piątek, 25 stycznia 2013

Tajemnice - Część I




Był środek koncertu, kolejnego w ciągu trzech dni. Być może z przemęczenia, może z jakichś innych pobudek, L.Joe znów odnosił to dziwne wrażenie, że ktoś go obserwuje. Jednak to wrażenie było kompletnie nie na miejscu i zakrawające o obsesję, ponieważ patrzyło na niego tysiące dziewczyn. Tysiące fanek i fanów. I Niel. Ale tym razem to nie był wzrok Niela… W końcu odpuścił sobie tę dziwną myśl, starając cieszyć się koncertem.

Koncert się skończył. Kilka tygodni przygotowań, jak nie dłużej, na dwugodzinne show. Takie życie gwiazdki boysbandu. Po koncercie żaden z nich nie miał jednak czasu ani ochoty na głębsze rozmyślania, więc po prostu szybko się uwinęli i spakowali do vana. Po dwóch godzinach każdy już leżał w łóżku i spał.
Następnego dnia mieli fanmeeting w Seulu. Wstali jak zwykle bardzo wcześnie, bo przed nim czekał ich wywiad. Po wywiadzie natomiast, Chunji i Ricky brali udział w jakimś programie z pod znaku tych raczej niegrzeszących inteligencją. Tym sposobem reszta TeenTop miało trzy godziny wolnego.

Chang Jo z miejsca stwierdził, że idzie spać. C.A.P był jednak bardziej ambitny, więc postanowił poćwiczyć kroki w sali prób do najnowszej piosenki. L.Joe poszedł w ślady maknae, a przynajmniej miał taki zamiar. Tylko powód miał inny. Powód Chang Jo nazywał się „zmęczenie”, powód Lee - „Niel”. Niel za to postanowił pograć w jakąś grę na komputerze.

L.Joe udawał, że zasnął na kanapie, wpatrując się uparcie w oparcie, jakby to mogło mu naprawdę pomóc w zaśnięciu. Tak naprawdę zastanawiał się, co jest nie tak. Z nim. Od jakiegoś czasu odnosił to dziwne wrażenie, że jakiś wzrok uparcie go śledzi. I to nie był wzrok Niela, niby z jakiej racji? Ogólnie Niel zachowywał się bardzo normalnie, więc Lee tym bardziej nie potrafił zrozumieć swojej nieuzasadnionej awersji do niego. Ostatnimi czasy w ogóle nie potrafił siebie zrozumieć. To męczyło.

I chyba nie tylko jego, bo jego młodszy kolega najwyraźniej też to zauważył. Na początku chciał wiedzieć, o co chodzi, co się stało, później dał sobie spokój, widząc wzrok rapera. Wiadomo, że w żadnym zespole nie było idealnie, w TeenTop też nie, jednak na początku było dobrze. Teraz jedna osoba zaczynała to zmieniać na gorsze. I tą osobą był Lee Byung Hun.

To nie polegało na tej zasadzie, że Nielowi się coś wydawało. Bo w takim razie musiało się wydawać i Chunjiemu, i ich liderowi. Ahn nie raz słyszał ich szepty, że coś jest nie tak, jednak nie potrafi sprecyzować co. Wiadomo było z kim… jednak – co?

Najśmieszniejszy w tym wszystkim był fakt, że młodszy raper doskonale zdawał sobie z tego sprawę. A im bardziej z tym walczył, tym bardziej ten problem się w nim rozwijał. Nie mógł oczekiwać zrozumienia czy pomocy od kolegów, skoro sam nie wiedział, o co mu chodzi. A ten problem pogłębiało wrażenie, że nie chodzi tylko o jednego członka zespołu, tylko o coś innego, o coś niezwiązanego z grupą. L.Joe od jakiegoś czasu nosił w sobie uczucie niepokoju i to przysłowiowe „złe przeczucie”. I tę nikłą nadzieję, że to złe przeczucie pozostanie niespełnioną myślą.

