, że ten poranny wypad
w sobotę ma z tym coś wspólnego.
- Śledzicie mnie? – zaśmiał się
Junno, mimo wszystko ciesząc się, że cała czwórka nie odkryła jego małej
tajemnicy, którą nie chciał się z nikim dzielić.
- Czasem trzeba – odpowiedział mu
Ueda, który stał nad Tanaką i podziwiał widok rozciągający się przed nim. –
Ładnie tutaj. Ale nie wierzę, że to jedyny powód, dla którego tu jesteś.
- No to uwierz – odparł kąśliwie
Junnosuke. – I co, aż wszyscy musieliście za mną iść? To musiało wyglądać co
najmniej dziwnie…
- Dziwnie nie dziwnie, na pewno ty
jesteś dziwny. Powiesz mi, co ci jest, skoro już nawet nie odwiedzasz mnie w
barze? – zapytał z wyrzutem Tanaka.
- Ostatnio po prostu nie mam
nastroju – wzruszył ramionami chłopak. – Chyba nie zawsze muszę mieć, nie?
- No niby nie, ale jeśli to wiąże
się z gadką o rzucaniu studiów, to nie wiem, czy można to zignorować – Kame
spojrzał na niego uważnie.
- Przecież mówiłem, że ja z tym
żartowałem… Naprawdę macie mnie za takiego idiotę? – zaśmiał się.
- A bo to wiesz? Przynajmniej od
tygodnia nie wiemy, co ci w tej rozczochranej głowie siedzi – rzucił Koki.
- Właśnie! – przytaknął Maru. – A
ciebie nawet nie ciekawi, co się w świecie dzieje!
- No, a co się takiego dzieje, hm? –
zapytał dla świętego spokoju.
- A to, że Tatsuya w końcu stoczy
swoją pierwszą walkę na zawodach – rzucił dumnie Maru, jakby co najmniej on sam
miał stanąć na ringu.
- Naprawdę? – Junno z szerokim
uśmiechem spojrzał na poważnego Uedę. – No to gratuluję! Od dwóch lat o tym
marzyłeś.
- Gratulować mi będziesz, jak wygram
– stwierdził krótko chłopak, mimo to się uśmiechnął. – Będę walczył z
Kobayashim, a on znany jest z tego, że ma mocną gardę, ale sam lubi zadawać
dość dyskusyjne ciosy.
- Dyskusyjne?
- Takie, które nie wiadomo czy
potraktować jako te poniżej pasa, czy jeszcze nie. Ale zazwyczaj mu uznają, i
chyba to jest największa jego wada – westchnął Ueda.
- No, ale ty go pokonasz swoją
szybkością i sprawnością – rzucił Maru, machając w powietrzu rękami, imitując
bokserskie ciosy. – A tak zmieniając temat, to idziemy dziś wszyscy do Kokiego,
prawda? Jak masz znów wymyślić sobie jakąś kiepską wymówkę, to lepiej powiedz,
że nie chcesz i po prostu dostaniesz w zęby.
- Nie no, chcę, pewnie, że chcę –
zaśmiał się Taguchi, ucieszony wieścią o sukcesie przyjaciela. - No, ale chyba z samego rana nie zaczniemy pić
piwa, co?
- Nie, no nie – stwierdził Kame. –
Ale możemy wpaść po ciebie po 18.00, tak sądzę, żebyś nie miał jak się wymigać.
I w sumie ja teraz spadam na randkę. A właściwie się przed nią ogarnąć.
- Z kim tym razem? I co tak rano? –
zapytał Tanaka.
- Nie tak rano – Kazuya spojrzał na
zegarek. – I tak się jeszcze chcę przespać, ja tak rano w weekend nie mogę
wstawać, mój organizm się wtedy buntuje. A z kim? Z Erin.
- Jaką znowu Erin? Tydzień temu
umawiałeś się z Haruką – prychnął Tatsuya, uważnie obserwując podnoszącego się
z ziemi przyjaciela.
- Tydzień temu to tydzień temu, a
teraz to teraz – stwierdził spokojnie. – Dobra, to ja spadam, do zobaczenia
wieczorem.
