Sensacja! Młody idol jednego z najpopularniejszych
zespołów w Korei – TeenTop, przyłapany na ucieczce z dziewczyną! Kim jest
tajemnicza Japonka, którą porwał L.Joe, marzenie tysiąca koreańskich dziewcząt?
- Bosko – warknął C.A.P, trzymając przy śniadaniu
popularnego brukowca. – Po prostu brak mi słów. Jego geniusz mnie przytłoczył.
- Sarkazm to aż się z ciebie wylewa – Chunji zmrużył oczy, wyrywając liderowi gazetę i czytając pobieżnie treść artykułu. – No, to L.Joe przyszalał… ale zamiast się wściekać, lepiej pomyślmy nad logicznym wytłumaczeniem tej sytuacji.
- Racja – rzucił Ricky z nad stosu kanapek. – Może powiemy… to znaczy L.Joe powie, że ona mu coś zwinęła? Na przykład pieczątkę… No wiecie, są takie psycholki, co chcą zarejestrować ślub, nie?
- I uważasz, że on przy sobie taką nosi non stop? – zapytał z powątpiewaniem Chang Jo.
- No… może nie… ale mogła być w garderobie, a tam mogła się jakoś wkraść, nie?
- I co, będziemy mieszać w to biedną dziewczynę? – stwierdził Chunji. – Jak dla mnie to ona tutaj wygląda tak, że sama nie wie, o co chodzi… To byłoby nie fair.
- Fair czy nie fair… jakoś trzeba sytuację ratować, bo najwyraźniej sam zainteresowany ma to w dupie – wycedził przez zęby C.A.P, odbierając telefon, który właśnie mu się rozdzwonił.
- Wyolbrzymiacie jak nie wiem – mruknął maknae, chociaż ciężko było stwierdzić po tonie jego głosu, czy sam sobie wierzy. – Plotka jak każda inna, za tydzień będą gadać o czym innym.
- Tak, ale to my dostaniemy burę, do tego zapewne na nas stracą, a jak na nas stracą, to będziemy mieć przerąbane i będziemy musieli zasuwać trzy razy ciężej niż zwykle. Wspaniała perspektywa – rzucił z przekąsem Chunji, obserwując kanapki tak, jakby miały się na niego rzucić. – W ogóle, gdzie Niel?
- Pewnie siedzi z L.Joe… chyba koniecznie chce dostać po dupie – zaśmiał się wrednie Chang Jo.
- No to może zamiast się śmiać jak ostatni debil, to po nich pójdziesz? – najwyraźniej Lee też powoli tracił swoją anielską cierpliwość, tak samo jak lider.
- Weź spadaj, ja nic nie zrobiłem – odpysknął Chang Jo, ale widząc złowrogą minę kolegi, wzruszył ramionami i wstał od stołu.
- Sarkazm to aż się z ciebie wylewa – Chunji zmrużył oczy, wyrywając liderowi gazetę i czytając pobieżnie treść artykułu. – No, to L.Joe przyszalał… ale zamiast się wściekać, lepiej pomyślmy nad logicznym wytłumaczeniem tej sytuacji.
- Racja – rzucił Ricky z nad stosu kanapek. – Może powiemy… to znaczy L.Joe powie, że ona mu coś zwinęła? Na przykład pieczątkę… No wiecie, są takie psycholki, co chcą zarejestrować ślub, nie?
- I uważasz, że on przy sobie taką nosi non stop? – zapytał z powątpiewaniem Chang Jo.
- No… może nie… ale mogła być w garderobie, a tam mogła się jakoś wkraść, nie?
- I co, będziemy mieszać w to biedną dziewczynę? – stwierdził Chunji. – Jak dla mnie to ona tutaj wygląda tak, że sama nie wie, o co chodzi… To byłoby nie fair.
- Fair czy nie fair… jakoś trzeba sytuację ratować, bo najwyraźniej sam zainteresowany ma to w dupie – wycedził przez zęby C.A.P, odbierając telefon, który właśnie mu się rozdzwonił.
- Wyolbrzymiacie jak nie wiem – mruknął maknae, chociaż ciężko było stwierdzić po tonie jego głosu, czy sam sobie wierzy. – Plotka jak każda inna, za tydzień będą gadać o czym innym.
