wtorek, 5 lutego 2013

Tajemnice - Część V - Ostatnia

W związku z tym, że to ostatnia część moich „Tajemnic”, które powstały zupełnie spontaniczne, pozwolę sobie na kilka słów. A mianowicie – to opowiadanie wcale nie miało tak wyglądać, mimo wszystko nie miało być tak psychiczne i smutne, i w ogóle nie wiadomo jakie, bo ja za bardzo pisać nie umiem. Jednak ono uświadomiło mi, że mam chyba syndrom japońskich dram – jak już się coś wali, to wali się absolutnie wszystko i w najgorszy z możliwych sposobów. No, ale cóż. Tak to jest. xP Mam jednak nadzieję, że obu Czytelniczkom się ono podobało, bo raczej nikt tu już nie zagląda. xD I dla ciekawskich, pierwsze trzy rozdziały pisałam przy piosence K.Willa – Please Don’t..., a dwa ostatnie przy Jaejoongu – Mine. Obiecuję, następne wieloczęściowe opowiadanie będzie wesołe, bo sama nie zniosę, jak będzie takim czymś jak to coś. W ogóle to mam doła, więc może dlatego tak wyszło. xD
Tak czy inaczej, miłego czytania, a całe opowiadanie dedykuję Symbiozie, która dzielnie komentuje i dodaje mi motywacji =3

PS. W ogóle chyba muszę zrobić mojej Wenie z ADHD "pa pa", bo przecież sesja się sama nie zda, modły wszystkiego nie załatwią, a ja nie chcę niczego poprawiać, bo nie. ;_;



Sensacja! L.Joe ma romans z zagraniczną fanką! Plotki głoszą, że ma z nią dziecko! Chang Jo pije po barach, i zaczepia klientów, grożąc im, że zrobi im krzywdę! Niela widziano zapłakanego i roztrzęsionego, czyżby atak antyfanów? Agencja milczy, zespół też, fanów ogarnęła rozpacz, a w koreańskim showbiznesie wręcz zawrzało! 
Czy to już koniec TeenTop?

*

L.Joe zastanawiał się dłuższą chwilę, jak trafił pod miejsce swojego obecnego zamieszkania. Z takim mętlikiem w głowie, tysiącami ponurych myśli na sekundę i załzawionymi oczami to naprawdę było wielkie osiągnięcie. Całą drogę układał sobie słowa, które wypowie, by jakoś się usprawiedliwić, by jakoś złagodzić ich uzasadniony gniew, by jakoś dać upust swoim własnym emocjom. Dlatego ogromnie się zdziwił, kiedy przekroczywszy próg z szybko bijącym sercem, przywitała go absolutna cisza pełna napięcia i zrezygnowania. Przełknął głośno ślinę, bo podświadomie czuł, że coś jest nie tak, bardzo nie tak, i tu już nie chodzi tylko o niego.

Bał się jednak zadać proste pytanie „Co się stało?”, ponieważ ogarnął go strach na myśl o odpowiedzi. Jego mózg i serce nie zniosłoby więcej życiowych rewelacji na temat kogokolwiek, a w szczególności TeenTop. W pewien sposób ucieszył się, kiedy C.A.P, Chunji i Ricky, siedzący w salonie, kompletnie go zignorowali, zatopieni we własnych myślach. Chciał już iść do pokoju, odpocząć, przemyśleć to wszystko, ułożyć w głowie jakiś plan czy cokolwiek, co ułatwiłoby mu pogodzenie się z rzeczywistością, kiedy ni stąd ni zowąd, odezwał się Chunji:

- Wiesz, że TeenTop stało się pięcioosobowe? Albo właściwie… jeśli przetrwa, to stanie się pięcioosobowe.
Serce podeszło mu do gardła… „Więc już wiedzą? Ale jak? Skąd?” – pomyślał z przerażeniem, odwracając się do kolegów i przyglądając się im z poczuciem winy wymalowanym na twarzy. Chciał zacząć przepraszać, chciał powiedzieć cokolwiek, a nie stać jak ten ostatni idiota, lecz zanim wydobył z siebie racjonalny dźwięk, to poczuł, że świat znów mu się zamazuje przez wzbierające pod powiekami łzy. Opadł na fotel, starając się mimo wszystko nie rozpłakać jak mały chłopiec.
- Przepraszam… - wydusił z siebie, starając się, by jego głos brzmiał męsko, a nie jak u jakiegoś szczeniaka. Problem polegał na tym, że pozostała trójka w dziwny sposób go zignorowała, jakby nie zdając sobie sprawy z jego obecności. Trochę go to zdziwiło.
- Czy ty wiesz, co tu się w ogóle stało? – C.A.P jakby kompletnie nie przejął się zapłakaną twarzą kumpla, patrząc w dal z wyrzutem i niedowierzaniem. – Nigdy bym nie przypuszczał, że Chang Jo jest…