Po odejściu Kame, reszta też się
powoli rozeszła, stwierdzając, że i tak zobaczą się wieczorem, a też by chcieli
dłużej pospać. No, może oprócz Kokiego, który musiał otworzyć swój bar. Junno,
chociaż było mu głupio, musiał sam przed sobą przyznać, że ucieszył się, kiedy
go zostawili. Chciał leżeć pod tym dębem cały dzień, w spokoju, i spać albo
rozmyślać.
Wyszło na to, że jedno połączył z
drugim. Leżał z zamkniętymi oczami, a rozłożysta korona dębowych liści dawała
mu przyjemne schronienie przed gorącym słońcem. Wyobrażał sobie, że znów stoi
na pewną odległość od dębu, że słucha magicznej muzyki, i że wpatruje się w
swoją Yousei-san jak zahipnotyzowany. Nigdy by nie sądził, że się zakocha w taki
sposób. Nigdy nie sądził też, że muzyka zacznie w jednej chwili zmieniać jego
poglądy na życie i przekonania, którym był wierny.
Śmiał się z przyjaciółmi z tego, że
wspomniał coś o rzuceniu prestiżowego kierunku i planów na przejęcie dużej,
świetnie prosperującej firmy architektonicznej. Jednak tak naprawdę i taki
pomysł zrodził mu się w głowie. Przez całe swoje życie robił to, co kazał mu
ojciec, ponieważ wiedział, że wykształcony i bogaty, źle nim nie pokieruje.
Patrzył jedynie na to, by w przyszłości osiągnąć sukces i sprostać wszelkim
oczekiwaniom, nie zastanawiał się jednak nad tym, czego on tak naprawdę
pragnął. I boleśnie zdał sobie sprawę, że na pewno nie tego, kiedy słuchał
dźwięku skrzypiec.
Zadał sobie pytanie, które nasunęło
mu się, gdy po raz pierwszy tu przyszedł. Czym jest wolność? W gruncie rzeczy
nie wiedział. Wiedział na pewno, czym ta wolność nie jest. Na pewno nie ograniczaniem
się do woli rodziców, co on robił w sumie przez całe 22 lata, a na pewno od
czasu, kiedy mógł już o sobie decydować. Boleśnie sobie uświadomił, że od
zawsze był od kogoś zależny, i to całkiem świadomie. Jednak do tej pory nie
potrafił sobie odmówić komfortu, jakim było niedecydowanie, skoro inni to mogą
zrobić za ciebie, i to lepiej, niż ty sam byś to zrobił. Smutne, ale prawdziwe.
Jednak nie na tyle prawdziwe, by nie spróbować tego zmienić.
Teraz jego decyzją było mocne
postanowienie poprawy. I słuchanie muzyki Yousei-san.
~*~
- No, no, Kame, chyba jednak nie
upiecze ci się gra na dwa fronty – zaśmiał się Junno, gdy zobaczył, jak do baru
wchodzi Haruka wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką.
- Mnie nie interesuje, jak ty to
załatwisz, ale jak jeszcze raz któraś mi pobije szklanki, to ty oberwiesz –
odpowiedział spokojnie Koki, ale cała czwórka wiedziała, że tym razem nie
żartuje, mimo wszystko zakup nowych kufli trochę kosztuje.
- A skąd ja miałem wiedzieć, że ona
tu dziś przyjdzie… - zawył Kamanashi, powoli oddalając się od kolegów, którzy
całą scenę ratowania skóry zdecydowali uważnie obserwować.
- Jak się laska wkurzy, to najwyżej
Kame ci odda za to, co się pobije – zauważył Maru, biorąc łyk piwa i patrząc,
jak przyjaciel ewidentnie wmawia dziewczynie jakieś tanie kłamstwo.
- Już widzę, jak mi oddaje, będzie
mi chciał wcisnąć kit – pokręcił głową Tanaka, po czym uważnie spojrzał na
milczącego Uedę. – A ty chyba nie powinieneś pić, prawda?