L.Joe wytrwale udawał, że śpi, i nawet zachciało mu się spać, kiedy do salonu zawitał starszy raper, który od razu wziął się gotowanie. Ktoś musiał ich karmić, bo oprócz niego i Ricky’ego nikt nie zbliżał się do kuchni, ponieważ to groziło pożarem. A że ten drugi wyginał śmiało ciało w jakimś programie, ich lider postanowił zafundować reszcie spaghetti.

- Chłopaki! Jedzenie! – wrzasnął z kuchni, a maknae obudził się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i jako pierwszy znalazł się przy stole, zaraz za nim L.Joe.
- Niel! – wydarł się raper, bo tylko jego brakowało.
- Idę, idę – Ahn się bardzo ociągał, więc kiedy znalazł się przy stole, dostał kopniaka od Chang Jo.
- Nie kop mnie, debilu! – obruszył się Ahn, krzywiąc się i rozmasowując sobie lewą łydkę.
- To ruszaj się szybciej, ja tu z głodu umieram!
- A co, myślisz, że ja nie?

Ich rutynową wymianę zdań przy posiłku przerwał lider, który zarządził jedzenie. Zapanowało milczenie. Teoretycznie milczenie naturalne, bo wiadomo, że kiedy pies je, to nie szczeka. Tym razem nie do końca tak było. Lekkie napięcie na linii młodszy raper – reszta zespołu, było wyczuwalne. Może nie w tym stopniu, żeby któryś miał odejść od stołu, ale wszystko wskazywało na to, że właśnie to napięcie miało w przyszłości ewoluować…

Kiedy jedli w ciszy, do kuchni wpadli - co najmniej - zmęczeni Chunji z Ricky’im. Bez jakiegokolwiek słowa nałożyli sobie porcję makaronu i zaczęli jeść. Reszta TeenTop wiedziała, że teraz i tak nie warto o nic pytać, ponieważ po takich programach żaden nigdy nie miał siły rozmawiać. Jednak po pół godzinie każdy już siedział w samochodzie w drodze do Seulu. Musieli wyjechać wcześniej – w końcu przed spotkaniem z fanami musieli się przebrać, uczesać i podkreślić oko.

Tak, jak zaplanowano, spotkanie rozpoczęło się o 17.00. Najpierw krótki występ, krótka przemowa, jacy to fani nie są wspaniali. Następnie pytania od fanów, podsumowanie i na końcu rozdawanie autografów. Miłe uśmiechy, gesty, pełno „aegyo” i błysku fleszy. Fanmeeting jak fanmeeting. Może nie do końca.

Gdyby L.Joe mógł, to sam sobie dałby w twarz. De facto, uśmiechał się, był miły i robił śmieszne miny, ale to było tak wymuszone, że był na siebie wściekły. A wszystko tylko dlatego, że znów odniósł to dziwne wrażenie, że ktoś na niego patrzy. W tym momencie bardziej zaskakującym stwierdzeniem i odkryciem byłoby to, że nikt na niego nie patrzy… Tłumy fanek, normalnych, nienormalnych, napalonych, nienapalonych, fanów, fanobyów, ekipy i wszystkich innych ludzi. Ale Lee wyławiał z tego wszystkiego coś innego, wzrok o zabarwieniu nie-ubóstwiającym, a wzrok pełen goryczy i ciekawości… Przez ułamek sekundy pomyślał nawet, że niedługo będzie musiał konsultować się z psychiatrą. I na tę myśl po raz pierwszy dzisiejszego dnia się naturalnie uśmiechnął.