Momentalnie go zatkało, łzy tak jakby też się zatrzymały. Co miał do tego Chang Jo? O co tu chodziło? Po raz kolejny masa pytań, a żadnej logicznej odpowiedzi… Czuł, że stało się coś złego z maknae albo raczej przez maknae… I chociaż wiedział, że prawda może go już całkiem załamać, musiał wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.

- Czy ktoś mi powie, co tu się stało? W ogóle… gdzie Niel i Chang Jo? – zapytał w końcu, przerywając złowrogą ciszę.
- Jakbyś nie uciekał i nie robił afer, to byś wiedział – warknął Chan Hee. Lee przez chwilę myślał, że przez tę frustrację wylewającą się z jego głosu coś się komuś stanie. Ale jego kolega jedynie prychnął, wstał z kanapy i zniknął w łazience.
- Jak ciebie nie było, to odbiło Chang Jo… i chciał… skrzywdzić Niela – głos Ricky’ego zawsze był wesoły, zawsze dodawał im otuchy, nawet kiedy było faktycznie źle. Tym razem i jego głos pełen był goryczy i żalu. A Byung Hyun coraz bardziej się denerwował.
- Jak to skrzywdzić? Nie wiem, o co…
- Wyobraź sobie – zaczął wrednym tonem Minsoo. – Że nasz narwany maknae, z jakiejś chorej przyczyny, chciał sobie przelecieć Niela. Zamknął się z nim w pokoju i się nad nim trochę poznęcał, a potem jak gdyby nigdy nic, chciał sobie poużywać, chociaż Ahn szlochał, żeby przestał! Jak już się dostaliśmy przed najgorszym, to Jonghyun spierdolił, po prostu spierdolił! I nie mam pojęcia, gdzie on może być. Ale tutaj wstępu nie ma!

Lee odniósł wrażenie, że ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody, w jednej chwili go zmroziło, a po plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Gdyby nie powaga sytuacji, zacząłby się śmiać, uznając, że to jeden z nieudanych żartów. Ale atmosfera i blade twarze kolegów mówiły same za siebie. I nagle okazało się, że świat nie zawalił się tylko jemu, i przez niego… Miał dziecko, pobił brutalnie jakiegoś mężczyznę, jego kolega prawie został zgwałcony, a brukowce już pewnie zacierały ręce na gorący materiał.

- Idź do niego. – rzucił Chunji, który wyszedł z łazienki i od razu zawędrował do kuchni, by zapewne zrobić sobie kawy. – Może odezwie się do ciebie. Tobie ufa.

Z każdą kolejną informacją młodszy raper czuł, że robi mi się coraz słabiej i ciężej na żołądku. Nie wierzył, że w przeciągu zaledwie kilku krótkich dni wszystko poprzewracało się do góry nogami. Wszystko zawaliło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jakiegoś złego i wyjątkowo podłego czarodzieja. Patrzył tępo na Chunjiego, przetwarzając usłyszane informacji, i jakby automatycznie wstał, by po chwili stać już przed pokojem Niela.

Po raz kolejny tego dnia serce mało co nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. Nie rozumiał już kompletnie niczego, ani siebie, ani nikogo innego. Z pustką w głowie wszedł bez pukania do sypialni i zobaczył Daniela przykrytego od stóp do głów kołdrą, mimo że temperatura była wysoka i raczej nie wierzył, że można by w takiej zmarznąć… Zobaczył też, jak chłopak się trzęsie. Zrobiło mu się strasznie przykro, ale nie wiedział, co ma niby zrobić, by go w jakikolwiek sposób pocieszyć. Bał się podejść, żeby przypadkiem jeszcze bardziej się nie wystraszył, ponieważ po tym, co go spotkało, mógł czuć awersję do cudzej bliskości…

Zaryzykował. Powoli podszedł do posłania i usiadł na krawędzi wąskiego łóżka. Podrapał się po głowie, intensywnie zastanawiając się, co ma zrobić, ale zanim cokolwiek przyszło mu do głowy, Niel odwrócił się do niego, a spod kołdry wyjrzały przestraszone oczy chłopaka. Wyglądał jak zalękniona sarna, którą ktoś zapędził we wnyki. Chociaż L.Joe w tej chwili miał milion swoich problemów, ciężko mu było nie przejąć się stanem kolegi. Chciał już coś powiedzieć, jednak Daniel go uprzedził i cichym głosem wychrypiał:

- Przytul mnie.