- Wiem, że nie powinienem – odparł z
lekkim uśmiechem chłopak, po czym się napił, jakby chciał komuś zrobić na złość.
– Ale może jeden kufel mi nie zaszkodzi. Poza tym, muszę to jakoś uczcić, nie?
Potem nie będzie żadnej okazji, bo nie będzie czasu.
- Już widzę, jak ty kończysz na
jednym kuflu – zaśmiał się Nakamaru i spojrzał na zamyślonego Junnosuke. –
Powiesz nam, o co chodzi, czy jednak nie?
- Co? – zdezorientowany Taguchi
spojrzał na Maru, a potem na trzy pary wlepionych w niego oczu. – O nic nie
chodzi… nie wiem, czego wy ode mnie chcecie.
- W sumie niczego. Ale nigdy nie
chodzisz z głową w chmurach. A nawet jak chodzisz, to szybko ci mija. No i nie
masz przed nami żadnych tajemnic, bo grzeczny chłopiec z ciebie – wyjaśnił mu
Tatsuya.
- Bez przesady. Po prostu taka
pogoda – odparł wymijająco. – Poza tym niedługo egzaminy, a ostatnio nie idzie
mi najlepiej… No i o.
- Nie znoszę, jak przy mnie mówisz,
że nie idzie ci najlepiej – zaczął z wyrzutem Yuichi. – Jesteś najlepszym
studentem na roku, zawsze wychodzisz z każdej opresji, i w ogóle. Ja to
powinienem się martwić. Nigdy nie byłem orłem, no i nauka mi ciężko przychodzi.
I nie jestem ulubieńcem wykładowców.
- Jak zwykle marudzisz – uśmiechnął
się Junno. – Nie jestem niczyim ulubieńcem. Daj spokój. Po prostu głupi ma
szczęście.
- Jakby tak było, to on byłby
najlepszy – Tanaka z wrednym uśmiechem wskazał na Nakamaru, który zrobił tylko
oburzoną minę. – Ty jesteś z nas najmądrzejszy. Nie liczę Tatsuyi, ale on z
natury jest milczący.
- Zmieńmy temat, bo mnie gadanie o
nauce i takich sprawach ogólnie dołuje – stwierdził Ueda.
- Załatwione – usłyszeli nagle, gdy
Kazuya z szerokim uśmiechem na ustach wrócił na swoje miejsce. – Wszystkie szklanki
i inne rzeczy są bezpieczne.
- No ja myślę – rzucił Tanaka, cały
czas stojąc za barem. – Nawet nie wnikam, jak to załatwiłeś, grunt, że
pokojowo.
- Pokojowo, pokojowo, teraz tylko
czekać, aż mu zrobi aferę na uczelni – zaśmiał się Maru.
- Nie zrobi… Nie zna Erin. Poza tym
powiedziałem jej, że jestem z nią przecież w stosunkach czysto przyjacielskich
i niczego jej nie obiecywałem – wzruszył ramionami chłopak.
- Aha, więc pewnie załatwi sprawę w
domu, rycząc w poduszkę – mruknął Ueda i spojrzał na Kame. – Lubisz, jak
kobiety przez ciebie płaczą.
- Tak, uwielbiam, to moje hobby,
myślałem, że wiesz – odpowiedział mu z krzywą miną Kamenashi i uważnie spojrzał
na Taguchiego. – Dobra, ja wiem, że może jesteśmy nudni, ale powiesz nam, o co
chodzi, czy będziesz tak myślał o niebieskich migdałach?
- Już pytaliśmy. Stwierdził, że boi
się egzaminów – zachichotał Koki.
- I co? Myślisz, że my w tę ściemę
ci uwierzymy? – Kame patrzył na niego krytycznie, jakby swoim wzrokiem chciał
mu dać do zrozumienia, że dopóki nic nie powie, oni nie dadzą mu spokoju.
- Um… - zaczął postawiony pod ścianą
Junno, chociaż sam nie wiedział, co ma niby im powiedzieć. – Myśleliście kiedyś
o tym, żeby grać na skrzypcach?