- Tak, ale to my dostaniemy burę, do tego zapewne na nas stracą, a jak na nas stracą, to będziemy mieć przerąbane i będziemy musieli zasuwać trzy razy ciężej niż zwykle. Wspaniała perspektywa – rzucił z przekąsem Chunji, obserwując kanapki tak, jakby miały się na niego rzucić. – W ogóle, gdzie Niel?
- Pewnie siedzi z L.Joe… chyba koniecznie chce dostać po dupie – zaśmiał się wrednie Chang Jo.
- No to może zamiast się śmiać jak ostatni debil, to po nich pójdziesz? – najwyraźniej Lee też powoli tracił swoją anielską cierpliwość, tak samo jak lider.
- Weź spadaj, ja nic nie zrobiłem – odpysknął Chang Jo, ale widząc złowrogą minę kolegi, wzruszył ramionami i wstał od stołu.
Maknae wstał
z krzesła, „niechcący” potykając się o Ricky’ego, który nosem wylądował w kanapkach.
Yoo pokazał młodszemu koledze brzydki gest i powrócił do jedzenia. Natomiast
Chang Jo hardym krokiem szedł przed siebie, starając się uspokoić. Tak, był
zdenerwowany. I to zdenerwowanie nie wynikało wcale z afery, którą rozpętał
L.Joe. Nie obchodził go też fakt, że Minsoo i Chan Hee chodzili wściekli, co
oznaczało, iż mogli wyładować złość na najmłodszym. Denerwował go L.Joe. Nie
lubił go. Nie lubił go od momentu, kiedy Niel zaczął obserwować młodszego
rapera. Wydawało się, że to kompletnie bezsensu, bo co niby miał Ahn do Lee?
Nic. Teoretycznie. A co do nich miał Choi? Tym bardziej nic. Cała szóstka była
kolegami z zespołu, przyjaciółmi, którzy chcą czy nie, są na siebie skazani. I
kiedyś maknae też tak myślał, dopóki nie odkrył straszliwej prawdy. Chociaż
może nie straszliwiej dla niego, bardziej dla zespołu, dla fanów… dla
wszystkich wokół, bo przez nią wszystko mogło się zmienić jedynie na gorsze.
Przez tą
krótką drogę do pokoju, zdążył przeanalizować większość swoich problemów, a gdy
stanął pod drzwiami, serce mu mocniej zabiło. Dziwnym trafem jego wyobraźnia
się rozbudziła i zaczęła tworzyć dziwne obrazy, które mógł zastać po drugiej
stronie. Nie wiedział, skąd mu się to wzięło, ale prychnął pod nosem na swoją
głupotę. Dlatego wzdrygnął się, kiedy drzwi do łazienki się uchyliły i wyjrzała
z niej rozczochrana głowa Niela.
- Nie budź go, chory jest – mruknął chłopak, a Chang Jo
zemdliło, kiedy usłyszał w tym melodyjnym głosie troskę. – Anginę ma czy co.
- Jasne, tak z dnia na dzień. Weź go nie broń – Choi nigdy nie potrafił uchronić się od sarkazmu, szczególnie w irytujących momentach. A to był właśnie jeden z tych momentów, i Daniel najwyraźniej to zauważył.
- A tobie co? Coś ci zrobiłem?
- Co? – maknae zdziwił wredny ton, w jakim Niel wypowiedział te słowa. Co jak co, ale spokojnemu Danielowi nie można było przypisać takiej cechy charakteru jak wredność. Zupełne przeciwieństwo jego i L.Joe. – Nic… ale czemu nadskakujesz temu baranowi, jak on ma cię w dupie? Zachowujesz się jak zakochana nastolatka podczas okresu.
- Jasne, tak z dnia na dzień. Weź go nie broń – Choi nigdy nie potrafił uchronić się od sarkazmu, szczególnie w irytujących momentach. A to był właśnie jeden z tych momentów, i Daniel najwyraźniej to zauważył.
- A tobie co? Coś ci zrobiłem?
- Co? – maknae zdziwił wredny ton, w jakim Niel wypowiedział te słowa. Co jak co, ale spokojnemu Danielowi nie można było przypisać takiej cechy charakteru jak wredność. Zupełne przeciwieństwo jego i L.Joe. – Nic… ale czemu nadskakujesz temu baranowi, jak on ma cię w dupie? Zachowujesz się jak zakochana nastolatka podczas okresu.