Lee spojrzał na niego bardzo uważnie, wręcz podejrzliwie, gdyż odniósł wrażenie, że się przesłyszał. Myślał, że Ahn powtórzy jeszcze raz słowa, których zdawał się nie dosłyszeć. Ale spojrzenie młodszego mówiło samo za siebie – nie żartował, a słuch L.Joe jeszcze nie zawodził. Wytrzeszczył oczy, wahając się, co ma zrobić, ponieważ w tym momencie najmniej pragnął zrozpaczonych kumpli i kontaktu fizycznego z kimkolwiek. Z dwojga złego zdecydował, że jak już ktoś ma cierpieć, to pocierpi sam, należy mu się za wszelkie błędy, które ostatnio popełnił i o których dopiero się dowiedział…

Nieśmiało odkrył Niela i jeszcze bardziej nieśmiało wyciągnął w jego kierunku ręce. Młodszy podniósł się i nieobecnym wzrokiem spojrzał na Lee, a Lee aż serce się krajało na ten widok. Przez chwilę zastanawiał się, za czyje grzechy to wszystko się dzieje, jednak nie zdążył rozwinąć myśli, kiedy poczuł, jak Daniel wtula się w jego szyję. Zaskoczyło go to, bardzo. Nie spodziewał się takiej wylewności. W nos uderzył go truskawkowy zapach Niela. Aż go zemdliło… Nie był jednak pewny, czy przez truskawki czy przez to, że jakiś drugi chłopak był tak blisko… Prychnął pod nosem, ponieważ przez myśl przemknęło mu pewne wytłumaczenie zachowania bruneta, ale szybko się go pozbył. Nie wiedząc, co ma zrobić, poklepał kolegę po przyjacielsku, w plecy, na znak czegoś w stylu „Wszystko będzie dobrze, stary”. Z drugiej strony czuł coraz większy dyskomfort psychiczny i fizyczny, gdy ten coraz mocniej wtulał się w jego szyję, na której czuł gorący oddech, a szczupłe ramiona oplotły mu się w pasie, jakby co najmniej stanowili parę. Dla L.Joe było to trochę za dużo, więc delikatnie chciał odsunąć od siebie bruneta, który, o dziwo, nie chciał ustąpić…

- Wiesz, Niel – zaczął cicho Byung Hun, trochę bojąc się reakcji roztrzęsionego Daniela. – Chyba… Chyba wystarczy, idź spać…
- Kocham cię.

Chcąc nie chcąc, Lee wyrwało się piskliwe „Co?”. Zaparł się i odsunął od siebie chłopaka, który niechętnie wysunął się z jego ramion. Powoli dochodziła do niego prawda na temat niechęci, jaką momentami żywił do Niela, ale tylko momentami. Właśnie odkrył, co znaczył jego każdy gest, wzrok czy słowo. I zrozumiał też, że był tolerancyjny, ale do czasu, kiedy ta tolerancja nie miała dotyczyć jego osoby. A to było już trochę za wiele. Spojrzał na Niela, który tylko spuścił wzrok, najwyraźniej żałując dwóch wypowiedzianych słów. A Byung Hun, zamiast mu jakoś odpowiedzieć na wyznanie, czy to czystym oburzeniem, czy jakąś tanią gadką, że on taki nie jest, to wypowiedział również dwa słowa:

- Mam dziecko.

Ahn spojrzał na niego swoimi wielkimi oczami i rozchylił usta ze zdziwienia. Zapewne spodziewał się wszystkiego, ale nie takiego wyznania, które nijak miało się do jego. Patrzył podejrzliwie na ponurą minę L.Joe, jego spuchnięte oczy, aż sam, onieśmielony i zawstydzony, odsunął się od rapera i przytulił się do ściany.

- Wiesz, ja przepraszam, nie powinienem tego mówić – zaczął cicho, starszy wyczuwał w jego głosie lęk oraz niedowierzanie, i wiedział już, że zrobił źle, ale postanowił doprowadzić sprawę do końca. – Wiedziałam, że twoja odpowiedź zabrzmi „nie”, ale mogłeś coś innego wymyślić…
- Kiedy to prawda! – krzyknął raper, który tracił resztki cierpliwości. – Po prostu… zobaczyłem się z nią, a ta zaprowadziła mnie do jakiegoś mieszkania, w którym mieszkała z jakimś psycholem, i okazało się, że ma syna o imieniu Byung Hun! Problem w tym, że wiek pasuje do całej sytuacji… a jeśli to naprawdę mój syn?...