Rozdawał autograf za autografem, jego koledzy tak samo. Fanmeeting jak fanmeeting. Lee coraz bardziej się w tym utwierdzał, uspokajając samego siebie. Organizacja też była jak należy, więc powodu do stresu mieć nie powinien. A i fani pokazywali klasę…

- Dla kogo? – zapytał uśmiechnięty Byung Hun, nie patrząc na fankę, a na singiel „Come Into The World”.
- Dla Saki – rzuciła dziewczyna delikatnym głosem, jednak ten dalej na nią nie patrzył. – Z dedykacją dla Saki.

Chłopaka ogarnęło TO dziwne uczucie silniej niż zazwyczaj. Mimo to podpisał singiel z uśmiechem. „Dla Saki od L.Joe”. Tym razem nie wyszedł mu ten podpis, bo zamiast skupiać się na jego rozmachu, skupił się na znajomo brzmiącym imieniu dziewczyny. No tak, przecież byli w Japonii i nie pierwszy raz podpisywał coś imieniem „Saki”.

W końcu, jak gdyby nigdy nic, chłopak spojrzał na dziewczynę stojącą przed nim. Bez wątpienia nie była Koreanką. Wiedział to, po pierwsze dlatego, że miała zły akcent. Po drugie, wystarczyło na nią spojrzeć – to nie był koreański typ urody.

Tak czy inaczej, była ładna. Miała duże, ciemne oczy, proste włosy za ramiona, pofarbowane na brąz, pełne usta, rozciągnięte w niewyraźnym uśmiechu. Nic nadzwyczajnego. Po prostu ładna Japonka o imieniu Saki. I ten wzrok… L.Joe przeszły dreszcze. Patrzyła na niego, jakby go znała. Z wyrzutem. Z niemą skargą. Oczywiście, można by rzec, że niektóre fanki tak mają – znają idola z programów, Internetu, jakichś dziwnych plotek, potem im się wydaje, że znają swojego ulubieńca lepiej niż on sam siebie. Ale to nie był ten typ. A najgorsze w tym wszystkim było to, że jemu też wydawało się, że ją zna.

I był przekonany, że ją zna, poznał kiedyś, dawno temu, by po sekundzie stwierdzić, że ma chore urojenia. Zanim jednak zdążył zweryfikować prawdę u źródła, źródło odeszło szybkim krokiem ze spuszczoną głową. Oczywiście, jedynym rozwiązaniem było pobiegnięcie za tajemniczą Saki, ale przecież nie mógł. Gdyby to zrobił, ucierpiałby on, zespół, do tego paparazzi od razu wywęszyliby jakiś skandal, którego na dobrą sprawę nie było – jak większości skandali w światku kpopu.

Spotkanie dobiegło końca. Chłopcy ładnie się pożegnali, fani również. Po męczącej podróży znaleźli się w swoim miejscu zamieszkania. Wstać mieli o 5.00, ponieważ szykował się kolejny koncert, dlatego bez dłuższych ceregieli poszli spać. I zasnęli. Oprócz  L.Joe.

Nie mógł zasnąć. Starał się bardzo, mimo to nie potrafił. Przed oczami miał jej twarz, smutne oczy i jakieś na głos niewypowiedziane wyrzuty. Coś było nie tak i tym razem był prawie pewny, że „złe przeczucie” się zrealizuje. I że ją jeszcze nie raz spotka…

Nie wiedział, co to wszystko ma znaczyć, czy może zwariował od sławy, zmęczenia czy nie wiadomo czego, ale postanowił, że musi o tym z kimś porozmawiać. Jutro. Jutro to zrobi.

1 komentarz:

  1. No, no... Ciekawe, co tak dręczy L.Joe... I co to za wzrok, który go obserwuje? I co to za dziewczyna? I skąd ją mógłby znać? I czy coś ich łączyło? A może jednak nic? Nie, no interesujące to jest.

    No i w ogóle, czemu psuje atmosferę w zespole? I co się tak tego Niela uczepił? Niech mu ta spokojnie żyć, a nie jakąś urojoną awersje ma do chłopaka.

    Także, czekam na kolejną część ;p

    OdpowiedzUsuń