Chang Jo
potrafił uderzyć w czuły punkt, dlatego zazwyczaj każdy wycofywał się z kłótni
z nim. W gruncie rzeczy w tej chwili nie wiedział, czemu to powiedział. Nie
wiedział, czy mógł to nazwać prowokacją, skoro wypowiedział te dwa zdania bez
zastanowienia. Nie wiedział też, czy słowo „szczerość” także pasuje do
sytuacji, ponieważ jedyne, czego teraz nie chciał, to właśnie szczerości.
Jednak zauważył to przerażenie w oczach Ahn, który zdecydowanie za mocno
trzymał klamkę. Puścił ją, a przerażenie w oczach ustąpiło miejsca
nieskrępowanej złości, irytacji i nienawiści. Choi poczuł na plecach ciarki, gdyż
takiego spojrzenia u Niela nie widział nigdy, zapewne nikt nie widział. I w tej
samej chwili zweryfikował swoje złe przeczucia.
- Po prostu… jesteś bezczelny.
Niel
trzasnął drzwiami od łazienki, ponownie się w niej chowając. Z kuchni przybiegł
aż Chunji, sprawdzając, czy przypadkiem ściana się nie poszła w drobny mak od
takiego rozmachu. Widząc bladą twarz maknae, pokręcił głową i machnął ręką, bo
już nie miał siły do całej tej piątki. Wrócił więc do kuchni, a Choi bez
zastanowienia wszedł do pokoju młodszego rapera.
- Wstawaj – warknął na dzień dobry maknae, widząc
zakopanego po uszy w kołdrze L.Joe. – Udawanie, że śpisz nic ci nie da. Tak
samo jak udawanie wielce chorego.
- Weź się odwal i spuść z tonu – wycedził Lee, jeszcze szczelniej zakrywając się kołdrą i udając, że uparty maknae już sobie poszedł.
- Wstawaj, idioto! – Chang Jo brutalnie uświadomił kolegę, że nadal tam stoi, co więcej, wyciąga go spod kołdry.
- Weź się odwal i spuść z tonu – wycedził Lee, jeszcze szczelniej zakrywając się kołdrą i udając, że uparty maknae już sobie poszedł.
- Wstawaj, idioto! – Chang Jo brutalnie uświadomił kolegę, że nadal tam stoi, co więcej, wyciąga go spod kołdry.
L.Joe był
naprawdę wściekły, przez noc ta wściekłość jeszcze bardziej się skumulowała,
więc kiedy Choi zsunął z niego już całą kołdrę, to raper wstał raptownie i z zaciętą
miną przygwoździł młodszego kolegę do ściany. Chociaż maknae był większy od
L.Joe, to L.Joe nadrabiał wielkim uporem i charyzmą, więc teraz obaj mierzyli
się spojrzeniami pełnymi gniewu. Byung Hun chciał mu wygarnąć prosto w twarz,
żeby nie podskakiwał, bo być może dziś dowie się, że cały świat mu się zawali,
cała kariera i wszystko to, na co tak ciężko pracował. Natomiast Jonghyun miał
ochotę wyrzucić z siebie, co sądzi o Lee i że najchętniej nie widziałby go
więcej na oczy. Ale Chunji czuwał.
- Do kurwy nędzy, uspokoicie się czy nie?!
Chan Hee
znany był ze swojej anielskiej cierpliwości do wszystkiego i każdego. Jego
cechami charakterystycznymi nazywano właśnie opanowanie i zimną krew. Więc
kiedy sama oaza spokoju, jaką był Chunji, tak bardzo się denerwowała, to
znaczyło, że sytuacja jest krytyczna. Chłopak denerwował się tylko wtedy, kiedy
wszystko się waliło. Więc do tej pory może dwa razy. Licząc ten moment – trzy.
- Mnie już
naprawdę przestają interesować wasze problemy, urojenia, sprzeczki i inne
głupoty – warknął chłopak, przerywając na chwilę, by sprawdzić, czy krnąbrna dwójka
go słucha. Słuchała. – Aktualnie mamy znacznie poważniejszy problem niż fakt,
że macie ze sobą na pieńku… C.A.P właśnie rozmawia z managerem… Zdjęcia
odwołane, jutrzejszy program też, tak samo jak wywiad… Ogólnie mamy tydzień
wolnego! Ale wychodzić nie możemy. Cieszycie się? L.Joe, gratuluję ci, z całego
serca ci gratuluję. To wszystko przez ciebie.