Cała czwórka spojrzała na niego
uważnie z niedowierzaniem wypisanym na twarzach. Nikt nic nie mówił, po prostu
analizowali to, co przed chwilą usłyszeli. Taguchi był pewny, że są w niezłym
szoku. Przecież on i muzyka nigdy nie szli ze sobą w parze. Po chwili bardzo
pożałował, że w ogóle zadał tak abstrakcyjne pytanie. Skąd mogli wiedzieć, o co
mu chodzi…
- Wiesz co… - prychnął Maru. – Jak
nie chcesz mówić, to nie. Ale ta ściema to jeszcze gorsza ściema niż egzaminy.
- Muszę się z nim zgodzić – dodał
Tanaka.
- Jak wy nic nie rozumiecie… -
mruknął pod nosem Junno, na szczęście nikt go nie usłyszał.
Rozmowa jak zwykle potoczyła się
swoim torem. Co u nich, studia, dziewczyny, rozgrywki baseballowe, przyszłość,
przeszłość, co, gdzie, kiedy, po co. Ot, przyjacielskie pogaduchy w weekendowy
wieczór. Bo niby co innego mogli robić? Poza tym, takie sobotnie spotkania w barze
Kokiego stały się pewnym rytuałem, którego nikt nie naruszał. Gdyby tak się
stało, że pewnej soboty któryś by tutaj nie zawitał, to oznaczałoby tylko tyle,
że stało się coś złego.
Junno ich słuchał, sam jakoś nie
mogąc aktywnie uczestniczyć w rozmowie. Dali mu spokój, to dobrze. Tak czy
inaczej nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to trochę nudne. Nie miał prawa
nazywać jedynych przyjaciół nudnymi, ale jego tryb życia był nudny. On był
nudny. Kolejne smutne odkrycie. Westchnął tylko ciężko na tę myśl, starając się
dobrze bawić. Miał jednak niejasne wrażenie, że przez Yousei-san coś w nim
pękło. Jeszcze nie wiedział co, i do końca sam nie był pewien, czy chce
wiedzieć, bo czuł, że to mogło wiązać się z pewnymi konsekwencjami i decyzjami,
których nigdy wcześniej by nie podjął.
Czuł, że coś się zmieni. Jeszcze nie
wiedział, co. Ale wiedział, że to nieuchronne, tak samo jak śnieg zimą, deszcz
jesienią, wiatr wiosną i upał latem.
Po czym zaczął się zastanawiać, jak
to by było, gdyby jednak zimą nie spadł śnieg?
Tak, skoro za ambitne dla Ciebie, to dla mnie też za ambitne, żeby to skomentować xD
OdpowiedzUsuńNo, ale tak ogólnie motyw dziewczyny ze skrzypcami mi się podoba, a Junno ją ładnie nazwał xD I ciekawe, jak to się rozwinie i co się niby zmieni... ;p
I w ogóle, czytając końcówkę, że jego życie jest nudne, przypomniałam sobie, że moje też... xDDD
W sumie nie wiem, co mogę więcej napisać, ale mam nadzieje, że się doczekam kontynuacji xD
Wow... To było głębokie... Po prostu - brak słów xDD
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł zrobienia z KAT-TUN studentów. Bardzo odważny krok, moim zdaniem, ja się na takie coś nie porywam, bo zawsze się boję, że jakbym coś takiego zrobiła, to nie byłabym już wstanie oddać żadnych cech charakteru osób, których imionami, bym się posłużyła... Jeśli wiesz o co mi chodzi ;p
W ogóle to trudno mi jest sobie wyobrazić Junno nie uśmiechniętego, ale się starałam ;p Ale mam nadzieję, że w przyszłych rozdziałach znowu na jego twarzy pojawi się uśmiech ^^
"(...)Po prostu głupi ma szczęście.
- Jakby tak było, to on byłby najlepszy – Tanaka z wrednym uśmiechem wskazał na Nakamaru" - kocham ten fragment xDD
I w ogóle to ja też mam nadzieję na kontynuację, jak coś :)