Usiadł na przeciwległym łóżku i zaczął płakać. Zszokowany Niel, który też dziś miał wyjątkowo podły dzień, nie wiedział co zrobić. Jednak ciszę przerwał kubek, który potłukł się, spadając na podłogę. W drzwiach stał lider, który patrzył to na jednego, to na drugiego, z tak oniemiałą minę, że być może w innych okolicznościach na mina rozbawiłaby wszystkich.

- Pięknie – machnął rękami, bo nie miał zielonego pojęcia, co ma powiedzieć, jak zareagować, co zrobić. – Po prostu… To koniec.

„To koniec” zabrzmiało niesamowicie gorzko w jego ustach. Starał się dbać o zespół i miał nadzieję, zresztą jak pozostała piątka, że czeka ich świetlana przyszłość na koreańskiej scenie muzycznej. Ale właśnie stracił wszelkie marzenia dotyczące tej kwestii. Pewne tajemnice, które nie miały prawa ujrzeć światła dziennego, właśnie rozprzestrzeniały się w ich umysłach i poza nimi, jak jakaś wyjątkowo paskudna zaraza, na którą nie ma lekarstwa.

Po godzinie czarnej rozpaczy cała piątka zebrała się w salonie czekając na szóstą osobę. Ale nie na Chang Jo. Nie wiedzieli, gdzie się podział. Czekali na managera, któremu postanowili wszystko powiedzieć. Każdy wszystko, co miał na sumieniu, dlatego chłopcy nie pytali ani Niela o szczegóły przykrego incydentu, ani L.Joe o domniemane dziecko. Wszystko usłyszą przy managerze. I jeśli los się do nich uśmiechnie, to zespół rozleci się w ciszy, a agencja coś wymyśli, by ładnie to wyretuszować. Ironia losu.

*

Kolejny dzień, nowy początek… dla niektórych, dla L.Joe koniec marzeń i wszystkiego, w czym pokładał nadzieję. Decyzje zostały podjęte, nie było od nich odwrotu, za tydzień opuszczali miejsce zamieszkania, by udać się do domów i odpocząć. Ile? Do odwołania. Raper cieszył się jedynie na myśl, że gazety jakoś nie wychwyciły jego, biegającego po mieście z pobitą dziewczyną i dzieckiem w rękach. Ani też Chang Jo, którego kompletnie pijanego znaleziono w jakimś barze. Ale to już było tylko kwestią czasu, kiedy Korea się o tym dowie i zrobi się szum.

Szedł właśnie do mieszkania, które wynajmował z TeenTop, do tego samego, w którym ukrywał Saki i Byung Huna. Serce waliło mu jak oszalałe, zaczął się przyzwyczajać do tego stanu. Przyzwyczajał się też do porażki i niepokoju. W tym momencie miał jedynie nadzieję, że Japonka ze swoim synem grzecznie czekają w mieszkaniu, a on w końcu będzie mógł z nią porozmawiać, wszystko wyprostować, wyjaśnić. Może faktycznie okazałoby się, że to jakiś niesmaczny żart…

Wszedł do windy i zobaczył swoje odbicie w lustrze. Niewyspany, rozczochrany, frustracja i załamanie wypisane na jego twarzy, gorycz i złość w jego oczach. Prychnął pod nosem i przeniósł wzrok na swoje trzęsące się dłonie. Czuł, że od wczoraj nabawił się jakiejś nerwicy, nie wiedział tylko, czy w tak krótkim czasie to możliwe.

Otworzył drzwi do mieszkania numer 9, zaniepokojony ciszą. W łazience światło było zgaszone, w kuchni panowała idealna cisza, w pokojach też. Pomyślał, że może Saki śpi, więc wchodził po kolei do każdego pokoju. Niemal wpadł w panikę, gdy nie znalazł dziewczyny. Co to miało znaczyć? Czyżby naprawdę sobie z niego zażartowała, a to była bardzo okrutna zemsta szalonej fanki? Chyba nie.

Usiadł na kanapie w salonie, po raz enty w ciągu tego i poprzedniego dnia, mając ochotę płakać. Jednak przed tym uchroniła go karteczka, która spokojnie leżała na szklanym stoliku. Była zapisana chaotycznym pismem kogoś, kto nie pochodził z Korei.

"Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak wyszło. Mogę cię jednak zapewnić, że Byung Hun to naprawdę twoje dziecko, a ja od ciebie nic nie chcę, chciałam tylko, żebyś wiedział. Zapewne kiedy to czytasz, nas już nie ma w Korei. Ale to nieważne, i tak już nigdy się nie zobaczymy. Zapomnij o tym wszystkim. Udaj, że nic się nie stało i że mnie nie spotkałeś.

Jeszcze raz przepraszam
Saki"

- Udać, że nic się nie stało?

On naprawdę nie dowierzał w to, co się działo. Najpierw dowiaduje się, że ma dziecko – syna, swojego własnego, który ma jego krew, jego imię, a potem, że tego syna stracił, bo nigdy go nie zobaczy. Pierwszy raz w życiu pomyślał, że życie jest niesprawiedliwie okrutne. Najpierw daje, potem wszystko zabiera, a ty siedź i płacz…

Nie wiedział, kiedy zasnął. Spał bardzo niespokojnie, śniły mu się koszmary, pot okrył całe jego ciało, a z oczu spływały słone łzy. Gdy się obudził, było już ciemno. Stwierdził w duchu, że i tak aktualnie nie widzi nic poza ciemną przyszłością, więc deszczowa noc odzwierciedla to, jak widzi kolejne dni…

Nie wiedział, jak zadecyduje agencja. Nie wiedział, co zrobią jego koledzy. Nie wiedział, co się stanie z nim, z Chang Jo, z Nielem… Nie wiedział, gdzie jest Saki. Nie wiedział, gdzie jest jego domniemany syn. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Nie wiedział, gdzie ma iść. Nie wiedział, co jest prawdą, a co snem. Nie wiedział nic. Nie wiedziała, jaka może być jego przyszłość – ta niepewność była najgorsza. Bo nie wiedział…

Poszedł spać, mając nadzieję, że gdy jutro rano się obudzi, Życie przyjdzie do niego z kwiatami i powie „Przepraszam, L.Joe, to wszystko to tylko jeden wielki i nieudany żart. Przepraszam, ciesz się mną!


Odchodzi, to niemożliwe do złapania
Chcę zapaść w sen w tej niewinnej delikatności
Cały zalany łzami
Wszystko rozbrzmiewa na tle czerwonego nieba
A płaczu... 
Już nigdy nikt nie usłyszy



Koniec

2 komentarze:

  1. No mi się opowiadanie podoba xD

    Poza tym smutne, nie smutne, syndrom japońskich dram, czy nie, to przynajmniej jak już ma się coś walić, to niech się wali z rozmachem i porządnie. No, tak jak tu xD

    I szczerze mówiąc szkoda tylko pozostałej czwórki, bo Chang Jo nie ma co żałować, a L.Joe w sumie też dorzucił do całej tragedii swoje trzy grosze, także no... xD

    A Saki... przyznam, że koniec końców mnie całkowicie zirytowała... Pojawiła się, namieszała chłopakowi w głowie, w jakimś sensie zrujnowała mu życie, i zniknęła... I nie wiem, czy nazwać to głupotą, czy egoizmem... Bo ona chciała, żeby wiedziała... A na cholerę mu ta wiedza... Phi... xD

    I dedykacja dla mnie, jak uroczo ^^ xD Dzięki xDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosh, jak czytałam, to miałam ochotę tą Saki porządnie czymś walnąć, naprawdę. Ja jeszcze bym zrozumiała, jakby się pojawiła te 3 lata temu, żeby mu coś takiego powiedzieć, no ale teraz? Po cholerę, no! Jeszcze jakby miała w tym jakiś cel, że chciałaby od niego pieniędzy czy coś, to wtedy miałoby to jakiś sens, ale tak to faktycznie świadczy tylko o tym, że miała coś nie po kolei w głowie. W sumie współczuję temu dziecku, tak trochę...

    No i wiadomo, że pozostałych członków szkoda, nic nie zrobili, a oberwało im się w sumie tak samo jak tym,co zawinili, ehhh... W sumie należy im się druga szansa, żeby to wszystko się aż tak tragicznie nie skończyło.

    Co do całego opowiadania to faktycznie coś w tym jest z tym syndromem japońskich dram xD A fajnie by było, jakby czasem jakaś dobra iskierka się pojawiła, tak dla odmiany :P Mimo wszystko mi się podobało i z niecierpliwością czekam na Twój kolejny twór. Tylko najpierw pozdawaj wszystkie egzaminy! ;P

    OdpowiedzUsuń