Głos Chan Hee
pełen był jadu i pretensji. I Lee to zabolało. Nie sam fakt, że jego przyjaciel
miał do niego pretensję, ale fakt, że to, co mówił, to prawda – to wszystko przez
niego. Kiedy koledzy zostawili go samego, usiadł na łóżko i ciężko westchnął,
powstrzymując się od płaczu. W końcu chłopaki nie płaczą. Przełknął głośno
ślinę i w myślach prosił o wybaczenie, bo dziś znów się narazi. Siebie i
zespół. Siebie przeboleje, zespół nie… Ale musiał, inaczej nic nigdy by się nie
wyjaśniło, a on najprawdopodobniej do końca życia nie zaznałby spokoju. Po
głowie od wczoraj chodziły mu same ponure myśli, a kiedy przypomniał sobie Saki…
Ciężko mu było nawet mieć jedną pozytywną myśl.
Poznał ją, w
wieku 16 lat, przed debiutem, kiedy dopiero zapoznawał się ze światem showbiznesu.
Wtedy Byung Hyun nie był jeszcze L.Joe, dlatego mógł swobodnie korzystać z
życia, a że był ciekawy świata, nie odmawiał sobie wyjść z kumplami. Nie
odmawiał sobie też nowych koleżanek zapoznanych w klubie… Saki poznał w jednym
z nich, przyjechała z przyjaciółmi na wakacje. Spodobali się sobie, za dużo
wypili i skończyło się na wspólnej nocy – ot, prosta historia nastolatka.
Był ranek,
więc L.Joe położył się do łóżka, by spać do 13.00. Nie miał ochoty słuchać pretensji
kolegów, nie był głodny ani zainteresowany jakąkolwiek rozrywką. Głowę
rozsadzały mu różne myśli i migrena, co dawało zabójcze połączenie. Nie mógł
zmrużyć oka przez niepokój. Nienawidził tego uczucia wyczekiwania na cokolwiek.
Kosztowało to za wiele stresu.
Właściwie
mógł tak leżeć w ciszy i spokoju do umówionej godziny, ale co chwila wpadał do
niego Niel. Po co – nie wiedział. Ale znów poczuł tę niechęć do chłopaka. Nie
lubił, gdy ktoś się narzucał. I być może wypomniałby mu to, dałby mu po gębie,
czy cokolwiek innego, gdyby nie smutny ton głosu. Przecież to nie jego wina, że
L.Joe był skończonym idiotą…
Było po 12.00. Lee dobrze usłyszał, że nie mają prawa
wyjść za karę. Wiedział też, że jeśli spróbuje wyjść drzwiami, to powstrzyma go
wściekły lider, Chunji albo reszta. Musiał zaryzykować i wyjść oknem, by potem
zejść po rynnie… W duchu modlił się tylko, by jakieś paparazzi go nie
przyłapało, ponieważ dopiero z tego wyszłaby afera roku. Co tam afera… wtedy
mógłby zapomnieć o karierze, a TeenTop stałoby się pięcioosobowe.
Wzruszył
ramionami i kierowany impulsem, wyjrzał za drzwi, sprawdzając, czy nikt nie
idzie - nikt. Poszedł do salonu, gdzie siedziała reszta TeenTop. Panowało
grobowe milczenie. Ricky spał, Chunji coś czytał, C.A.P z Chang Jo grali w
jakąś grę na play station. Niel patrzył w okno. Przez chwilę w głowie rapera
zaświtał szatański plan, ale natychmiast z niego zrezygnował. A gdy tylko z
niego zrezygnował, Ahn spojrzał na chłopaka. L.Joe kiwnął, by dyskretnie
poszedł za nim. Po chwili siedzieli już w pokoju.
- Słuchaj – zaczął zdenerwowany Lee. – Nie chcę cię w to
mieszać, ale… muszę wyjść. Teraz. Oknem… Muszę, po prostu muszę, i dobrze by
było, żeby ktoś stał na czatach…
- Dobra, idź!
- Dobra, idź!
Lee odniósł
wrażenie, że Niel rozumie go w tej chwili bardziej niż on sam siebie. Zaśmiał
się w duchu na tę myśl, ale tylko poklepał kolegę po ramieniu, naciągnął buty i
bluzę z kapturem. Zaczął schodzić po rynnie. Od dawna nie był tak bardzo
wdzięczny trenerom, którzy wyćwiczyli u nich niezłą wytrzymałość i kondycję. Po
kilkunastu minutach stał już na ziemi, pędząc do pobliskiej kawiarenki i mając
nadzieję, że Daniel się spisze.
Miał też
nadzieję, że Saki na niego czeka. Powoli, wręcz zakradając się, wszedł do
małego i przytulnego lokalu, w którym na szczęście panowała pustka. Jedynie przy
oknie siedziała jakaś para. Przez chwilę nie mógł doszukać się dziewczyny, ale
ujrzał ją w najciemniejszym rogu sali przy wielkiej roślinie, która dość sporo
zakrywała. Uśmiechnął się na ten widok, jednocześnie czując, że serce mu zaraz
wyskoczy z klatki piersiowej.
- Cześć.
L.Joe szybko
zajął miejsce naprzeciw Saki, która nawet nie zdążyła mu odpowiedzieć. Spojrzał
na nią i miał zamiar już się uśmiechnąć, gdy nagle zobaczył na jej twarzy
jeszcze więcej zadrapań i siniaków niż wczoraj. Mimowolnie wziął głęboki
oddech. Dziewczyna to zauważyła, więc tylko zakryła się szczelniej apaszką, która
zdobiła jej szyję. Wtedy też chłopak spostrzegł na jej prawej ręce wielkiego,
świeżego siniaka. Naprawdę miał złe przeczucia.
- Co ci się stało? – zapytał, mając nadzieję, że Saki mu
odpowie, ale napotkał jedynie smutne spojrzenie. – Słuchaj… wiem, skąd cię
znam, naprawdę, przypomniałem sobie… ale najpierw chciałbym wiedzieć, skąd te
wszystkie obrażenia…
- To nie jest ważne – mruknęła niespodziewanie Japonka. – Nie spotkałam się z tobą po to, żeby o tym rozmawiać.
- Ale to nie jest normalne…
- To nie twoja sprawa.
- To nie jest ważne – mruknęła niespodziewanie Japonka. – Nie spotkałam się z tobą po to, żeby o tym rozmawiać.
- Ale to nie jest normalne…
- To nie twoja sprawa.
Zabolały go
te słowa, były pełne pretensji i żalu, jakby to jednak była jego sprawa. Więc
niby jak miało go to nie obchodzić? Chciał już coś odpowiedzieć, ale spostrzegł
to, że była dziwnie zalękniona. Zaczął ze sobą łączyć logiczne fakty. Domyślał
się, co to znaczy, ale postanowił tę kwestię zostawić na później, teraz postanowił
skupić się na czymś ważniejszym, nie strasząc jej niepotrzebnie.
- Dobrze… Wiem – po raz kolejny zaczął L.Joe, patrząc w
blat stolika. – Spotkaliśmy się w klubie, jakieś trzy lata temu… takie
przypadkowe spotkanie… młodzi byliśmy, zaszaleliśmy… I bez urazy… - chłopak
spojrzał na dziewczynę, bo nie wiedział, jak może zareagować na dość niemiłe
słowa. – Ale nie jesteś jedyną, z którą kiedyś się zabawiłem.
- Zapewne – odparła chłodno brunetka. – Ale uwierz, że nie jestem jakąś chorą fanką… Musiałam się z tobą spotkać, musiałam… To bardzo ważne.
- Ale o co chodzi, wytłumaczysz mi to? Powiesz mi? Bo że ważne, to już mi powiedziałaś…
- Zapewne – odparła chłodno brunetka. – Ale uwierz, że nie jestem jakąś chorą fanką… Musiałam się z tobą spotkać, musiałam… To bardzo ważne.
- Ale o co chodzi, wytłumaczysz mi to? Powiesz mi? Bo że ważne, to już mi powiedziałaś…
Raper tracił
cierpliwość. Po pierwsze dlatego, że jeśli ktoś go tu zobaczy, to będzie w
krytycznej sytuacji. Po drugie, ta niepewność i stres go bardzo męczyły. Chciał
już wiedzieć, co niby jest takiego wyjątkowego w tej dziewczynie, w całej jej
sytuacji, że znaczyła więcej niż zwykła fanka. Chciał mieć już święty spokój. Chciał
się dowiedzieć, że to nic, że ona sobie coś uroiła jak większość. I tyle.
- Jeśli chcesz, to chodź za mną. Mamy mało czasu.
Zamurowało
go. Jak to mało czasu? Gdzie iść? Po co i dlaczego? Tyle pytań, coraz więcej
niepokoju i zdenerwowania. Zaczynał odnosić wrażenie, że Saki się z nim droczy,
chce mu zrobić jakiś głupi żart, a że ta cała sytuacja jest wyreżyserowana i
zaraz zza rogu wyskoczy kamera i okaże się, że to kolejny z tych głupich
programów dla młodzieży.
Prychnął pod
nosem, ale poszedł za roztrzęsioną Saki. Oczywiście zostawiając kilka metrów
odstępu. W zwykłych jeansach, adidasach i czarnej bluzie wyglądał niczym zwykły
koreański chłopak, więc miał nadzieję, że to uchroni go od przykrych
nieporozumień. Szedł za dziewczyną, rozglądał się, ona też. Po kilkunastu
minutach znaleźli się w metrze. Weszła do niego, on za nią. Jechali jakieś pół godziny.
Wysiedli, a L.Joe już wiedział, że musi się jej pilnować, bo nie był to znany
mu teren. Przechodzili obok bloków, ogródków, gdzieś zaszczekał na niego jakiś
mały pies. Po kolejnej pół godzinie znaleźli się na niezbyt ciekawym osiedlu.
Po kilku minutach wspinali się po pomazanej graffiti klatce schodowej. To
wszystko coraz mniej mu się podobało… Nie, to nie podobało mu się od samego
początku.
Ale już za chwilę wszystko miało się wyjaśnić.
To się porobiło xD
OdpowiedzUsuńL.Joe szaleje, oj szaleje... Tylko czekać na kolejny artykuł. I niestety tylko zespól na tym cierpi, no ale nic... Trzeba chłopaka zrozumieć. Nie fajnie, jak tak człowieka coś męczy... Dobrze, że chociaż Niel go rozumie xD
Jedna dziewczyna, jedna noc, i masa konsekwencji... Taaa, i problemów ;p
Jestem ciekawa tych całych wyjaśnień.
No i widzę, że Chang Jo to kolejny, który znajduje sobie problemy... No nic to, i tak on i L.Joe są tutaj cudowni <3
I tak denerwować biednego Lee... Nie ładnie no xD
W takim miejscu skończyć, no wiesz co? I ja teraz się będę zastanawiać, o co mogło chodzić, bo oczywiście przychodzi mi do głowy kilka opcji, ale wiedząc, że mój tok myślenia bardzo różni się od Twojego, prawdopodobnie żadna nie jest trafiona...
OdpowiedzUsuńW każdym razie to ja współczuję całemu zespołowi, ma sobie taki jeden chłopaczek problemy ze sobą, a cierpią przez to wszyscy. Nie dziwię się, ze nawet Pan-Anielska-Cierpliwość w końcu się zdenerwował.
Z drugiej strony L.Joe też ma swoje powody, wiadomo, ale jakoś kompletnie mu nie współczuję, nie wiem dlaczego, poważnie nie wiem, ale no po prostu mam ochotę go walnąć w łeb i tyle. Ta Saki zresztą tak samo, zamiast powiedzieć po prostu, o co chodzi, to mówi zagadkami, wywozi biednego chłopaka nie wiadomo gdzie... Niby z jednej strony rozumiem, że niektórych rzeczy się nie da powiedzieć, trzeba pokazać,ale mimo wszystko, nie lubię jej, no. Teraz tylko czekać na kolejny artykuł, poważnie xD
I w ogóle miałam coś jeszcze napisać, ale już nie pamiętam co i w ogóle nie umiem pisać komentarzy, ale Cię kocham, i Twoje opowiadanie też kocham, więc pisz szybko kolejne rozdziały, zanim ciekawość mnie zeżre od środka ;P